piątek, 29 grudnia 2017

Od Shogun'a-C.d. Cziki

Ucieczka przed tym stworem chwilę nam zajęła. Ale gdy mieliśmy go z głowy poczułem ulgę. Alfa pokazała mi jaskinie i oprowadziła po terenach stada. Przyznam tereny były piękne,aczkolwiek nieco krępowała mnie ta cisza.
- Zawsze ratujesz samców w opałach ?
- Czasem się zdarza ..
- Ładne tereny jak na takie stado, można znaleźć swoje ciche miejsce
- Nie jest nas wcale tak mało .. nie poznałeś całego stada
- Wiesz chyba najbardziej podoba mi się Góra i Wodospad Loud jeśli bym nie był w jaskini myślę,że tu mnie znajdziesz gdybym był potrzebny.
- Okey ..
- Zawsze jesteś taka małomówna ?
- Nie znam Cię .. to,że jesteś tu od kilku minut nic nie znaczy
- Czy ja wyglądam na złego kolesia ?
- Nie,ale wiesz czasem pozory mylą ..
- W takim razie może spotkamy się jeszcze ?
- Widzieć to się będziemy ...
- Wolałbym się umówić,bo rozumiem że nie masz czasu dziś już
- Jestem Alfa,wiecznie zapracowana ..
- Powinnaś mieć pomimo to czas .. dla swoich cóż jak ładnie ubrać słowa podopiecznych ..
- Nie wiem kiedy znajdę czas
-No cóż w razie co wiesz gdzie mnie znajdziesz ..
-Okey ..
-To do zobaczenia .. -uśmiechnąłem się i pognałem zapolować.
Dorwałem młodą sarnę w lesie po czym napełniłem swój żołądek.
Następnie udałem się do jaskini odpocząć i zasnąłem.
Przez kolejne kilka tygodni mój dzień wyglądał następująco,zrywałem się rankiem i biegałem po terenach,potem w południe wygrzewałem się na górze Loud gdy nachodziła noc polowałem a po kolacji wracałem spać.
Tego dnia gdy wygrzewałem się na górze przyszła do mnie Czika.

<Czika>


 ✐ 264 słowa
+5 SK

Od Ossovy-C.d. Moon

Lwica okazała się być dość miła i z humorem, lecz mi trochę zajmie by się otworzyć na innych.
- Jesteś tutaj od kilku dni prawda? Jeszcze Cię tutaj nie widziałam. Mam na imię Moon, a Ty to? - zapytała od razu się przedstawiając.
Trochę stąpam po ziemi od momentu wyjścia na ląd, lecz nie spotkałem jeszcze nikogo. Wymowa lwicy była taka.. luźna, lecz inaczej złożona niż.. kiedyś. Tak, można to nazwać "kiedyś". Nie mam innego wyjścia jak przystosować się do tego.
- Nazywam się Ossova - przedstawiłem się odruchowo wykonując lekki ukłon łbem. Wiadomo, że oznacza on szacunek - Jestem tutaj od niedawna i nie zdążyłem zapoznać się z terenami - dodałem.
- Może nie oprowadzam nowych członków stada, ale zawsze można się przejść - oznajmiła samica z zaciekawieniem. Było to czuć na znacznie dużą odległość.
- Z wielką chęcią - powiedziałem unosząc nieco łeb wyżej. Wcześniej byłem  obniżony by dobrze "widzieć" lwice, teraz muszę skupić się na terenie by nie wpaść z żadne drzewo.
Gdy samica ruszyła, ja zaraz dorównałem jej kroku i obserwowałem okolicę. Tereny jak tereny czyli wszelkie drzewa, krzaki i inne istoty żyjące, które nie stwarzały zagrożenia.
- Ogólnie to trzeba uważać w tych okolicach - zaczęła przerywając krótką ciszę.

- Domyślam się, że grasują tutaj też niebezpieczne stworzenia - dodałem spokojnie idąc - Nie wiem czy coś jeszcze zdoła mnie zdziwić - mruknąłem nieznacznie się uśmiechając.
Moon odwróciła na mnie wzrok i nieco wysunęła się do przodu zwracając uwagę na moje gesty. Uszy momentalnie skierowały się w jej kierunku tak samo jak łeb, a z nim spojrzenie. Jej zaciekawienie wzrosło.
- Nocą grasuję ich najwięcej - dokończyła swoją myśl - Dla tego lepiej jest zostać w domu - dodała równając ze mną krok.
- Czujka nocna ? - spytałem nawet zaciekawiony jej wiedzą.
- Skąd wiedziałeś ? - nieco skrzywiła łeb znów odwracając na mnie wzrok.
- Dużo wiesz co się dzieje nocą - wyjaśniłem spokojnie.
Nagle o coś zahaczyłem łapą, przez co niemal przytuliłem się do ziemi. Szybko jednak podłożyłem łapę przed siebie i utrzymałem pozycje stojącą.. niż leżącą. Cicho syknąłem pod nosem i spojrzałem na przeszkodę, którym okazała się być gałąź. Jak mogłem jej nie zauważyć ?
- Wszystko w porządku ? - spytała zatrzymując się
- Jak najbardziej - odpowiedziałem ruszając dalej gdzie samica dorównała mi kroku.
- Masz.. problem ze wzrokiem ? - zapytała będąc w bezlwim (bezludnym) miejscu. Było to dość niepewnie pytanie, lecz normalne.
- Zostałem pozbawiony wzroku - powiedziałem krótko - Lecz widzę zarysy - dodałem szybko nie chcąc od razu wspominać o echolokacji. - A najdziwniejsze jest to.. że jestem wojownikiem - nieco westchnąłem. Moje stanowisko mi jak najbardziej pasowało, lecz co pomyślą członkowie stada na wieść, że mają ślepego wojownika.

Moon ?


✐ 454 słowa
+10 SK

Od Reiko-C.d. Alucard'a

Między mną a tutejszym nastąpiła szybka i konkretna wymiana zdań. Ja jak zwykle starałam się zbytnio się nie narzucać, a samiec był nieco mniej chętny do zawierania nowych znajomości. Jednak kiedy miał nastąpić koniec naszej konwersacji, a przynajmniej mi się tak wydawało, lew poczęstował mnie zdobyczą. Przez chwilę nie wiedziałam co zrobić - przyjąć poczęstunek i w oczach innego wojownika móc pokazać... Niesamodzielność? Chyba o to mi chodzi. Czy też poczęstować się chociażby z grzeczności...
Duma wzięła górę i postanowiłam wybrnąć z sytuacji w odpowiedni sposób:
- Dziękuję, ale jestem ciekawa Twoich zdolności. W końcu ranga wojownika nie przypada byle komu - moje kąciki lekko się uniosły.
- Ach tak? - spytał z zaciekawieniem Alucard. - Może wszystkiego dowiesz się w swoim czasie.
- Czyżby? - uniosłam brew do góry.
- Ta - odrzekł.
- To co wojowniku, chcesz się zmierzyć? - zaproponowałam.
- Chyba źle wyszłoby, gdybym odmówił - powiedział.
Byłam bardzo ciekawa jaki ma żywioł, jednak uznałam, że dowiem się tego w swoim czasie i nie pytałam się na razie o to.
- Mam nadzieję, że znasz tereny - powiedziałam z uśmiechem przygotowując się do biegu robiąc podskoki w miejscu.
- Naturalnie - odpowiedział Alucard.
- To co, może do tęsknych wodospadów? - zaproponowałam.
- Może być - odparł samiec, po czym rzucił szybkie "START" i pobiegł przed siebie.
- Ej! - rzuciłam tylko i zaczęłam szybko nadrabiać straty.
W pewnym momencie samiec był o pół kroku za mną. Mogłoby się wydawać, że stracił orientacje w terenie, czy też nie znał tych terenów... A może nie, może byłam szybsza? Chociaż... czy ja wiem? Taki silny samiec? Z drugiej strony może to możliwe, w końcu uważam, że jestem na tyle wysportowana, aby pokonać niejednego samca.
Kiedy skręciliśmy, a wodospady wyłoniły się zza drzew, oboje wiedzieliśmy, że meta jest już blisko. Wtem samiec zaczął mnie wyprzedzać, a ja poprosiłam brata powietrze o pomoc i tym samym zmniejszyłam opór powietrza mojego ciała i byłam pewna, że wyprzedziłam samca o głowę, a automatycznie jako metę uznaliśmy powalone drzewo. Wykonałam zgrabny przeskok i wylądowałam nieco dalej od samca. Sam fakt, że zakończyłam lot tak daleko, był dla Alucard'a dziwny.
Uśmiechnęłam się tylko w jego stronę i podeszliśmy do brzegu jeziora. Popatrzyłam w wodę oglądając swoje odbicie, kiedy nagle poczułam silne popchnięcie, co sprawiło, że już po chwili byłam cała mokra i pływałam w jeziorze. Kiedy się wynurzyłam i popatrzyłam na samca, a ten tylko lekko się uśmiechnął. Wtem ja postanowiłam odwdzięczyć się tym samym.
- Bum - powiedziałam z lekkim uśmiechem na pysku, a Alucard się skrzywił nie wiedząc co miałam na myśli.
Na efekty nie musiał długo czekać. Odepchnęłam się tylko łapami od wody, a dzięki mocom powietrza sprawiłam tym samym, że ogromna fala wody uderzyła w lwa, który ledwo utrzymał się na nogach po dostaniu pociskiem.



