Ta samica po porostu sobie ze mną pogrywała, mruknąłem przeciągle widząc ją w oddali. Trzepotałem moimi potężnymi skrzydłami ale to nic nie dawało. Ona musiała mieć żywioł Powietrza, ja jedynie pogody. Ale chwila, właśnie! Była dość daleko i śmiała się ze nie, lecz biedna nie wiedziała co zaraz ją czeka. Byłem zdenerwowany, a to zwykle wywoływało burze bez deszczu lub śnieżycę. Tak już mam, mój stan emocjonalny wpływa na pogodę. Co z jednej strony chwalę, zaś z drugiej często jest mi trudno to kontrolować. Dziś jednak muszę odpuścić sobie kontrolowanie samopoczucia wobec mocy pogody. Niech będzie ta wzmocniona zamieć, w końcu wywołam ją tylko na chwilę. Nie uszkodzi terenów, nie zrobi nikomu krzywdy. No prawie, co się może złego stać? Samica która sądzi że mnie zgubiła może jedynie zostać oślepiona, jej skrzydła zamarzną i spadnie...co w tym złego no?! Ale są na to małe szanse. Westchnąłem i ryknąłem pokazując lwicy że jednak jestem w pobliżu. Czułem jej zapach, wiatr wiał mocno w moją stronę. Mój cygański uśmieszek mówił wszystko, zacząłem pikować w stronę terenów stada zanim zamieć zawita na niebie. Wylądowałem bez problemu z budzącym respekt efektem dźwiękowym. Poprosiłem wiatr by znalazł lwice, okazało się że jest niedaleko i zatacza kółka wiedząc że od tak jej nie dogonię. No i miała rację, właściwie nie muszę. Po chwili na niebie zaczęło się dziać, lecz w moich oczach pojawiła się niepewność, nie rozumiałem tej sytuacji... Czemu? Ze zdziwieniem popatrzyłem w stronę nieboskłonu... Zamieć zmieniła się w trąbę powietrzną ze śniegiem w której ciskają błyskawice. Przez chwilę stałem tak osłupiały, moje oczy robiły się coraz większe ze zdziwienia. Kontrolowałem moją moc, byłem troszkę wkurzony więc powinienem wywołać jedynie zamieć... A tutaj proszę, cho***a by to wszystko wzięła. Ale odwaliłem!
- Ciekawe czy uwierzy jak powiem jej że to nie ja....
Mruknąłem sam do siebie myśląc o samicy która była w środku trąby powietrznej ze śniegiem i piorunami. Kurde, musi być tam nieźle zimno. Z jednej strony miałem szczęście bo pogoda nie docierała na ziemię, akcja rozgrywała się tam gdzie ja i samica się ścigaliśmy. Moje zdenerwowanie zwykle przechodzi w miejsce gdzie jest osoba która mnie drażni, blisko niej, nie w środku! Chyba jeszcze nie do końca potrafię panować nad swoimi mocami, lub nie znam ich możliwości. Stwierdziłem że ona musi mieć pecha, trafiła właśnie na mnie. Całe szczęście że pogoda w miarę się mnie słuchała i nie przeniosła się na tereny! Chciałem to powstrzymać, jak najszybciej. Ponieważ nie wiedziałem w jakim stanie jest samica, miała się jedynie przestraszyć do cho**ry jasnej! A przez moją głupotę i nie panowanie nad mocą może zginąć, to jak wyrok! Wiem, wiem z siłami natury się nie pogrywa, ale ja...ja jestem tą siłą. Wzbiłem się w powietrze dosłownie wrzeszcząc na siebie:
- Armor debilu, jak coś jej się stanie to Ty odpowiesz przed Alfą!
Ryknąłem donośnie wiedząc że pogoda powinna się uspokoić...jednak tylko wzmocniona zamieć ustała. Tak jakby reszta nastrojów pogody była prawdziwa, lub wytworzona przez inne stworzenie. Właściwie jest jeszcze jedna opcja, muszę się wyciszyć ale mi to zajmę trochę czasu. Nie panikowałem, ale też nie byłem wystraszony. Wiedziałem że znajdę gdzieś tę samicę, może jakimś cudem jeszcze żyje... Skupiłem się i rozwścieczonym wzrokiem zacząłem szukać jej w środku wiru. Nie było łatwo, ale po kilku sekundach dostrzegłem ją w centrum załamania pogodowego. W moich oczach pojawił się strach, czułem jak pogoda zaciska swoje łapska na jej ciele...naprawdę ją trzymała w środku nieprzytomną. Na szczęście jej ciało nie było rzucane na wszystkie możliwe strony, odetchnąłem z ulgą. Wyciszyłem się, zamknąłem oczy i próbowałem powstrzymać pogodę. Za pierwszym razem się nie udało, dopiero gdy odpowiednio się skupiłem coś z tego wyszło. Pogoda wróciła do normy, a ja z lekka opadłem z sił. Zobaczyłem ciało lwicy które bezwładnie spada w duł, a ja czuje się dziwnie lekki. Czyżbym wykorzystał aż tyle energii? Puściłem się swobodnie w stronę ziemi, wiedząc że jeśli jej nie złapię będę miał przerąbane, jak i będę ją miał na sumieniu. Słońce grzało jak dawniej, ale w powietrzu czułem coś dziwnego, coś czego nie czułem bardzo dawno. Był to strach, strach że przez moją głupotę, niedoświadczenie i niepanowanie nad mocą...ktoś może stracić życie, nic mi nie zrobiła (nooo prawie), niczym nie zawiniła (tego nie wiem). Ale wiecie co jest absolutnie najgorsze? To że nie poznałem nawet jej imienia, ani stanowiska... Nie wiem kim jest ta lwica. Jak i ona nie zna mego imienia, nie wie przez kogo właśnie może zginąć. Powinienem chyba czuć się winny, jeśli się jej coś stanie...Czyż nie? Chwila, przecież co ja plotę tak przed tym co ma się stać. Przecież nic jej się nie stanie, zdążę ją uratować...jednak co dalej? Nie, nie dogonię jej spadającego ciała! W tej właśnie sekundzie przypomniało mi się o moich mocach, pogoda pogodą...a choć jestem wykończony musiałem spróbować.
- Jedna ...mała...chmurka...proszę.
Wzdychałem powoli, spadek siły wiązał się z tym co działo się wcześniej, byłem pewien. Adrenalina dawała mi jakąś energię, niestety nie na długo. Pod spadającą lwicą uformowała się średniej wielkości chmurka, która leciała z nią w dół aż do momentu powolnego rozpłynięcia się pod naciskiem gleby. Odetchnąłem z ulgą lądując obok niej dość twardo, czułem że coś sobie złamałem ale nie wiedziałem co. Miałem nadzieje że to nie skrzydło... Ale walić to! Spojrzałem na samicę niepokojącym wzrokiem, zastygła...była wręcz zamrożona, na jej futerku widać było szron. Fuknąłem pod nosem i wziąłem lodowatą samicę na kark, chciałem wzlecieć by szybko dotrzeć do jakiegoś wodnego zbiornika. Niestety pech chciał że prawe skrzydło bolało przy każdym ruchu. Walnąłem się łapą w czoło uważając by lwica nie spadła, nagle obok mnie wylądował smok, piękny niebieski samiec. Wziął samice w szpony i spojrzał na mnie z wyrzutem. Spojrzałem mu w ślepia mówiąc twardo z zaciśniętymi zębami:
- Musisz ją podrzucić na Plażę Zachodu, tam woda ciągle jest ciepła...pomogę jej. Zaufaj mi...
Czas leciał, jak i smok leciał. A ja próbowałem latać, właściwie to biegłem co tchu. Kiedy znalazłem się na plaży samica była do pasa w wodę, smok spojrzał na mnie nieufnie. Zmierzyłem go wzrokiem po czym popchnąłem samicę dalej...ciepłe wody spowodowały że jej ciało nabierało temperatury jednak musiała zanurzyć się cała. Przez co mogłem ją utopić, czekałem około trzydzieści sekund i wyciągnąłem ją z wody na plażę. Stanąłem obok niej, zaczęło się robić ciemno. Wywołałem ciepły wiatr i spoglądałem na klatkę piersiową samicy która zaczęła się unosić, CZYLI JEJ NIE ZABIŁEM!
- Ej, żyjesz?
Zapytałem krążąc obok niej, myślałem że będę musiał już tutaj stosować techniki pierwszej pomocy, ale na szczęście nie byłem do tego zmuszony. Najpierw kaszlała, po czym chrypliwie odpowiedziała:
- Jest mi...tak zimno.
Już miałem marudzić: ,,Zimno? To ja Ci tutaj kąpiele urządzam i wykorzystuję swoją moc po to by było Ci ciepło a Ty marudzisz że jest Ci zimno?! '' Ale w tej sytuacji to by nic nie dało, byłem tak zmęczony że chwiałem się na łapach, nie sprawdzałem nawet stanu swojego skrzydła. Walnąłem się obok samicy i okryłem ją swoim zdrowym skrzydłem , na szczęście była mniejsza ode mnie...nie za dużo ale jednak. Nic mnie w tej chwili nie obchodziło...po prostu uśmiechnąłem się słabo i zamknąłem oczy. Nie zwróciłem nawet uwagi na smoka który był niedaleko Nas. Zasnąłem, było mi tak ciepło i miękko, piasek był idealny do drzemki a co dopiero do spania. Rano pewnie za to wszystko będę siebie nienawidził, ale co mi tam...
(Reiko?) XD
✐ 1211 słów
✐ 1211 słów
+25 SK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz