Wreszcie... spokojne miejsce, w którym mogę się ustatkować i zostać na stałe. Wzięłam głęboki wdech, a po chwili wydech. Czułam wiele pięknych zapachów. Nawet te, które nikt inny nie byłby w stanie nazwać. Były to zapachy trawy, kwiatów, natury otaczającej mnie, nowej drogi życia, nowych znajomości i nowych przygód. Kto wie, co mnie tutaj spotka.
Czika pomogła mi odnaleźć swój charakter, który zagubił się i załamał gdzieś we mnie. Znów mogłam odczuć spokój i chęć do życia jak i mój optymizm, bez którego nie mogłabym normalnie funkcjonować.
Przy tym wszystkim jednak nie mogę wymazać przeszłości z mojej pamięci oraz nie chcę, aby tak się stało. Mój ojciec zginął broniąc rodzinę oraz stado. Zginął nie na marne. Był, jest i będzie moim autorytetem. Zginął po to, abym teraz mogła tu być, zginął za rodzinę, aby dalej mogła żyć.
Powiedziałabym teraz "dobra, dosyć tych smętów", jednak nie nazwę tego w ten sposób. Było to miłe... tak miłe przypomnienie nauki o poświęceniu oraz lojalności i jaką lekcje dostałam od życia.
Jestem bardzo wdzięczna Alfie za podbudowanie mnie i podniesienie na duchu. Teraz służę w armii i pragnę być na każde jej skinienie. Chcę, aby miała na kim polegać i żeby mi ufała.
Przede mną malowała się niesamowita przestrzeń, której podłożem była piękna, nieco błyszcząca w słońcu malachitowa trawa. Poczułam zapach wolności. Zamknęłam oczy, aby skupić się na pozostałych zmysłach. Ta piękna cisza, do której czasami coś szepcze ciepły wiatr, była niezwykła. Niedługo może już tutaj nie będzie tak cicho. Lepiej teraz się wsłuchać i zapamiętać ten niespotykany odgłos. W mojej rodowitej sforze tego nie było.
Dotyk... miękka ściółka, czyli tutaj trawa, która nie była jeszcze deptana przez wiele łap.
Powoli otworzyłam oczy. Jeszcze raz przyglądnęłam się otoczeniu i przygotowałam się do wyścigu z wiatrem. Niesamowite uczucie, jeżeli ktoś jest czuły na takie rzeczy w takim stopniu jak ja. Czy zaskoczę teraz gdy powiem, że natura nie jest moim żywiołem? A nadawałabym się na to idealnie...
Kiedy już byłam gotowa, wystartowałam z miejsca jak najszybciej mogłam. Z wielkim uśmiechem na pysku gnałam przed siebie, a w pewnym momencie użyłam mocy i zmniejszyłam opór powietrza w okół ciała, co spowodowało zwiększenie prędkości. Ledwo, ledwo nadążyłam z łapami, aż w końcu na mojej drodze stanęła górka, z której wybiłam się z rozpędu w powietrze. Tam swobodnie poszybowałam do najbliższej chmurki i zatopiłam się w mięciutkim posłaniu. Ułożyłam się wygodnie i zamknęłam oczy chcąc uciąć sobie małą drzemkę. Jednak przed tym zastanowiłam się nad jedną rzeczą... Tak właściwie to jak smakuje chmura? Mogę się o tym łatwo przekonać. Wzięłam więc odważnego gryza mojego posłania. Pożułam, pożułam, po czym wyplułam. Nie dało się tego przełknąć, ani skosztować... bez smaku (tutaj Reiko pragnie porównać chmury do wacików kosmetycznych). Wracając do drzemki, zsunęłam w dół powieki znów i oddałam się w objęcia Morfeusza.
Mój sen nie trwał długo, gdyż w pewnym momencie usłyszałam skrzydła jakiegoś potężnego zwierzęcia. Nie wystraszyłam się jednak, gdyż wiedziałam, że teraz tutaj mi nic nie grozi i leniwie rozejrzałam się w około. Nikogo nie było, dlatego znów się wtuliłam w puch, jednak miało mnie obudzić coś innego. Jak się z czasem okazało, było to pociągnięcie mnie za ogon, przez co przeleciałam przez chmurę, która nie była ba tyle wytrzymała, aby nie przepuścić mnie przez siebie.
Leciałam chwilę w dół z krzykiem, jednak potem uzmysłowiłam sobie jaki mam żywioł... Taa, uznajmy, że tego nie było... Zatrzymałam się w powietrzu i odwróciłam się w stronę chmury, która posiadała dziurę zrobioną na wylot. Obok unosił się na skrzydłach potężny biały lew, który powstrzymywał się od śmiechu.
Kiedy uświadomiłam sobie co się właśnie stało, sama zaczęłam się śmiać i podfrunęłam do samca moimi nieistniejącymi skrzydłami.
Armor?
✐ 605 słów
+15 SK
+15 SK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz