piątek, 31 sierpnia 2018

Od Neitrasa CD. Solaris

Kilka chwil leżałem skryty wśród wysokiej trawy, z uwagą i zainteresowaniem oglądając pumę o obcym zapachu, po którym poznałem, iż nowa samica z pewnością nie należała do Stada Adamantium. Niosła ze sobą woń samotnika, takiego, jakim i ja do niedawna byłem, nim jako pierwsza w stadzie odnalazła mnie Shira, bezsilnego i rannego.
— Kim jesteś? — zapytała nagle obca. Nie umknęła mojej uwadze jej nastroszona w nieprzyjaznym geście sierść. Wyglądała też na nieco spłoszoną, niepewną, a jej ogon drgał w lekkim zdenerwowaniu. Choć jej pewny i ostry głos nie dawał żadnych oznak strachu, po jej pełnej napięcia postawie wyczytałem, że kocica z pewnością zdawała sobie sprawę, iż przebywała na terytorium obcego stada.
Z cichym westchnieniem podniosłem się z ziemi, a wtedy puma szybkim ruchem odwróciła się, stając ze mną pysk w pysk.
Uśmiechnąłem się do niej, choć raczej nie był to jeden z dobrotliwych czy przyjaznych uśmiechów.
— Będąc w gości wypadałoby się wpierw pierwszemu przedstawić. O ile mogę cię tu za gościa uważać — dodałem z kpiącym błyskiem w oku. — Jak przekonasz mnie, że nie przybyłaś tu szpiegować? — zapytałem. — Skąd przyszłaś? Zdajesz sobie sprawę, że mocno naruszyłaś granice Stada Adamantium? — Wiedziałem, że Czika, będąc wyrozumiałą i sprawiedliwą Alfą nie ukarałaby srogo takiego występku, jednak nieznajoma nie mogła o tym wiedzieć, więc nie powstrzymałem się od wytknięcia jej: — W pewnych srogich granicach mogłoby ci to grozić śmiercią, intruzko.
Samica wyglądała przez ułamek sekundy na zmieszaną, jednak po chwili zwróciła wprost na mnie twarde spojrzenie, wzięła głęboki wdech i zaczęła:
— Na imię mi Solaris. Nie jestem szpiegiem; nie mam jednak nic na udowodnienie swoich słów, więc twoja wola, wierzyć mi czy nie. Przyszłam... z daleka, nie zamierzam zabawić tu długo.
— Na prawdę wdarłaś się tu tylko po to, by wykąpać w jeziorze? — drążyłem uparcie. — Tak bardzo zagłębiając się na nasze terytorium? — Otwierała już pysk, by mi odpowiedzieć, ale nie pozwoliłem jej na to i kręcąc z teatralną dezaprobatą oraz smutkiem głową, ciągnąłem: — Na razie dajesz mi coraz większe wątpliwości co do twojej niewinności i same powody, by cię podejrzewać. Gdyby to ode mnie zależało, przepędziłbym cię stąd bez chwili wahania, ale nie zależy – więc zaprowadzę cię do mojej Alfy.
— Rozumiem — powiedziała Solaris niechętnie kiwając głową. Nie wyglądało na to, by zamierzała sprawiać problemy po drodze, jednak kto wie? Nie wyczytałem z jej poważnego pyska chęci wyrwania się i narobienia mi kłopotów, ale tylko ona wiedziała, jakie plany tlą się już w jej łbie.
Wyminąłem ją i dałem skinięciem ogona znać, by trzymała się obok mnie i za mną podążała. Jeśli zamierzałaby uciec, gotów byłem ją ścigać, ale w razie, gdyby zdecydowała się mnie zaatakować, prawdopodobnie nie miałem prawa jej zabić. Moją czujność jednak chwilę potem stępiło głośne burczenie brzucha za mną.
Rzuciłem pumie na wpół wyrozumiałe, na wpół kpiące spojrzenie, ale prowadziłem ją dalej. Być może kocica nie przybyła na te tereny w nieczystych intencjach, a po prostu skłoniona głodem? Jak długi czas już nie jadła? Na pierwszy rzut oka nie wygląda na niedożywioną, myślałem. I skąd tak właściwie przyszła? Może wkrótce usłyszę od niej szczerą odpowiedź.

<Solaris?>
 ✐ 520 słów
+15 SK

Od Solaris- ,,Towarzysz''

Do stada dołączyłam niedawno. Nie znam tu prawie nikogo, więc pierwszym pomysłem na jaki wpadłam było znalezienie towarzysza. Od alfy usłyszałam, że może ona mi jakiegoś przydzielić albo mogę poszukać go sama. Warunkiem jest tylko to, żeby był to smok. Gdzieś kiedyś słyszałam, -ale nie pamiętam gdzie dokładniej- że smoki kochają złoto i drogocenne kamienie oraz przedmioty, a skarby najlepiej szukać na plaży albo w górach. W końcu gdzie skarb, tam bogactwo, a wraz z tym i smok się znajdzie. Kopanie w piasku to raczej nie moja bajka, a podwodne królestwo (o ile jakieś istnieje) nie jest moim marzeniem do przeszukiwania. Prostą drogą eliminacji wybrałam pójście na poszukiwania w góry. Znając życie poszukiwania będą trwały dość długo, no chyba, że będę miała trochę szczęścia i szybko go odnajdę. Uznałam, że całe to poszukiwanie w górach może być świetnym treningiem, więc postanowiłam ograniczyć użycie moich mocy. Zadowolona ze swojego pomysłu ruszyłam w stronę gór. Dotarcie tam zajęło ładnych kilka godzin i powoli nadchodził zmrok. Podobno w górach nocą jest strasznie niebezpiecznie, ale mimo to postanowiłam już zacząć poszukiwania. Całe szczęście, że jestem kotem (chociaż dzikim) i widzę w ciemnościach. Nie było tu ani jednej ścieżki, którą mogłabym pójść. Pełny survival. Postanowiłam przeszukać kamienne ściany. Problem stanowiło jednak to jak mam znaleźć się po drugiej stronie, czyli na górze obok, nie wpadając w przepaść je dzielącą. Dla pewności wrzuciłam tam jakiś kamyk, ale nie usłyszałam odgłosu upadku. Woda też tam raczej nie płynie. Kawałek dalej dostrzegłam wiszący most. Nie wyglądał na bezpieczny, ale lepsze coś niż nic. Poszłam w jego kierunku skacząc z jednej skały na drugą tak, żeby nie upaść. Dotarcie tam zajęło mi dobrą chwilę, ale dopiero wtedy mogłam ujrzeć most, a raczej jakąś strasznie niestabilną karykaturę mostu. Jego skład to głównie kawałki drewna w nieregularnych odstępach i liny. Wtedy pojawiło się w mojej głowie pytanie czy nie lepiej byłoby przelecieć na drugą stronę. W tej samej chwili przypomniałam sobie o moim postanowieniu. Nie i tyle. Wzięłam głęboki oddech i z czystym przerażeń ruszyłam przed siebie. Na początku poruszałam się bardzo ostrożnie, ale kilka desek po drodze albo się złamało, albo spadło. Każde takie zdarzenie odbijało się niemal zawałem mojego serca. W połowie poczułam, że coś się dzieje z linami. Właśnie w tej sekundzie, nie zważając na nic, pognałam prosto przed siebie. Ledwo zdążyłam, a jedna z lin się zerwała. Nie będę mogła już wrócić tą samą drogą. Rozejrzałam się dookoła. Była tam pozostałość po starej kopalni. Mój czujnik skarbów zaczął pikać. Zawalone przejście=była kopalnia=złoto i inne skarby=smok. Taki był mój tok myślenia. Zanim pomyślałam, dzięki mocy zniszczenia rozwaliłam skały obok. Nosz, do szarego jednorożca by to! Pokręciłam głową na swoje własne zachowanie przy okazji zastanawiając się czy nie ułożyć tych kamieni z powrotem na miejsce. Pomysł ten powstrzymał to, że w środku ujrzałam śpiącego smoka.
-Kim jesteś?-Spytał jakby w myślach.
-Nazywam się Solaris, przybyłam tu, żeby ci zaproponować zostanie moim towarzyszem!-Krzyknęłam.
-Czemuż miałbym zostać towarzyszem wilka? Jaki w tym cel?
-Żaden! Nie sądzisz jednak, że byłoby ciekawiej niż siedzieć w jaskini po kres swoich dni?-Uśmiechnęłam się.
Smok wydawał się zaskoczony moją odpowiedzią. Wydawało mi się, że był poniekąd szczęśliwy.
-Niech będzie. Nazywam Avinash w skrócie, ale tylko dla ciebie, Avi.
-Miło mi cię poznać, Avi.-Podeszłam i dotknęłam go swoim czołem.
-Wzajemnie.-Dodał.
Może to tylko moja wyobraźnia, ale chyba się trochę zawstydził.
-Chodźmy. Zaprowadzę cię na tereny stada do którego należę i przedstawię alfie.
-Wygodniej będzie polecieć.-Dodał.
Wyszedł z "jaskini" i rozłożył skrzydła. Wystarczyło mu zaledwie kilka machnięć nimi, aby znalazł się wysoko na niebie. Skoro zdecydował wracać się w ten sposób...Odbiłam się od skały i doleciałam do niego.
-Lećmy zatem!
Leciałam kawałek przed nim. Alfie przedstawiłam go na następny dzień, ponieważ przez przypadek pomyliłam kierunki to droga zajęła nam znacznie dłużej. Avi od dziś oficjalnie jest moim smoczym towarzyszem i może uważam tak tylko ja, ale i przyjacielem.
<KONIEC>

Od Solaris

Rozejrzałam się dookoła siebie szukając czegoś zdatnego do jedzenia w obrębie mojego wzroku. Niestety, wszędzie sama trawa i ewentualnie kamienie. Promienie słońca też zaczynały mi już dokuczać. Zdecydowanie lepszym pomysłem byłaby dalsza wędrówka w nocy, ale głód na noc niestety nie poczeka. Westchnęłam i położyłam się na środku tej polany. Może w końcu coś przyjdzie, cokolwiek byleby można łatwo to zabić. Prawdopodobnie zamiast chodzić po polanie powinnam pójść szukać czegoś do lasu albo próbować złapać ryby w morzu bądź jeziorze. Gdybanie nad tym jednak nic mi nie da. Zamknęłam na chwilę oczy i wzięłam głęboki oddech. W okolicy wyczułam kilka stworzeń, ale niepokoi mnie fakt, że nie trzymają się w stadzie. Szybko więc wstałam i pobiegłam przed siebie w stronę szumiącej wody. Pewnie przez przypadek weszłam na czyjeś tereny, no pięknie. W kilka minut dobiegłam do słyszanej przeze mnie wcześniej wody. Spojrzałam w jej taflę i zobaczyłam swoje odbicie. Sierść strasznie mi się potargała, w dodatku brudna od piasku i kto wie czego jeszcze? Nawet pomimo mycia się językiem. Wskoczyłam do wody trochę popływać. Dno było nieco bardziej płytkie niż myślałam. Skorzystałam z okazji, żeby się umyć. Po jakimś czasie wyszłam na trawę. Za pomocą języka i wiatru szybko wysuszyłam sierść i ją ułożyłam. Powoli słońce zaczynało już zachodzić i nastawać noc. Idealna pora na polowanie, przynajmniej według mnie. Jednak kiedy zamierzałam już iść poczułam czyiś wzrok na sobie. Lekko nastroszyłam sierść i spytałam:
-Kim jesteś?
<Ktoś?>
 ✐ 236 słów
+5 SK

Wyrzucamy!

Te postacie na dzień obecny lądują w POCZEKALNI ADOPCYJNEJ, tylko dlatego że właściciele nie odpisali na wiadomość o otwarciu Stada Adamantium. W poczekalni nikt nie może ich adoptować a jedynie czekają na właściciela który może odebrać je w ciągu dwóch tygodni z 30 SK w kieszeni. Czyli jeśli członek odpowie na wiadomość pisząc iż zostaje, jego postać zostaje przywrócona do zakładek. Oczywiście gdy ktoś nie zdąży po dwóch tygodniach, nadal ma możliwość przywrócenia postaci, lecz bez 30 SK w kieszeni (oczywiście to taka rekompensata że postać wylądowała na odrzucie). Więc z dniem dzisiejszym wyrzucamy 6 postaci:

|4 lata|Pantera śnieżna|Szpieg|-|-|Czarna_Pantera|
|Myśli  Zmysły|

|3 lata|Gepard|Szpieg|-|-|layra69|
|Magia|

|3 lata|Lew|Obrońca pary Alfa|-|-|Daagaa|
|Lód ✧ Woda|


 

Akuroshi
3 lata|Lew|Szpieg|-|-|Champion7476|
|Powietrze ✧ Czarna magia|

 
Seven
|3 lata|Gepard|Szaman|-|-|Cook!e|
|Umysł ✧ Natura|

✧✧


Korr
|3,5 roku|Mieszaniec|Nauczyciel młodych|-|-| sasha54|
|Magia ✧ Natura|

✧✧✧✧✧

Od Reiko CD. Armor King'a

Kiedy odleciałam na pewną odległość i myślałam, że samiec dał mi wygrać, nagle zerwał się silny wiatr. Co było dziwne, kiedy spoglądnęłam w dół, drzewa były nietknięte, co musiało oznaczać, że wichura panowała tylko tam, gdzie ja się znajdowałam, a to było bardzo dziwne zjawisko. Już po chwili znalazłam się w trąbie powietrznej i nie mogąc oprzeć się wiatru, zostałam porwana i miotana w kółko. Temperatura cały czas malała i słychać było grzmoty, jakby pioruny uderzały blisko mnie. W pewnym momencie oddychanie zostało utrudnione. Nie mogłam wziąć wdechu, okropne uczucie. W momencie straciłam przytomność.
~*~
Nim otworzyłam oczy, poczułam zimno. Czułam też, że byłam mokra i powoli próbowałam sobie przypomnieć co się wydarzyło, że znalazłam się właśnie tutaj. Wtem usłyszałam zapytanie czy żyję. Był to znajomy głos samca, którego niedawno poznałam. Przypomniało mi się przy okazji, co się działo. Zakaszlałam, co było nieudaną próbą powiedzenia czegokolwiek, jednak zdołałam powiedzieć zachrypniętym głosem, że mi zimno. Poczułam po chwili coś w rodzaju okrycia. Otworzyłam oczy i ujrzałam białego lwa leżącego obok, który przykrył mnie swoim pierzastym skrzydłem, jeżeli tak to można nazwać, w końcu moje takie nie są... mięciutkie. Z każdą chwilą temperatura mojego ciała wzrastała do normalnej, a w tym czasie oboje zasnęliśmy.

Pierwsze co poczułam to piasek pod sobą. Byłam bardzo zdziwiona, czy ktoś z mojej jaskini zrobił plażę? A nie, przecież właśnie na niej jestem po wczorajszych wydarzeniach - przynajmniej tak zakładam, że upłynęła noc... Wtem usłyszałam ćwierkanie ptaka, który zwiastował wczesną porę. Przeciągnęłam się i otworzyłam oczy. Ujrzałam piękne błękitne niebo, a obok jedynie odciśnięty ślad lwa. Najwidoczniej gdzieś poszedł... może wróci, może nie. Wstałam otrzepując się z piachu, a kiedy się odwróciłam, zobaczyłam Air'a, który mi się przyglądał. Pogładziłam go po pyszczku, po czym odleciał, jakby chciał jedynie sprawdzić czy wszystko w porządku. No tak, wczorajszy dzień był dziwny. Dalej nie wiem jak doszło do dziwnych anomalii pogodowych, akurat tam, gdzie byłam... akurat tam, gdzie byłam, no właśnie... może ten lew ma mi coś do powiedzenia w tej sprawie. Właśnie miałam udać się do lasu, kiedy wracał z niego dumnie lew niosąc zdobycz w pysku. Widziałam początkowe zdziwienie w jego oczach, jednak nie zwolnił kroku i położył sarnę pod moimi łapami.
- To masz... na nabranie sił - stwierdził oblizując pysk z resztek krwi.
- Wow, dlaczego to robisz? - uniosłam jedną brew z zainteresowaniem. - Czyżbyś miał mi coś do powiedzenia?
- Właściwie - zaczął, jednak ktoś nam przerwał.
- Witajcie - stwierdził znajomy głos kocicy, którą okazała się być Alfa. - Tak wcześnie a wy tutaj? - zaśmiała się.
- No widzisz, tak wyszło - odpowiedział samiec.
- W sumie dobrze, że Was spotkałam, gdyż dzisiaj koło południa zabieram wojowników na zwiady na bagna. Coś mnie zaniepokoiło - rzekła podejrzliwym tonem.
- Tak, a co dokładnie? - spytałam szybko.
- Chyba stworzenia są coś ostatnio nie w sosie - powiedziała. - No to lecę poinformować innych, o ile ich napotkam - odeszła.
- Wygląda na to, że dzielimy to samo stanowisko - zwróciłam się w stronę samca z lekkim uśmieszkiem.
Jego mina była bezcenna. Nie wiem czy to było zaskoczenie, czy niedowierzanie, a może te obie rzeczy na raz! Prawda się wydała i pozostało mi jedynie się przestawić.
- Więc jestem Reiko, dawniej Miles, w stadzie jestem wojownikiem - stwierdziłam dumnie.
- Armor King, dawniej Armor King, wojownik - powiedział szczerząc kły.
- To królewskie imię pasuje do Twojej osoby, złociutki - zaśmiałam się patrząc akurat na jego grzywę.
- A do ciebie chyba powinno pasować dawne imię - odniósł się do znaczenia.
- Pasuje, zostało nadane przez starostę i wolę nosić imię nadane przez rodziców - powiedziałam i zaczęłam zajadać się śniadaniem przyniesionym przez Armor'a.
Samiec wtedy poszedł się napić i w tym samym momencie skończyliśmy wykonywać czynności.
- To co, wiesz co dokładnie stało się wczoraj? - zapytałam z lekkim uśmieszkiem.

Armor? c: 
Nie wiem jak napisałaś tyle słów ;-;
✐ 638 słów
+15 SK

Od Sabre (Do Nambikeyi)

Kiedy dołączyłem do stada Adamantium Alfa Czika zaproponowała mi stanowisko wojownika. Od razu się na to zgodziłem. Poszedłem potem do swojej jaskini. Powiedziałem do siebie:
- Czas rozejrzeć się trochę po okolicy.
Poszedłem wtedy... Właściwie nie wiedziałem gdzie idę, więc poszedłem przed siebie. Kiedy dotarłem na miejsce, a była nim plaża, ucieszyłem się.
- Ojej! Plaża! No cóż zawsze warto popływać!- Wykrzyknąłem. Wtedy wskoczyłem do wody i pływałem bardzo długo, że aż się tym zmęczyłem. Postanowiłem uciąć sobie małą drzemkę. Kiedy już się obudziłem i kiedy przebiegłem się kawałek, spostrzegłem w oddali jakieś światło. Nie wiedziałem co to mogło być. Natychmiast pobiegłem w tym kierunku, ale-co było dziwne-światełko oddalało się i przybliżała. Biegłem, aż w końcu byłem zmęczony. Stanąłem, obserwując światło, aż w końcu znikło. Wtedy pomyślałem:
- Hmmm... Ale co to mogło być?
Jeszcze kawałek pobiegłem w tamtą stronę. Czułem się obserwowany. Postanowiłem zapomnieć o tym wszystkim i wróciłem do jaskini. W domu zastanawiałem się co to było, ale nie miałem ochoty o tym mówić, zwłaszcza jeśli nikogo tu jeszcze nie znałem. Kilka godzin później wyszedłem z jaskini i w dodatku zobaczyłem jakąś postać.
- Ciekawe kto to może być?- Powiedziałem z zaciekawieniem. Podbiegłem do nieznanej osoby. Była z naszego stada. Podszedłem do niej i przywitałem się:
- Hej.

(Nambikeya?)
✐ 210 słów
+5 SK

Solaris!

Imię: Solaris
Pseudonim: Sol, Sól, Risa
Wiek: 2,5 roku
Płeć: Samica, nie widać?
Stopień: Początkująca
Gatunek: Puma
Stanowisko: Obrońca
Charakter: Jest raczej dziwną pumą. Często ma problemy z decyzją, jest uparta kiedy coś postanowi, ale nie znaczy to, że nie bierze zdań innych pod uwagę. Kocha, opiekuje się i troszczy o wszystkich, których uważa za swoją "rodzinę", dla niej nie liczą się więzy krwi, a relacje. Jest dość inteligentna i sprytna, pełna tajemnic. Jej zamiary nie zawsze są znane. Lubi obserwować innych. Jest w miarę miła, ale wkurzanie jej nie jest dobrym pomysłem. Zawsze ma pełno nowych i ciekawych pomysłów. Postanowiła już dawno temu, że obroni wszystkich nawet za cenę swojego życia. Za swoją "rodzinę" wskoczy nawet w nigdy niegasnący ogień piekielny. Jest wierna i oddana swoim obowiązkom. Nigdy nie porzuca raz obranej przez siebie ścieżki. Uwielbia też żartować, ma dość ciekawe i specyficzne poczucie humoru. Nie wiadomo czy jest bardziej optymistką czy pesymistką. Ma jednak swoje wady, pokłada za dużo emocji we wszystko co robi, ale kiedy trzeba jej serce i charakter zmieniają się nie do poznania. Jest zimna jak lód, sadystka nieznająca litości wobec wrogów. Ma czasem zmienne nastroje, nie łatwo ją wkurzyć, ale jest to możliwe. Co jeszcze? Jeśli ktoś chce ją bardziej poznać to niech napisze i sam się przekona jaka ona naprawdę jest. 
Żywioł: Powietrze, Zniszczenie
Moce:
Może latać bez skrzydeł
Potrafi zmieniać pogodę (może za pomocą wiatru przegonić jak i zagonić chmury w określone miejsce nieba)
Umie tworzyć falę wiatru
Potrafi zmienić stężenie powietrza
Oddycha pod wodą ( w wodzie jest powietrze, jej płuca dzięki mocy powietrza nie wypuszczają wody tylko samo powietrze)

Może zniszczyć wszystko czego tylko dotknie
Może zniszczyć więzi
Może być bez problemu wywalona nawet w próżnię kosmiczną bez tlenu i to przetrwa (wiąże się to trochę z żywiołem powietrza)
Umie zniszczyć obiekty wzrokiem, tak daleko jak sięga jej wzrok
Zniszczenie powoduje rozpad obiektu martwego jak również istot żywych

Partner: Szuka kogoś, kto będzie potrafił roztopić lód w jej sercu
Rodzina: No z wody i piasku nie powstała, ale rodziny nie pamięta. Wie tylko, że miała albo ma brata bliźniaka aczkolwiek nie pamięta jego imienia.
Młode: Może kiedyś
Historia: Niewiele pamięta. Jakiś czas temu obudziła się na skalnej polanie w górach (coś jak polana tylko same kamienie). Była lekko poobijana i nie pamiętała praktycznie nic, a próba przywołania pamięci kończyła się strasznym bólem głowy. Sama doszła do wniosku, że pewnie zniszczyła coś ważnego. Płakała i krzyczała tak głośno jak tylko się dało przez trzy dni. Po tym czasie, kiedy emocje opadły wstała i pobiegła przed siebie. Jej wędrówka trwała przez dłuższy czas aż w końcu napotkała Stado Adamantium i postanowiła dołączyć w nadziei, że tu znajdzie "rodzinę", która ją zaakceptuje
Ciekawostki: 
✧ Czasem boi się samej siebie do stanu, w którym wymiotuje na samą myśl o tym
Płacze krwią
Ma zaburzenia snu, ale się do tego nie przyznaje.
Lubi jeść kwiaty.
Nie lubi być budzona
Czasem lubi śpiewać, ale się tego wstydzi
Woli chronić niż być chronioną
Ma lekki lęk wysokości, ale o ironio, kocha latać i spać na chmurach burzowych
Właściciel: piorrek

Od Snowy (Do Moon)

Dzisiejszy dzień nie był wcale taki ciekawy, jednak w nocy nareszcie zaczęło się coś dziać. Kiedy rano wstałam postanowiłam przejść się nad jezioro mimo tego, że nienawidzę wody. Pomyślałam, że tam może dziać się coś ciekawego. Po dotarciu na miejsce dostrzegłam dziwnie wyglądające drzewo, którego gałęzie pięły się nad jeziorem. Pomyślałam, że to nowe wyzwanie i weszłam na drzewo. Kiedy byłam już na cienkich gałęziach, dość cienkich jak na takiego wielkiego kota jak ja, usłyszałam coś jakby łamanie gałęzi i wpadłam do wody. Na szczęście woda była płytko i szybko wyszłam z jeziora.
- Nie powinnam tam wchodzić. Teraz jestem cała mokra!
Wytrzepałam się i ruszyłam w stronę swojej jaskini. Po drodze naszła mnie chęć na polowanie, więc postanowiłam wywęszyć jakąś ofiarę. Nie daleko dostrzegłam zebrę i zaczęłam się skradać w jej stronę. Na szczęście polowanie zakończyło się sukcesem. Kiedy zapadł zmrok położyłam się i próbowałam zasnąć. W nocy obudziły mnie jakieś dziwne dźwięki, więc wyszłam przed jaskinie, aby to sprawdzić. Wyglądało na to, ze odgłosy dochodziły z lasu, więc postanowiłam pójść ich śladem. Po drodze trochę się lękałam, ale dalej szłam. Nagle ujrzałam czyjąś sylwetkę przede mną. Przestraszyłam się i szybko wskoczyłam za krzak. Coraz bardziej się do niej zbliżałam, by zobaczyć jak wygląda tajemnicza postać. Po chwili zorientowałam się, że cały czas patrzy w moją stronę i stoi bez ruchu. Wystraszyłam się tak bardzo, że maiłam ochotę wybiec zza krzaków i uciekać do jaskini, ale powstrzymałam się, ponieważ bałam się, ze tajemnicza postać pójdzie za mną. W momencie, kiedy miałam zacząć się skradać, by wrócić do jaskini ujrzałam lwicę idącą w moją stronę...
 
(Moon?)
✐ 265 słów
+5 SK

czwartek, 30 sierpnia 2018

Od Neitrasa CD. Shiry

Spojrzałem na Shirę, która niezgrabnie padła na ziemię tuż po tym, gdy ją uwolniłem zza krat. Po chwili zrozumiałem, że miała spętane łapy, nim jednak zdążyłem zaoferować pomoc, ta jakoś wyślizgnęła się z więzów i ruszyła przodem.
Zbyt rozkojarzony zapomniałem o niebezpieczeństwie, jakie ze sobą tutaj przywlokłem – a bestia wciąż siała popłoch wśród mglistych wilczysk, co, jak się okazało, nie stawiało wcale mnie i Shiry w lepszej od nich sytuacji. Wielkie ciało zagrodziło nam drogę, niczym bańkę pękając nasze plany o bezszelestnej ucieczce. Stworzenie ryknęło i nie dawszy nam chwili do namysłu zamachnęło się obiema przednimi łapami. Odskoczyłem do tyłu, kątem oka zerkając na swoją towarzyszkę – która dokładnie w tej chwili zniknęła na moich oczach – a potem zająłem się mantikorą, starając się uśmiercić go swoją mocą. Trwało to trochę długo, jednak z każdym powolniejszym biciem serca bestia opadała z sił i furii, aż do momentu, gdy jej serce całkiem zamarło, a ja pozwoliłem sobie odetchnąć z ulgą. Zwierzę runęło bez życia na ziemię, a wtedy w powietrzu ukazała mi się pantera, pojawiając się dosłownie znikąd, i z bitewnym okrzykiem wbijając kły w kark oraz rozszarpując pazurami twardą skórę na grzbiecie martwej istoty.
— To już nie jest potrzebne — krzyknąłem do niej. Widząc jej zmarszczone w pełnym skonfundowaniu brwi zaśmiałem się kpiąco, ale nic nie wyjaśniłem.
W tej samej chwili dostrzegliśmy zbliżającą się do nas gromadę mrocznych wilków. Shira zeskoczyła z grzbietu pokonanego potwora i stanęła obok mnie, czujnym wzrokiem mierząc nadchodzących wrogów. Wyprostowałem się i powiodłem wzrokiem między rozmywającymi się w mroku sylwetkami. Wilków było teraz znacznie mniej, na oko z tuzin, a biorąc pod uwagę fakt, że moja moc na nie prawdopodobnie nie działała – proste, z powodu braku płynącej przez ich ciała krwi – sam nie byłbym w stanie walczyć z tyloma przeciwnikami, nawet osłabionymi po starciu z mantikorą. Nie wiedziałem wiele o mocach Shiry, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że pozwaliłyby one jej bez problemu umknąć wilkom w razie złego obrotu spraw.
— Ekhem... — parsknął niskim głosem jeden z wilków, najwyższy i najlepiej zbudowany spośród nich, dumnie stojący na przodzie reszty – prawdopodobnie ich wódz. — Zdaje się, że pochopnie i błędnie was oceniliśmy, przybysze... Jesteśmy wam winni nie tylko przeprosiny, lecz także dozgonną wdzięczność. — To mówiąc, ku zdziwieniu moim i Shiry, pochylił głowę ku ziemi na znak szacunku, a w jego ślad poszła reszta wilków.
— Zrzuciliście z nas klątwę, jaką na nas zesłano; okropną bestię nękającą nas co jakiś czas, o nieznanych porach i godzinach — zawołała śmiało pewna wilczyca, wychodząc naprzód szeregu. Nim zdążyła coś jeszcze dodać, dowódzca zgromił ją spojrzeniem nakazującym ciszę. Wtedy mówił dalej:
— Od tej chwili, witamy was tu nie jako intruzów, lecz gości. Chodźcie, przyjaciele – powitamy was w naszym domu tak, jak powinniśmy was ugościć na samym początku, zapomnijmy więc o naszym pierwszym spotkaniu.
Spojrzałem zamyślony w szkarłatne oczy Alfy, dostrzegając w nich pewien błysk, który wzbudził u mnie podejrzliwość. Mimo niepodobającego mi się spojrzenia wilka postanowiłem dowiedzieć się, co też chcą z nami zrobić te zaskakująco przyjaźnie nastawione stworzenia.
Nie czekając na decyzję Shiry skinąłem samcowi głową.
— Cóż, w takim razie, poprowadź nas, Alfo. Za chwilę do was dołączę.
Dałem łbem znak panterze, by ta szła pierwsza. Grupka zaczęła oddalać się, a choć nie chciałem zostawiać Shiry samej na pastwę dzikusów, którzy mogą jedynie udawać fałszywą sympatię, to jednak przemogła mnie chęć zabrania ze sobą trofeum, pamiątki z Mrocznego Lasu. Tak też zabrałem się za wyważanie jednego z mniejszych kłów mantikory, który obiecywał się świetnie prezentować na mojej szyi, zarazem nie sprawiając problemów z jego noszeniem.
Wyrywając kieł z otwartej paszczy zerknąłem na szeroko otwarte, zamglone i puste lwie oczyska.
— Oj, nie patrz tak na mnie — prychnąłem. — Nawet zdechły nie chcesz mi dać spokoju, co?
Szybko znalazłem jakąś pierwszą lepszą wytrzymalszą linkę i zawieszając na niej kieł, przewiesiłem sobie ozdobę przez szyję. Tak też potruchtałem lekkim i wesołym chodem ku zabierającym Shirę wilkom.
Jak się okazało, wataha zgromadziła się w pewnej wielkiej norze wykopanej pod ziemią i usadowiła kocicę wygodnie na jednym ze skórzanych posłań, podsuwając jej pod nos smakowicie pachnące jadło. Zostałem od razu zauważony i mi również podano najpyszniejsze mięso, a więc odsuwając na chwilę podejrzenia na bok bez wybrzydzania zabrałem się za jedzenie. Nieufność zostawię na później, a narazie skorzystam z tej ich chwilowej wielkoduszności..., mruczałem sobie w myślach.

Kiedy ponownie otworzyłem oczy, od razu pożałowałem swojej nieostrożności. Wiedziałem, że opuszczenie gardy choćby na chwilę wśród tych plugawych łachudrów może okazać się dla mnie zgubne, a mimo to dałem się omamić ich fałszywej dobroci. Byłem na siebie wściekły.
Rzucałem się we wszystkie strony, choć wiedziałem, że obijając się o ściany i ziemię nie roztrzaskam żelaznych kajdanów ściskających mi boleśnie mocno, aż do mięsa, łap. Przez moje gwałtowne rzucanie się, na drugim końcu jaskini przebudziła się, również skuta, Shira.
Łgarze! Łajdacy! Ch***rny, wilczy pomiot!, starałem się wrzeszczeć, jednak przez żelazny kaganiec skuwający mi pysk wyszły z tego jedynie zdeformowane, niezrozumiałe mruknięcia. Znieruchomiałem na ziemi bezsilnie i zamilkłem. Zdaje się, że pantera także coś pomrukiwała, ale nawet nie starałem się jej zrozumieć.
Nie wiadomo, ile czasu minęło, lecz w końcu ktoś zawitał po drugiej stronie krat.
— Oh... — westchnął jakiś wysoki głos. — Przykro mi, że tak wyszło. — To musiała być ta wadera z wcześniej, ta, która była całkiem wiarygodnie przyjazna. — Nie martwcie się, gdybyśmy chcieli was zabić, już dawno byśmy to zrobili. Wasze życia nie są zagrożone — kontynuowała miękkim głosem przepełnionym żalem. — Nie wiem, co nasz Pan zamierza z wami zrobić i nie miałam pojęcia, że potraktuje was środkiem nasennym. Te kajdany, którymi was skuto, zatrzymują magiczne moce... Nie mogę wam narazie pomóc, ale będę was doglądać i przynosić jedzenie, jeśli moi bracia was zaniedbają. Trzymajcie się, okej?

<Shira?>
 ✐ 959 słów
+20 SK

Snowy!


Imię: Snowy
Pseudonim: Snow
Wiek: 2 lata
Płeć: Samica, Gepardzica
Stopień: Początkujący
Gatunek: Gepard
Głos: Zara Larsson
Stanowisko: Czujka dzienna
Charakter: Bardzo żywiołowa. Lubi nowe wyzwania i przygody. Jest zawsze pełna energii. Lubi zimne klimaty. Jest piękna i urocza. Może i wygląda na słabą, ale jeśli trzeba to umie zawalczyć o swoje, mimo że nie lubi walczyć. Lubi towarzystwo, zwłaszcza samców. Zawsze pomaga innym, nawet jeśli nastawiają się do niej agresywnie.
Żywioł: Lód i śnieg
Moce:
Potrafi zamrozić każdego kogo tylko zechce
Może zmienić ziemię w lód, nawet po mimo ogromnych upałów

Umie wywołać lavinę
Potrafi wywołać ogromną zamieć śnieżną
Jeśli machnie ogonem trzy razy na jej plecach pojawią się piękne, puchate, białe, miękkie i śnieżne skrzydła.

Partner: Zawsze marzyła o tym, by znaleźć swojego wybranka.
Rodzina: Jest po za stadem.
Młode: Na razie o tym nie myśli.
Historia: Kiedy Snowy była małym kociakiem, była bardzo dobrze wychowywana. Co bardzo dziwne, dostała swoje moce zaraz po urodzeniu, ponieważ urodziła się, gdy było zimno i padał śnieg. Rodzice byli z niej bardzo dumni. Kiedy dorosła, opuściła stado, by wyruszyć na poszukiwanie przygód. 
Ciekawostki:
Boi się wody i nie umie pływać
Właścicielka: WolfMagia

Od Armor King'a CD. Reiko

Ta samica po porostu sobie ze mną pogrywała, mruknąłem przeciągle widząc ją w oddali. Trzepotałem moimi potężnymi skrzydłami ale to nic nie dawało. Ona musiała mieć żywioł Powietrza, ja jedynie pogody. Ale chwila, właśnie! Była dość daleko i śmiała się ze nie, lecz biedna nie wiedziała co zaraz ją czeka.  Byłem zdenerwowany, a to zwykle wywoływało burze bez deszczu lub śnieżycę. Tak już mam, mój stan emocjonalny wpływa na pogodę. Co z jednej strony chwalę, zaś z drugiej często jest mi trudno to kontrolować. Dziś jednak muszę odpuścić sobie kontrolowanie samopoczucia wobec mocy pogody. Niech będzie ta wzmocniona zamieć, w końcu wywołam ją tylko na chwilę. Nie uszkodzi terenów, nie zrobi nikomu krzywdy. No prawie, co się może złego stać? Samica która sądzi że mnie zgubiła może jedynie zostać oślepiona, jej skrzydła zamarzną i spadnie...co w tym złego no?! Ale są na to małe szanse. Westchnąłem i ryknąłem pokazując lwicy że jednak jestem w pobliżu. Czułem jej zapach, wiatr wiał mocno w moją stronę. Mój cygański uśmieszek mówił wszystko, zacząłem pikować w stronę terenów stada zanim zamieć zawita na niebie. Wylądowałem bez problemu z budzącym respekt efektem dźwiękowym. Poprosiłem wiatr by znalazł lwice, okazało się że jest niedaleko i zatacza kółka wiedząc że od tak jej nie dogonię. No i miała rację, właściwie nie muszę. Po chwili na niebie zaczęło się dziać, lecz w moich oczach pojawiła się niepewność, nie rozumiałem tej sytuacji... Czemu? Ze zdziwieniem popatrzyłem w stronę nieboskłonu... Zamieć zmieniła się w trąbę powietrzną ze śniegiem w której ciskają błyskawice. Przez chwilę stałem tak osłupiały, moje oczy robiły się coraz większe ze zdziwienia. Kontrolowałem moją moc, byłem troszkę wkurzony więc powinienem wywołać jedynie zamieć... A tutaj proszę, cho***a by to wszystko wzięła. Ale odwaliłem!
- Ciekawe czy uwierzy jak powiem jej że to nie ja....
Mruknąłem sam do siebie myśląc o samicy która była w środku trąby powietrznej ze śniegiem i piorunami. Kurde, musi być tam nieźle zimno. Z jednej strony miałem szczęście bo pogoda nie docierała na ziemię, akcja rozgrywała się tam gdzie ja i samica się ścigaliśmy. Moje zdenerwowanie zwykle przechodzi w miejsce gdzie jest osoba która mnie drażni, blisko niej, nie w środku! Chyba jeszcze nie do końca potrafię panować nad swoimi mocami, lub nie znam ich możliwości. Stwierdziłem że ona musi mieć pecha, trafiła właśnie na mnie. Całe szczęście że pogoda w miarę się mnie słuchała i nie przeniosła się na tereny! Chciałem to powstrzymać, jak najszybciej. Ponieważ nie wiedziałem w jakim stanie jest samica, miała się jedynie przestraszyć do cho**ry jasnej! A przez moją głupotę i nie panowanie nad mocą może zginąć, to jak wyrok! Wiem, wiem z siłami natury się nie pogrywa, ale ja...ja jestem tą siłą. Wzbiłem się w powietrze dosłownie wrzeszcząc na siebie:
- Armor debilu, jak coś jej się stanie to Ty odpowiesz przed Alfą!
Ryknąłem donośnie wiedząc że pogoda powinna się uspokoić...jednak tylko wzmocniona zamieć ustała. Tak jakby reszta nastrojów pogody była prawdziwa, lub wytworzona przez inne stworzenie. Właściwie jest jeszcze jedna opcja, muszę się wyciszyć ale mi to zajmę trochę czasu. Nie panikowałem, ale też nie byłem wystraszony. Wiedziałem że znajdę gdzieś tę samicę, może jakimś cudem jeszcze żyje... Skupiłem się i rozwścieczonym wzrokiem zacząłem szukać jej w środku wiru. Nie było łatwo, ale po kilku sekundach dostrzegłem ją w centrum załamania pogodowego. W moich oczach pojawił się strach, czułem jak pogoda zaciska swoje łapska na jej ciele...naprawdę ją trzymała w środku nieprzytomną. Na szczęście jej ciało nie było rzucane na wszystkie możliwe strony, odetchnąłem z ulgą. Wyciszyłem się, zamknąłem oczy i próbowałem powstrzymać pogodę. Za pierwszym razem się nie udało, dopiero gdy odpowiednio się skupiłem coś z tego wyszło. Pogoda wróciła do normy, a ja z lekka opadłem z sił. Zobaczyłem ciało lwicy które bezwładnie spada w duł, a ja czuje się dziwnie lekki. Czyżbym wykorzystał aż tyle energii? Puściłem się swobodnie w stronę ziemi, wiedząc że jeśli jej nie złapię będę miał przerąbane, jak i będę ją miał na sumieniu.  Słońce grzało jak dawniej, ale w powietrzu czułem coś dziwnego, coś czego nie czułem bardzo dawno. Był to strach, strach że przez moją głupotę, niedoświadczenie i niepanowanie nad mocą...ktoś może stracić życie, nic mi nie zrobiła (nooo prawie), niczym nie zawiniła (tego nie wiem). Ale wiecie co jest absolutnie najgorsze? To że nie poznałem nawet jej imienia, ani stanowiska... Nie wiem kim jest ta lwica. Jak i ona nie zna mego imienia, nie wie przez kogo właśnie może zginąć. Powinienem chyba czuć się winny, jeśli się jej coś stanie...Czyż nie? Chwila, przecież co ja plotę tak przed tym co ma się stać. Przecież nic jej się nie stanie, zdążę ją uratować...jednak co dalej?  Nie, nie dogonię jej spadającego ciała! W tej właśnie sekundzie przypomniało mi się o moich mocach, pogoda pogodą...a choć jestem wykończony musiałem spróbować.
- Jedna ...mała...chmurka...proszę. 
Wzdychałem powoli, spadek siły wiązał się z tym co działo się wcześniej, byłem pewien. Adrenalina dawała mi jakąś energię, niestety nie na długo. Pod spadającą lwicą uformowała się średniej wielkości chmurka, która leciała z nią w dół aż do momentu powolnego rozpłynięcia się pod naciskiem gleby. Odetchnąłem z ulgą lądując obok niej dość twardo, czułem że coś sobie złamałem  ale nie wiedziałem co. Miałem nadzieje że to nie skrzydło... Ale walić to! Spojrzałem na samicę niepokojącym wzrokiem, zastygła...była wręcz zamrożona, na jej futerku widać było szron. Fuknąłem pod nosem i wziąłem lodowatą samicę na kark, chciałem wzlecieć by szybko dotrzeć do jakiegoś wodnego zbiornika. Niestety pech chciał że prawe skrzydło bolało przy każdym ruchu. Walnąłem się łapą w czoło uważając by lwica nie spadła, nagle obok mnie wylądował smok, piękny niebieski samiec. Wziął samice w szpony i spojrzał na mnie z wyrzutem. Spojrzałem mu w ślepia mówiąc twardo z zaciśniętymi zębami: 
- Musisz ją podrzucić na Plażę Zachodu, tam woda ciągle jest ciepła...pomogę jej. Zaufaj mi...
Czas leciał, jak i smok leciał. A ja próbowałem latać, właściwie to biegłem co tchu. Kiedy znalazłem się na plaży samica była do pasa w wodę, smok spojrzał na mnie nieufnie. Zmierzyłem go wzrokiem po czym popchnąłem samicę dalej...ciepłe wody spowodowały że jej ciało nabierało temperatury jednak musiała zanurzyć się cała. Przez co mogłem ją utopić, czekałem około trzydzieści sekund i wyciągnąłem ją z wody na plażę. Stanąłem obok niej, zaczęło się robić ciemno. Wywołałem ciepły wiatr i spoglądałem na klatkę piersiową samicy która zaczęła się unosić, CZYLI JEJ NIE ZABIŁEM! 
- Ej, żyjesz?
Zapytałem krążąc obok niej, myślałem że będę musiał już tutaj stosować techniki pierwszej pomocy, ale na szczęście nie byłem do tego zmuszony. Najpierw kaszlała, po czym chrypliwie odpowiedziała: 
- Jest mi...tak zimno.
Już miałem marudzić: ,,Zimno? To ja Ci tutaj kąpiele urządzam i wykorzystuję swoją moc po to by było Ci ciepło a Ty marudzisz że jest Ci zimno?! '' Ale w tej sytuacji to by nic nie dało, byłem tak zmęczony że chwiałem się na łapach, nie sprawdzałem nawet stanu swojego skrzydła. Walnąłem się obok samicy i okryłem ją swoim zdrowym skrzydłem , na szczęście była mniejsza ode mnie...nie za dużo ale jednak. Nic mnie w tej chwili nie obchodziło...po prostu uśmiechnąłem  się słabo i zamknąłem oczy. Nie zwróciłem nawet uwagi na smoka który był niedaleko Nas.  Zasnąłem, było mi tak ciepło i miękko, piasek był idealny do drzemki a co dopiero do spania. Rano pewnie za to wszystko będę siebie nienawidził, ale co mi tam...

(Reiko?) XD 
✐ 1211 słów
+25 SK

Sabre!


Imię: Sabre
Pseudonim: Sabr, Sabar, 
Wiek: 3 lata
Płeć: Samiec, Gepard
Stopień: Początkujący
Gatunek: Gepard
Głos: Ed Sheeran
Stanowisko: Wojownik
Charakter: Jest potężny i waleczny, a zarazem spokojny i przyjacielski. Nie ufa obcym, podejrzanym kotom. Zawsze stanie w obronie znajomych i przyjaciół, chętnie podejmuje się nowych wyzwań i zawsze wykonuje swoje obowiązki jako wojownik. Lubi pływać, kocha wodę, nie odmówi sobie pływania. Jest dzielny i odważny. Chętnie pomaga przyjaciołom. Lubi ryzyko, ale bez przesady. Wspinaczka? Sabre ją uwielbia!
Żywioł: Elektryczność, błyskawice
Moce:
Tarcza elektryczna- chroni Sabre przed wrogiem
Elektryczna kula -sprawia, że wróg jest otoczony przez 10 minut

Błyskawica-zabiera dużo zdrowia
Błyskawiczna prędkość-Sabre biega z prędkością błyskawicy
Zmiana w chmurę-Sabre zmienia się w chmurę rzucając błyskawiczne pociski.

Partnerka: Liczy na to, że kiedyś ją spotka.
Rodzina: Rodzice są w innym stadzie.
Młode: Właściwie nigdy o tym nie myślał
Historia: Nie wiadomo gdzie się urodził, ale był bardzo dobrze wychowywany, jednak rodzice dziwili się, że dostał żywioły bardzo późno. Kiedy pewnej nocy błysnęła błyskawica, okazało się wtedy, że Sabre włada żywiołem błyskawic, jednak nie wiadomo jak dostał żywioł elektryczności. To zawsze było tajemnicą. Kiedy dorosną i poszedł poszukać własnych przygód. Pewnego dnia Sabre wyruszył na polowanie, wtedy spotkał stado Aadamantium i tam zamieszkał.
Ciekawostki: 
✧ Sabre lubi wodę, wspinaczkę i walkę, nie lubi spokojnych wędrówek, on woli biegać.
✧ Sabre nigdy nie używa mocy bez potrzeby.
Właściciel: Likaona

Asili!


Imię: Asili
Pseudonim: Asi, Strzała lub Błyskawica
Wiek: 4 lata
Płeć: Samica
Stopień: Początkujący
Gatunek: Gepard
Stanowisko: Medyk
Charakter: Asili jest bardzo miła i przyjacielska. Lubi zawierać nowe znajomości, więc nie boi się też do kogoś podejść i zagadać. Uszczęśliwiają ją nawet małe rzeczy, takie jak np. Śpiewania ptaków, czy widok szczęśliwego zwierzęcia. Lubi się dzielić swoim szczęściem z innymi. Zaś gdy widzi kogoś smutnego, chorego czy zranionego, łamie jej się serce i stara się go pocieszyć. Asili to bardzo pomocna i uczynna samica. Aż za bardzo. No chyba, że chodzi o dokuczenie komuś, to nie. W tedy stara się go namówić, żeby tego nie robił. Trudno ją zdenerwować, ma nerwy ze stali. Jest wielką marzycielką żądną przygód. Odważna, lojalna i uczciwa, nigdy by Cię nie zostawiła, ani nie okłamała. W każdym widzi choć odrobinę dobra. Nie boi się podejść do dzikiego zwierzęcia, które może ją zabić. Podobno jej dotyk i głos może uspokoić nawet najdzikszą bestię. Nie lubi polować, dlatego nie żywi się mięsem.
Żywioł: Natura, Życie
Moce:
Mówienie w języku natury
Zamiana w każdą istotę i roślinę która istnieje
Leczenie ran dotykiem. Jeżeli ktoś jest chory, zajmuję jej to więcej czasu
Może robić rzeczy związane z naturą, których tak normalnie inni nie mogą robić np. Patrzenie na słońce
Władza nad naturą

Raz na miesiąc, może kogoś ożywić
Gdy idzie, często rosną za nią różne roślinki
Może biec z prędkością światła

Partner: Brak
Rodzina: Matka Nature
Młode: Brak, ale chciałaby mieć
Historia: Wraz z matką, mieszkała w samym sercu puszczy. Pomagała jej w wielu rzeczach, w nawet tych, w których nie powinna. Innych kotów tam nie było, co nie im przeszkadzało. Asili często chodziła nad wodospad i przesiadywała tam całe dnie, oczywiście, jeśli miała czas. Nauczyła się wielu rzeczy o naturze. Codziennie szła by nazbierać wiele ziół czy owoców. Matka nauczyła ją też, jak zachować się przy dzikich zwierzętach. To dzięki niej, przestała uciekać przed bestiami, a zaczęła je rozumieć. Nauczona została też pisania w języku dżungli. Mieszkało jej się wspaniale. Jednak myślała, że nie ma mocy. Myślała, że jest zwykłym gepardem a nietypowe futro, zielone oczy, opuszki łap i krew to ma po ojcu który był magiczny. Pewnego dnia, przyszedł do nich pewien szaman. Gdy on i Asili się spotkali powiedział o jakiejś przepowiedni i o jej mocach. Po tem zniknął. Zdziwiona poszła do domu by zapytać się o to matki, ale jej tam nie było. Na jej łóżku, leżał list. Pisało na nim "Moja kochana Asili. Przekazałam Ci wszystko co mogłam, teraz musisz sobie radzić sama. Pewnie już się dowiedziałaś o mocach i się pytasz dlaczego Ci nie powiedziałam. Musiałaś się nauczyć żyć bez mocy i radzić sobie bez magii. Spokojnie, masz jeszcze dużo czasu, by je opanować. Mam wiele sekretów, o których Ci nie powiedziałam. Teraz wiem, że nie powinnam tego robić. Musisz codziennie wyczekiwać następnego listu. Nie wiem kiedy go wyśle, ale wiedz, że to zrobie. W każdym następnym liście, przekaże Ci kolejną tajemnicę. Pamiętaj, nie dzięki mocom jesteś wspaniała, to nie dzięki nim zostało zapamiętane wiele kotów. To dzięki ich sercu i odwadze. Kocham Cię." Asili przez 3 lata odkrywała swoje moce i je opanowała do perfekcji. Pewnego dnia dostała kolejny list. Pisało na nim: "Córeczko. Musisz uciekać, w naszym domu nie jest już bezpiecznie. Głupia, narobiłam sobie wrogów. Niestety jeden z nich jest bardzo potężny. Jeżeli nie uciekniesz, zabije Cię. Nie próbuj go pokonać, jest zbyt silny. Gdy ukończyć 5 lat, przyśle do Ciebie kogoś, kto pomoże Ci odkryć potężną moc, którą trzymasz w sercu. Tylko dzięki niej, będziesz w stanie pokonać go. Wiem, że to trudne, ale wierze w Ciebie." Przerażona uciekła i zaczęła podróżować po świecie. W końcu trafiła do Stada Adamantium i do dziś w nim jest.
Ciekawostki: 
Jej organy podobnie jak krew są zielone. Podobno, jej serce zastępuję wielka roślina, ale nikt nie wie czy to prawda.
Właściciel: Asili.banshee@interia.pl

środa, 29 sierpnia 2018

Od Szinubi- ,,Nowe stado''

- W końcu znalazłam stado które zechciało mnie przyjąć.- Powiedziałam zadowolona.
Bardzo się cieszę że wszyscy przyjęli mnie ciepło. Zastanawiam się czy wszyscy w tym stadzie są mili. No wiem, że są też tacy źli ale ja jednak wolę się zadawać z miłymi samicami bądź samcami. Hmmm.....może.....może by tak poszukać sobie przyjaciół? Pomyślałam, jednak nie, boję się zawierać nowych przyjaźni,boję się że nikt mnie nie polubi i nie zaakceptuje. Uśmiech znikł, a pojawił się smutek. Ale z drugiej strony muszę się w końcu z kimś zaprzyjaźnić bo inaczej już do końca życia będę bez przyjaciół. Jednak martwię się, że będą mi dokuczać tak jak kiedyś. Tak to stado jest naprawdę bardzo fajne i spodziewałam się gorszej reakcji ale stado jako tako mnie zaakceptowało z czego bardzo się cieszę. Może pójdę się trochę przejść i przy okazji pozwiedzam sobie trochę.Tak też ruszyłam na spacer. Widoki były cudne. Po chwili zatrzymałam się przy rzeczce aby się napić no i może przy okazji ochłodzić,gdyż było bardzo ciepło to szybko się zmęczyłam jednak nie miałam ochoty wracać. Po chwili było ciemno i zrobiło się chłodno, więc ruszyłam w stronę stada.

 ✐ 186 słów
+5 SK

wtorek, 28 sierpnia 2018

Od Shiry CD. Neitrasa

Siedziałam za tymi kratami i nie mogłam nawet zasnąć, Do moich uszu dobiegały różne dziwne dźwięki przyprawiające mnie o dreszcze. Było tutaj ciemno gdyż strażnik wychodząc zgasił ostatnią pochodnie. Nie lubiłam takiego klimatu, ciasne przestrzenie przyprawiały mnie o zawroty głowy. Zapewne dlatego nie mieszkam w jaskini, tylko na drzewie. Kocham uczucie wolności, a skrępowane łapy sprawiały, że czułam się tysiąc razy gorzej tutaj. Myślałam nad jakimkolwiek planem ucieczki. najgorsze były te kajdanki których usiłowałam się pozbyć niemal jak tylko wilki zniknęły mi z oczu. Jednak totalnie mi to nie wychodziło. Załamana walnęłam się na grzbiet i gapiłam w sufit.
- Super, po prostu świetnie. Shira brawo wiedziałaś, że to tak się skończy, i po co kozaczyć, po co mi to wszystko. Co za śmierdzące kundle, pchlarze jedne ! - Niemal wydarłam się aby na pewno mnie usłyszeli. Liczyłam na to, ze któryś z nich przyjdzie mnie "ukarać" a ja wtedy ucieknę. Nic jednak takiego się nie stało. czemu moje plany zawsze mnie zawodzą. Każda minuta tutaj to była wieczność, a ja wpadałam w coraz to większą panikę, przez zamkniętą przestrzeń. Nagle usłyszałam głos Neitrasa. Poderwałam się na wszystkie cztery nogi, a w moich oczach pojawiła się iskra nadziei.
Jedyne to co mnie zirytowało, że zamiast działać on spokojnie zaczął robić przesłuchanie.
- Najpierw wolność potem wyjaśnienia.
- Najpierw mi powiedz, bo Cię tu zostawię
- Nie zrobisz tego !
- Pewna jesteś nie znasz mnie ...
- Stałam się niewidzialna i wołałam ten chaos abyś mógł uciec i dołączyć tam bo chciałeś.
- Ale czemu to zrobiłaś ?
- Bo tak
- To nie jest odpowiedz
- Nie drocz się ze mną tylko mnie uwolnij.
- Dlaczego ?
- Dla dobra stada które kocham jasne ! usatysfakcjonowało Cię to ?
- Tak ... - odparł i zaczął coś majstrować.
- Błagam pośpiesz się ja tu zwariuje za chwilę, nienawidzę małych zamkniętych przestrzeni.
Majstrował jeszcze długą chwilę, moja panika była coraz silniejsza. Nagle udało się drzwi się otworzyły Wyskoczyłam niemal z za krat po czym przez skrępowanie przednich łap waliłam się lecąc prosto na pysk. Pozbierałam się szybko i ruszyłam za towarzyszem, Stawiałam małe kroczki, bo nie mogłam inaczej. Nagle ...


Neitras ?
   ✐ 360 słów
+10 SK

Od Zacka CD. Reiko

Super teraz czeka mnie szukanie lwicy. Mam nadzieję, że nic jej się nie stało. Zwykłe polowanie zmieniło się w akcje ratunkową mistycznego stworzenia. Nagle zobaczyłem krew i ślady łap. Bez wątpienia to jej ślady. Zmartwiłem się, że coś jej się stało. Zacząłem mieć wyrzuty sumienia, że to wszystko moja wina. Gdybym wtedy się nie zakradł, zwierzę nie uciekłoby. Nie musiałbym wpadać tedy na genialny pomysł aby je odnaleźć. Zapewne sam z siebie by tam nie poszedł. Nie zaatakowały by nas stwory a Rei nie byłaby ranna. Czułem się z tym wszystkim fatalnie. Ruszyłem za nimi biegiem za śladami do momentu aż dostrzegłem Rei. W sumie ten skrót imienia wydaje się spoko. Myślę, że się nie obrazi jeśli tak się zacznę do niej zwracać. Poczułem ulgę gdy ją ujrzałem, ale martwiła mnie rana lwicy. Nie podobało mi się, że tak mocno krwawi.
-Rei, co się  stało ? Jesteś ranna !
Spojrzała na mnie i wzięła głęboki oddech. W moich oczach pojawił się niepokój. Martwiłem się o nią, dlaczego ? Byłą pierwszą osobą jaką poznałem i już polubiłem. Prze zemnie tera na pewno cierpi, pomimo, że starła się to ukryć. Ta paskudna rana musiała sprawiać jej duży dyskomfort.
- Oberwałam ale jednorożec jest bezpieczny. - Odparła z ulgą.
Nie byłem co do tego pewny, ale wierzyłem, że dała sobie radę i chociaż jej się udało. Poczułem się beznadziejnie, że mój plan nie wypalił i przeoczyłem ten spory fakt iż nie wszystkie stwory za mną ruszyły.
- Trzeba iść z tym do medyka, dasz radę iść o własnych siłach ?
- Tak, spokojnie dam radę, miewałam gorsze obrażenia.
Byłem na siebie zły, wolałem aby to mnie dorwał a nie ją. Ruszyliśmy do jaskini medyka.
- Kto się tym zajmuje ?
- Blue ... będziesz miał okazję poznać.
Po dotarciu na miejsce Blue opatrzył Rei i zaszył ranę.
- Będziesz żyć - stwierdził.
Wraz z Rei udaliśmy się pod jedno z drzew aby odpocząć po tym szalonym dniu.

Reiko?
   ✐ 324 słów
+10 SK

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Od Reiko - C.d. Zacka

Kiedy pożywiliśmy się, postanowiliśmy iść poszukać tamtego jednorożca. Nie sądziłam jednak, że może to się przerodzić w ocalenie go przed śmiercią! Ślady rannego zwierzęcia prowadziły do mrocznego lasu. Nie przepadam za tym miejscem, jednak trzeba było ocalić zwierzę, które jak się na miejscu okazało miało zostać zabite przez około 6 chimer. Sytuacja była bardzo niebezpieczna, a Zack postanowił odciągnąć ich uwagę. Wtedy podeszłam do jednorożca i patrząc mu w oczy starałam się mową przekonać go, aby poszedł ze mną. W tej sytuacji, chcąc przeżyć zmuszony był iść ze mną. Pomogłam mu wstać i zaczęliśmy biec, jednak nie sami. Chimery nie były głupie i część z nich oddzieliła się i zaczęła mnie gonić. Ponieważ jednorożec był wolniejszy, a byliśmy blisko granicy, zwróciłam się w przeciwną stronę, aby zatrzymać napastników i pozwolić jednorożcowi uciec z Mrocznego lasu. Zwierzęta zaczęły szybko skakać i zmieniać położenie. Nie byłam w stanie zbytnio skupić się na jednej z nich, aby zaatakować energią, jednak kiedy wreszcie mi się to udało i przeciążyłam energię jednej z nich pozostawiając rozrzucone szczątki, druga podbiegła i haratnęła mnie rogiem po boku dość mocno. Odskoczyłam gwałtownie i szybko wytworzyłam tarczę energii, która stała się w okół mnie kopułą. Jednak żywioł, którego używałam, pochłaniał moją siłę i czułam jak albo zaraz stracę przytomność, albo odlecę stąd, gdyż wiedziałam, że do tego czasu jednorożec już opuścił granicę lasu. Szybko spuściłam tarczę i odbiłam się od podłoża machając skrzydłami jak najszybciej. Przeleciałam nad wierzchołkami drzew i wylądowałam daleko za lasem, znajdując się po jego "jasnej" części. Nie dbając o lądowanie z powodu zmęczenia, po prostu upadłam na ziemię i zamknęłam na chwilę oczy chcąc odsapnąć. Nie wiem dlaczego, ale gdy używam żywiołu energii, schodzi cała energia pochodząca ze mnie. Wydawać mogłoby się to logiczne, ale dla mnie nie. W moim stadzie były koty posiadający ten żywioł i im się tak nie działo. W moim przypadku było inaczej i muszę się z tym pogodzić. W końcu wstałam i postanowiłam odszukać Zack'a, który najprawdopodobniej czeka na mnie w miejscu upolowanej zdobyczy wcześniej. Wtedy zabolał mnie bok. No tak, przecież mam tam niezłą ranę, z której ciągle sączy się krew... no cóż, jak znajdę Zack'a, to może pokażę mu jaskinię medyka od wewnątrz...

Zack?
✐ 356 słów
+10 SK

Od Neitrasa - Cd. Shiry

W pierwszej chwili, gdy zauważyłem zniknięcie kocicy myślałem, że przepadła za sprawą wilków, jednak te okazały się tak samo zdezorientowane jak ja. W chwilę zaistniał mały chaos między wilkami, którego powodu nie do końca rozumiałem. Jednak gdy w moim łbie zadzwonił głos Shiry karzącej skierować mi się w pewną stronę zrozumiałem, że ona się jakoś wywinęła i da sobie radę, więc rzuciłem się wyznaczoną drogą.
Cokolwiek stało się z Shirą i gdziekolwiek się podziewała, wierzyłem, że uniknęła zagrożenia... do momentu, w którym przebiegłem całkiem długą trasę, a Shira nie dawała żadnego znaku i zaczęły dopadać mnie wątpliwości. W chwili, w której zdałem sobie sprawę z tego, że kocica może być w niekorzystnej sytuacji – lub nawet martwa – zatrzymałem się gwałtownie, sycząc wściekle. Bez wahania zawróciłem i ruszyłem z powrotem tą samą drogą, mknąc w cieniu drzew najszybciej jak umiałem. Dotarłem na miejsce, gdzie przedtem osaczyła nas sfora, jednak nie było już śladu po żadnym wilku – te mroczne stworzenia nie pozostawiły po sobie nawet zapachu. Przez chwilę na poważnie zastanawiałem się, czy aby te wilki nie były czymś niematerialnym, zupełnie jak mgła, na którą wyglądały, gdy ich sierść zdawała się rozpływać w powietrzu. Jak tak duża wataha mogła zniknąć bez śladu?, wołałem w myślach sfrustrowany.
Moje domysły potwierdziły się, gdy nie mogłem wyczuć w promieniu całych kilku kilometrów ani jednego wilka...
Jednak wyczułem krew Shiry.
Skupiłem swój umysł na zbadaniu stanu pantery i doszedłem do wniosku, że jeszcze żyła. Znajdowała się kawał drogi od mojego miejsca pobytu, i nie wyglądało na to, by się stamtąd ruszała – czyżby gdzieś była uwięziona? Matko, jednej nocy zezłościliśmy jakieś upierdliwe dziwactwa i jeszcze do tego zgubiłem swoją towarzyszkę. Też upierdliwą, ale jednak! Czy może być gorzej?!
Skupiony na lokalizacji Shiry nie zdałem sobie w porę sprawy, że coś czaiło się na mnie w krzakach. Usłyszałem gardłowe warczenie, a potem, nim jeszcze zdążyłem się odwrócić, wielkie stworzenie ryknęło i wyskoczyło zza krzaków wprost na mnie. Z okrzykiem zaskoczenia uniknąłem wielkich łap mantikory i odskoczyłem do tyłu. Warczeliśmy na siebie długą chwilę, aż w końcu rzuciłem się na stwora, uderzając z całą swoją siłą łbem o lwią głowę. Wbiłem pazury jednej łapy w jego bok, trąc jednocześnie pazurami o jego oczy. Wiedząc, że to go na chwilę oślepi oraz spowolni, nie tracąc czasu odskoczyłem od niego i popędziłem w stronę, z której wyczuwałem Shirę – musiałem się razem z nią szybko wynieść z tego lasu. Na chwilę zupełnie zapomniałem o bagnach i zdarzeniach z nimi związanymi, liczyło się tylko tu i teraz.
Nieprzyjacielski stwór siedział mi na ogonie cały czas, zdeterminowany wypędzić mnie z Mrocznego Lasu... bądź zabić, kto go tam wie.
Noc zaszła już dawno, a do tego istnie mrocznego lasu nie wpadało nawet światło księżyca, więc biegłem zupełnie na oślep, cały czas spodziewając się, że za chwilę wpadnę w jakieś drzewo. Szczęściem, nie natrafiłem na żadne przeszkody, aż do miejsca pobytu Shiry. Nie zdążyłem się nawet zorientować w terenie i przejąć faktem, że dookoła błyskały szkarłatne, złowrogie oczy wilków, bo czując oddech Mantikory na karku nie dbałem o to, czy wpadnę w same sidła wroga. Kiedy krwistoczerwone oczy błyszczały wokół w popłochu, a skomlenia i przerażone warknięcia zmieszały się ze sobą, powstał chaos.
Zdałem sobie sprawę, że stało się za spokojnie; nie słyszałem już za sobą ani świszczących warknięć, ani ciężkich kroków, tylko zmieszane ryki z ujadaniem w oddali.
— A więc dureń zajął się wilkami! — wysapałem, przystopując i łapiąc oddech w płuca. Nie zapominając o zagubionej towarzyszce chwilę potem zerwałem się, by ją odnaleźć.
Złapałem głębszy oddech, zamknąłem oczy i otworzyłem je, natychmiast wyszukując przy pomocy swojej umiejętności panterę – była uwięziona w centrum całego chaosu.
— Shira! — nawoływałem. Nie bałem się, że ktokolwiek zwróci w tej chwili na mnie uwagę, bowiem każdy z tych kundli w momencie paniki nie widział nic więcej, jak czubek własnego nosa.
— Tutaj!
Ów zguba stanęła chwilę potem przed moim nosem. Nie rozróżniałem jej sylwetki na tym ciemnym tle, jednak co do głosu nie było omyłki. Jak się okazało, kocica była jeszcze żywa, a nawet, możnaby rzec, cała i zdrowa.
— Nie mam pojęcia, co się dzieje, ale uciekajmy! — zawołała do mnie. Samica widocznie w tej chwili nie chciała niczego więcej, jak się stąd wydostać, ja za to nie zwlekałem z pytaniami:
— Co się stało, gdy odesłałaś mnie samego? Czemu to zrobiłaś? — zapytałem sfrustrowany.

<Shira?>
✐ 724 słowa
+15 SK

Od Zacka CD Reiko

Rywalizacja to moje drugie imię. Reiko wydawała się naprawdę spoko, więc pozwoliłem sobie na głupie zagrania. Parę razy przez to zaliczyła upadek, z resztą ja też. Kiedy złapałem ją za tylną łapę na prawdę mocno rąbnęła o ziemię. Sam przez chwilę się przestraszyłem, że to było zbyt mocne zagranie. Więc pomogłem jej wstać, zrezygnowaliśmy z tej szalonej zabawy. A po dotarciu do lasu każde z nas ruszyło za swoim nosem. Wypatrzyłem w lesie jelenia dorodny samiec od razu zaostrzył mój apetyt. To była szybka i w miarę moich możliwości jak najmniej bolesna dla niego akcja, oraz śmierć. Zostawiłem zdobycz i poszedłem szukać towarzyszki. Ta siedziała  krzakach, więc cicho zakradłem się do niej i stuknąłem w ramię. Jej skrzydła się rozłożyły i dość mocno wypowiedziała moje imię. Usłyszałem jak coś ucieka, chyba mi się przywidział jednorożec.
- Tak właśnie mi na imię - byłem rozbawiony, jej reakcji.
- To nie jest śmieszne, widziałam jednorożca a on zwiał - dało się wyczuć lekki smutek.
- Nie przezywaj, jeszcze spotkasz nie raz takie zwierzę a teraz ruszaj się !
Spojrzała na mnie pytająco.
- Zwierzynka nam wystygnie - olśniłem ją, że ja zakończyłem już swoje polowanie.
Poszła za mną kilka metrów dalej do mojej zdobyczy. Poczęstowałem ją, i wspólnie zjedliśmy posiłek. Jednak była coś nie w humorze więc postanowiłem to zmienić.
- Jeśli tak bardzo chcesz to znajdziemy tego jednorożca.
W jej oku znowu pojawiła się iskierka a na pysku uśmiech.
- Serio ?
- Tak.
Tempo jedzenia od razu zostało przyspieszone po czym nie dała mi nawet chwili na złapanie oddechu. Przebierając łapami w miejscu, więc od razu zacząłem węszyć. Trop prowadził niestety do Mrocznego Lasu.
- Co takie niewinne zwierzę by tam robiło - odezwała się Reiko
- Nie chcę Cię martwić, ale nie było same.
Od razu ruszyłem biegiem, niepokoiły mnie ślady krwi na ziemi. była to inna krew, musiała być jednorożca.
- Myślisz, że coś go już upolowało i zabiło? - spytała mnie z żalem w głosie.
- Według mnie to bardzo świeża krew, to musiało stać się chwilę temu, jeśli się pospieszymy uda nam się go uratować. Samica była tak przejęta, że wzbiła się  powietrze a ja biglem za nią ile sił w łapach by ją dogonić, była naprawdę szybka. Nagle wylądowała  przede mną, zmuszając mnie do gwałtownego hamowania. Schowaliśmy się  krzakach i lekko wyjrzeliśmy. Jednorożec był ranny i starał się odpędzić złe stwory od siebie. Było ich tam sześć i otaczały zwierzę, zmniejszając coraz bardziej krąg.
- Rei, plan jest prosty ja odciągam ich uwagę a ty zabierasz jednorożca jasne ?
- Dobra.
Wyskoczyłem z kryjówki i ryknąłem. Potwory skierowały na mnie swoje spojrzenia. Od razu ruszyłem na nich używając uwolnienia ognia moje ciało zaczęło płonąć, to sprawiało, że miałem od razu ochronę przed atakiem z ich strony. Potem zacząłem rzucać  nich płomieniami aby skupiły się na mnie. Gdy to mi się udało a ich cała uwaga byłą skierowana na mnie do akcji weszła Reiko. Udało mi się odciągnąć je na tyle daleko by dać jej czas do przekonania tej jakże nieufnej magicznej istoty. Nie chciałem zabijać przeciwników, nie czułem takiej potrzeby. Kiedy nasz plan wypalił odpuściłem walkę i po pozwoliłem się im gonić aż na bagna. w końcu ich zgubiłem i bezpiecznie ruszyłem do lasu aby znaleźć samicę z tym koniem posiadającym róg.

Reiko ?
✐  547 słów
+ 15 SK

Od Reiko CD. Zacka

Dowiedziałam się, że nieznajomy jest członkiem stada zaledwie od paru dni. Zwie się Zack i wygląda na ciekawą mieszankę gatunków. Nosi obrożę, która jest dla niego ważną pamiątką. Wtem nadeszła kolej samca na zadawanie pytań. Postanowiłam odpowiedzieć następująco:
- Można powiedzieć, że pochodzę z daleka i chętnie udam się z Tobą na jakieś polowanie, gdyż jestem głodna.
- A co z resztą pytań? - uśmiechnął się.
- O reszcie niedługo sam się przekonasz... albo i nie - zaśmiałam się. - Niech to będzie niespodzianką - mrugnęłam do samca.
- A więc gdzie idziemy polować? - spytał.
- Zapewne Czika już Ci pokazała tereny i dobrze wiesz, że najlepszym terenem do tego jest... - zaczęłam oczekując jego odpowiedzi robiąc test słuchania Alfy.
- Em... - zastanowił się. - Las oczywiście - powiedział pewnie po chwili.
Jak zwykle postanowiłam zrobić mały wyścig, dlatego zaczęłam biec. Samiec uczynił to samo, a ja, żeby było sprawiedliwie, nie używałam mocy ani skrzydeł. Biegliśmy ramię w ramię, kiedy Zack krzyknął "uważaj" patrząc w moją lewicę. Byłam pewna, że jakieś stworzenie z bagien się zagubiło przez ingerencję Alucard'a i może nas zaatakować. Zatrzymałam się od razu i popatrzyłam w lewo, jednak tam niczego nie było. Spojrzałam przed siebie, a Zack śmiejąc się biegł dalej.
- Dopadnę Cię! - krzyknęłam.
Szybko wróciłam do biegu i machnęłam parę razy skrzydłami, aby nadrobić zaległości. Złożyłam je od razu, kiedy dogoniłam samca i skupiona na dotarciu do celu, który był już niedaleko, wyłączyłam się na chwilę. Czułam, że wyprzedzam samca, do czego on nie chciał dopuścić. W pewnym momencie, poczułam odbicie tylnymi łapami samca o mój grzbiet, co praktycznie mnie uziemiło, jednak będąc gotowa na jego kolejne zagranie, zdążyłam go złapać za puszysty i długo ogon. W tym momencie oboje się wyłożyliśmy, ale wiedzieliśmy też, że wyścig nie może zostać bez zwycięzcy. Nie braliśmy tego na poważnie, ale sprawiło nam to wiele frajdy. Otrzepałam się z brudu i przeskoczyłam nad Zackiem, za to on złapał mnie za tylną łapę. Znów się wyglebiłam, ale postanowiłam odpuścić.
- Jak Ci tak na tym zależy, to leć - położyłam pysk na ziemi.
Słyszałam, że samiec wstaje, jednak zatrzymał się przede mną i pomógł wstać.
- Dzięki - powiedziałam otrzepując się znów.
Udaliśmy się do lasu, każdy w pewnym momencie poszedł za swoim tropem. Czułam, że znajdę coś smakowitego, jednak kiedy dotarłam do zwierzęcia, które szukałam, okazał się nim być jednorożec. To bardzo rzadkie zjawisko, a ja nie mogłam przepuścić okazji na próbę nawiązania kontaktu. Siedziałam chwilę w ukryciu, a kiedy chciałam wyjść, coś nagle pacnęło mnie w ramię. Moje skrzydła "wybuchły" otwierając się, a jednorożec uciekł.
- Zack! - krzyknęłam wiedząc, że to on.

Zack? c:
✐ 440 słów
+10 SK

Od Shiry Cd Neitrasa

Po prostu świetnie, musiał po prostu musiał. Znałam go kilka dni, za każdym razem wpadaliśmy w jakieś tarapaty. Jeśli on ma tą samą tendencje co ja, to długo nie pożyjemy. Nie miałam wyboru musiałam pobiec za nim, moje przeczucia się jak zawsze sprawdziły. Neitras zamiast iść nieco dłuższą a bezpieczniejszą drogom wpakował się do lasu przed którym go ostrzegałam.
Gdy zostaliśmy otoczeni, miałam ochotę go niemal udusić, wydrzeć się na niego. Niestety ale zaciśnięte kły na mojej szyi jednego z osobników mi to uniemożliwiły. Byliśmy w czarnej dupie, przez niego. Wilk zacisnął mocniej szczęki na mojej szyi.
- Delikatniej ! jestem dziewczyną. - To musiało rozbawić ich przywódce który wystąpił z szeregu.
- Co to za jedni ?
- Wpadli do lasu jak do siebie.
- Ej to są tereny stada tak, jesteśmy u siebie ! - powiedziałam.
- Puść ją ... - mruknął samiec
Ucisk się zmniejszył a po chwili całkiem zniknął.
Spojrzałam morderczym wzrokiem na Neitrasa. " Ty nas w to wpakowałeś "
Na chwilę wzrok wilka padł na Neitrasa a ja wykorzystałam jego nieuwagę i stałam się niewidzialna.
Teraz zaczęły się dziać zabawne rzeczy. Biegałam między nimi podcinałam ich lub ciągałam za ogony. Wilki były tak zaskoczone tym co się z nimi działo, że zaczęły próbować mnie dopaść ale nic z tego. Cały czas płatałam im różne figle, a efekt był genialny bo zaczęły się nawzajem rzucać na siebie. Podeszłam do wilka który trzymał mojego towarzysza i wymierzyłam mu mocny cios w bok. Ten zaskoczony puścił Samca.
~ Biegnij ! skręć  lewo na rozdrożu a potem cały czas prosto ! - przekazałam mu telepatycznie.
Neitras bez wahania ruszył biegiem a ja dalej psociłam się wilkom odciągając ich uwagę.
Gdy znowu stałam się widzialna, byłam na drzewie.
- Halo tutaj jestem !
Ich oczy były zwrócone w moją stronę a ja z uśmiechem zaczęłam rozmowę.
- Musiałam ... teraz mogę wam wyjaśnić wszystko. Wpadliśmy tutaj bo jest problem na bagnach i musieliśmy tam dotrzeć, w sumie to on musiał. Czas jest na wagę złota w tej sytuacji. - Zeskoczyłam z drzewa i usiadłam spokojnie.
- To was nie usprawiedliwia, do lochu !
W tym momencie zostałam ponownie przyszpilona do ziemi, na moje łapy założono łańcuchy.
- Ej poważnie - westchnęłam.
Teraz to już mi moc nie pomoże, więc grzecznie poszłam z nimi do wielkiej jaskini gdzie wsadzono mnie za kraty.
- Może mnie rozkujecie ?
- Nie !
Przewróciłam oczami i walnęłam się na ziemię, zamykając oczy. Plus zostania więźniem był taki, że się będę mogła wyspać. Potem wymyślić na spokojnie plan ucieczki. Byłam ciekawa czy Neitras dotarł na czas.

Neitras?
✐ 432 słów
+10 SK

Od Neitrasa - Cd. Shiry

Byłem wściekły na Shirę, która zaprowadziła mnie prosto do medyka, przez co nie mogłem mu już umknąć i pobiec zawiadomić Czikę o zagrożeniu oraz zobaczyć, jak się dalej potoczą sprawy.
Dałem się opatrzyć medykowi – panterze śnieżnej imieniem Blue – a gdy ten zadawał mi różne pytania, jak „Skąd wzięła się ta rana? Nie jest świeża” odpowiadałem na nie wymijająco, wcale nie ułatwiając mu pracy.
Blue zostawił mnie w pobliżu swojej medycznej jaskini, bym mógł narazie odpocząć, ale chciał też mieć na mnie oko.
Na szczęście wkrótce przybyła Shira z nowymi wiadomościami o obecnej sytuacji.
— Czika zabrała szpiegów i wojowników i ruszyła na bagna.
Poderwałem się z ziemi i nie zważając na ból w ranie ukrytej pod świeżym bandażem oznajmiłem:
— Idę tam!
— Co? — Wyglądała na zirytowaną. — Nie ma mowy. Nie pójdziesz tam w takim stanie, gdy...
— A jak ci się zdaje, kim jestem? Wojownikiem, do cho**ery! — parsknąłem i obracając się, zerknąłem przez ramię na Shirę. — Jak dawno temu wyruszyli?
Kocica ściągnęła gniewnie brwi, ale nic nie powiedziała, więc przewróciłem oczami na tę jej nieugiętość i ruszyłem biegiem w stronę bagien.
— Neitras! — krzyknęła jeszcze za mną.
Na szczęście, tak się składa, mam dobrą pamięć i potrafię z łatwością odnaleźć drogę przebytą zaledwie jeden raz. Nie miałem problemu ze znalezieniem tej samej trasy.
Na nieszczęście, upierdliwa Shira uznała, że nie puści mnie tam samego i widząc, że mnie już nie zatrzyma, po prostu pobiegła razem ze mną.
Wkrótce znaleźliśmy się przed Mrocznym Lasem, do którego zdecydowaliśmy się bezzwłocznie wejść. Nawet nie dane nam było dotrzeć do Bagien, gdzie czaiło się w tej chwili główne zagrożenie stada, bo chwilę potem spotkaliśmy okrążającą nas watahę ciemnych, jakby zrobionych z mgły wilków. Ledwo co się zorientowałem w sytuacji, a warczące nieprzyjaźnie stworzenia już zacieśniały krąg wokół mnie i Shiry.
Używanie swojej mocy ani walka nie były najlepszym rozwiązaniem wobec takiej ilości przeciwników. W każdym razie to wilki, podobne grasują na polanach stada i nie są wrogo nastawione, więc może dałoby się z tymi tutaj porozumieć i dogadać? Ale czego one chcą? Na pewno nie zawarcia przyjaźni...

<Shira?>
✐ 351 słów
+10 SK

niedziela, 26 sierpnia 2018

Od Shiry Cd Neitrasa

Kiedy ptak zaatakował moje kompana nawet się nie ruszyłam. Przecież mu obiecałam, gdy w końcu się pozbył ptaszyska wstał i coś mruknął do mnie pod nosem. Trochę mnie rozbawiła ta sytuacja, chociaż zapewne dla niego nie było ani trochę zabawne. W końcu dotarliśmy do bagien użyłam swojego daru po czym wyczułam zbłąkaną dusze potwora. Bez zastanowienia ruszyłam szybszym krokiem w jego kierunku. Neitras patrzył na mnie jak na wariatkę gdy zaczęłam rozmowę z niewidzialną i niesłyszalną dla niego istotą.
- Co tu się stało ? - spytałam ducha.
~ To wasza sprawka, dwa lwy wtargnęły na nasz teren, po czym jeden z nich zamienił się w smoka i ruszył do walki ze mną. Oderwał mi głowę, moi przyjaciele się zemszczą na nim.
- Przepraszam za niego ... - westchnęłam
~ Nie przyjmuje twoich przeprosin, one są nic nie arte, nie zwrócą mi życia. Teraz będę skazany na wieczną tułaczkę po ziemi !
- Pomogę Ci opuścić to miejsce i zaznać spokoju tylko jakiej rzeczy nie załatwiłeś pilnej przed śmiercią ?
~ Niby czemu miałbym ci ufać ?
- Przybywam w pokojowych zamiarach, proponuje Ci pomoc.
~ Wolę tułać się tutaj bez końca ... - ryknął po czym zniknął
Spojrzałam na mocno zdziwionego Neitrasa.
- Emm czemu gadasz sama do siebie ?
- Rozmawiałam z duchem ... już Ci mówię, przybyły tu dwa lwy, jeden zamienił się w smoka i zabił pewnego ważnego stwora, teraz reszta chce się zemścić na nim i na stadzie.
- To już problem tego lwa, a nie nasz.
- To problem stada ... oni nie wiedzą kto go zabił, zapewne zaczną wybijać nas jak myśliwi sarny.
- Można ich powstrzymać ?
- Nie wiem, nie możemy ich zaatakować trzeba podejść do tego dyplomatycznie.
- Może powiadomić Alfę, niech przyjdzie i to załatwi- westchnął
- To chyba jej obowiązek ... w takim razie ja zabieram Cię do medyka i idę potem do Cziki.
Jak powiedziałam tak też zrobiłam i pomimo jego protestów niemal siłą zaciągnęłam go do Blue a potem pobiegłam zaalarmować Czikę. Samica wzięła kilku wojowników i szpiegów ze sobą po czym ruszyła na bagna. Ja zaś poszłam sprawdzić jak czuje się Neitras. Samiec leżał pod drzewem i odpoczywał, więc cicho podeszłam.
- Jak się czujesz ? - spytała lekko zatroskana.
- Jak widzisz żyje.
- Czika zabrała szpiegów i wojowników i ruszyła na bagna. - powiedziałam kładąc się niedaleko i zamykając oczy.

Neitras ?
✐ 397 słów
+10 SK

Od Neitrasa - Cd. Shiry

— Nie myśl sobie, że sam pójdziesz, nie znasz bagien tak dobrze jak ja.
Wpatrywałem się długo w kocicę, ostatecznie wzdychając z irytacją, ale dając za wygraną.
— Zgoda! — prychnąłem. — Pójście samemu w takie miejsce mogłoby być głupotą, przydasz się, by w razie czego zwołać wsparcie — przyznałem niechętnie.
Zwróciłem zaciekawiony wzrok na potwora, przez którego otworzyła mi się ponownie rana na barku – Teraz już z pewnością powinienem udać się do medyka, jeśli chcę uniknąć zakażenia, pomyślałem. Gdybym zareagował szybciej i uaktywnił swoją umiejętność, wtedy bez problemu pozbyłbym się kłopotu. Potem jednak ten "kłopot" nie chciał już mi dać drugiej takiej szansy na skupienie się i uśmiercenie go w najłatwiejszy sposób, a więc nie obyło się bez bezpośredniej walki, z której znowu nie wyszedłem cało. Rana sprzed dwóch dni ponownie dała mi się we znaki, jednak nie narzekałem, idąc za samicą powstrzymując się od syczenia i jęków z bólu.
Spojrzałem na Shirę podejrzliwie i nie zapominając jej tego brawurowego występku, jakim się dziś popisała, atakując niebezpieczne stworzenie, ostrzegłem:
— Idziemy tam tylko, by zbadać potencjalne zagrożenie. Staramy się w razie możliwości unikać kłopotów, jasne? — Rzuciłem jej znaczące spojrzenie, jasno dające do zrozumienia, że nie podobała mi się jej lekkomyślność. Nie znałem jej, nie miałem pojęcia, czy nie okaże się na tyle szalona, by porwać się nawet na całą zgraję takich dziwnych istot...
— Masz moje słowo — odpowiedziała, kiwając z powagą głową.
— Yhm, okej — zgodziłem się, choć nadal nie do końca wierząc jej przysiędze. — W takim razie, jak daleko jeszcze do, ehm...  miejsca, z którego według ciebie przyszedł ten potwór?
Shira rozglądnęła się, orientując nieco w terenie i odrzekła:
— Niedaleko. Około dziesięciu minut. Chociaż lepiej, żebyśmy ominęli Mroczny Las... — dodała z namysłem. — Nadłożymy trochę drogi, ale tak będzie bezpieczniej.
— Oooh? A co też czai się w tym lesie?
— Dużo interesujących stworzeń, ale najbardziej wobec nas wrogich — odparła. — Radzę ci, byś zapomniał o jakichkolwiek wycieczkach na ten teren. 
Niedługo potem stanęliśmy przed rzędem drzew – prawdopodobnie Mrocznym Lasem? Nazwa do niego całkiem pasowała – przy którym Shira skręciła w prawo, prowadząc mnie dalej wzdłuż spowiniętego mrokiem lasu. Pozwoliłem sobie na użycie swojej mocy, tak na wszelki wypadek. Wyczułem kilka podejrzanie wyglądających stworzeń, jednak wszystkie trzymające się z dala od nas. Sięgając mocą nieco dalej, zdaje się, że aż do bagien, znów zauważyłem wiele dziwnych istot. Przez resztę drogi trzymałem się na baczności.
W pewnym momencie jakiś mały kształt poruszył się gwałtownie w górze, wśród gałęzi drzew i dzięki temu, że mogłem wyczuć go jeszcze zanim zobaczyłem, zdołałem ostrzec Shirę:
— Uważaj!
Kilka sekund później coś wystrzeliło z koron drzew i w mgnieniu oka zaatakowało mój łeb. Małe pazury wbiły mi się w pysk, a potem jedyne co widziałem, to szalenie trzepoczące ciemnoszare skrzydła oraz złowrogi dziób bezlitośnie kłujący mnie, gdzie tylko się da. Krzyczałem, przeklinałem i machałem łbem na wszelkie strony, podskakując przy tym w szaleńczym tańcu z agresywnym ptakiem na pysku. Zapomniałem na chwilę o obecności Shiry, która najwyraźniej nie przybywała mi z pomoc. Wściekle runąłem grzbietem na ziemię, starając się przygwoździć ptaszysko i dosięgnąć go pazurami, co w końcu poskutkowało, a ptak skrzecząc coś w swoim języku odfrunął. Nie zdążyłem jednak nawet złapać porządnego oddechu, gdy natrętnik powrócił z zamiarem zaatakowania ze zdwojoną siłą. Tym razem będąc przygotowany pozbyłem się go zatrzymując mu pracę serca. Być może kocica była nieco zaskoczona, gdy ptak nagle znikąd spadł na ziemię przerywając pełny lot, kiedy ja nawet go nie tknąłem – ale o to nie dbałem.
— No co? — prychnąłem rzucając Shirze spojrzenie spode łba. — Chodźmy już dalej.
— To było dziwne, prawda? — mruknęła.
— Nie, ani trochę. Na co dzień jestem zwyczajnie atakowany przez takie ch**erne ptaki — odpowiedziałem sarkastycznie, choć nie wiem nawet, czy to brzmiało tak oczywiście. Może Shira nie załapała sarkazmu i uznała mnie za prawdziwe dziwactwo.
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy, ja pozostając tak samo czujnym i rozmyślając nad wyjaśnieniem dziwnego zachowania tamtej istoty. Spoglądając na ten mroczny las zdałem sobie sprawę, że muszą w nim mieszkać naprawdę dziwne i groźne stworzenia. Fajnie byłoby kiedyś tam zawitać, pomyślałem sobie uśmiechając się pod nosem na tą myśl.

<Shira?>
✐ 696 słów
+15 SK
Szablon
Karou
Royalog