<Alucard c:>
✐ 465 słów
+10 SK

czwartek, 28 grudnia 2017

Od Moon-C.d. Ossovy

Te tereny są ogromne, niedawno prawie się zgubiłam. Na szczęście jestem tutaj dość długo i nie powinno mi to grozić. Muszę częściej wychodzić na spacery, bo zwykle zwiedzam tereny nocą. A wtedy wyglądają zupełnie inaczej, nocy świat jest piękny i tajemniczy zaś świat w świetle dnia również coś ukrywa, mimo to promienieje pięknem. Tak mają nocne czujki, podjęłam się tej pracy bo uwielbiam świat w kolorach nocy, choć co prawda jest ich dość mało i nie są jakieś tam wyszukane. Wtedy czuje się pewniej, w końcu urodziłam się nocą, moja mama opowiadała mi że w piękną pełnie na świat zawitała piękna lwica. Opowiadała mi tę bajkę na dobranoc, nigdy nie domyślałam się że tą lwiczką jestem ja.  Kurcze co ja opowiadam..to nie była moja matka i skąd ona mogła wiedzieć kiedy się urodziłam? Odkąd pamiętam wychowywała mnie wilczyca, kochałam ją jak własną matkę, a  ona mnie. To właśnie ona wprowadzała mnie w magiczny świat baśni, w którym wszystko było możliwe. Co do tej lwiczki z opowieści która po jakimś czasie stała się waleczną, dumną i dorosłą lwicą...okazało się że to ja. Nigdy nie wyobrażałam sobie że ja taka jestem, piękna i dumna, w dodatku waleczna. Przeszłość, ona czasem zadziwia. Tęsknię za nią...za przybraną matką , jak za przyszłością. Choć teraźniejszość wcale mi nie wadzi, jest nawet lepiej. To stado, piękne i ogromne tereny, członkowie którzy się wspierają zawsze i wszędzie. Tak mi się zdaje. Dnia dzisiejszego było bardzo dużo spacerujących obok wodospadu, większość szła w parach: samiec-samiec, samica-samica, samiec-samica. Bywały też trójki, a reszta to jak ja-pojedyncze postacie tułające się bez większego celu. Nagle jednak spotkałam mojego rozmówcę, właściwie to on mnie spotkał...lub odwrotnie. Ja się zagapiłam , on pewnie też. Tak wpadliśmy na siebie... Wstałam momentalnie się otrzepując, byłam brudna ale co mnie to.
-Yh. Czekaj, sprawdzę. Mam cztery łapy, parę uszu, oczu, nos i ogon. Jest dobrze.-zaśmiałam się, po czym zaczęłam badać go wzrokiem z wyraźnym zaciekawieniem.
Lubię poznawać nowych członków tego stada, znam prawie wszystkich więc dlaczego by nie poznać jego?
-To dobrze.-odpowiedział dość krótko.
-Jesteś tutaj od kilku dni prawda? Jeszcze Cię tutaj nie widziałam. Mam na imię Moon, a Ty to? -zapytałam.

(Ossova?)

✐ 357 słów
+10 SK

Od Alucard'a-C.d. Reiko

Po dołączeniu do stada nadal nie czułem się częścią tej skromnej społeczności. Wolałem zostać sam a przynależność miała za zadanie ochronić moją tożsamość. Spędzałem czas na granicach terenów a czasem je opuszczałem bez niczyjej wiedzy. W sumie i tak nikt mnie nie znał poza Alfą. Poranki spędzałem dość leniwie czasem polowałem,chyba że chciałem pospać to budziłem się wieczorami aby coś przekąsić. Noc była moim czasem na trening lub walkę, wracałem rano i przesypiałem cały dzień. I tak minęło mi kilka ładnych tygodni.
Tego ranka było trochę inaczej,po mimo ciężkiej nocy nie byłem ani trochę senny. Za to doskwierał mi dość mocny głód. Zdałem sobie sprawę,że od trzech dni nie polowałem. Chyba nie chciało mi się jeść po prostu. Albo dopadła mnie jakaś choroba. Udałem się więc do lasu i nie wiele planując dorwałem pierwszego lepszego dzika. Zapach i smak jego krwi wzmocnił moje podniecenie i apetyt. Byłem bardzo pobudzony i zacząłem jeszcze bardziej rozszarpywać ciało. Wszystko super do momentu w którym do moich nozdrzy nie dostał się drażniący zapach innego osobnika. Uniosłem głowę i już po chwili dostrzegłem Lwice co prawda w mało typowym umaszczeniu.
- Cz ..cześć -powiedziała nieśmiało
Oblizałem pysk z krwi,nienawidzę kiedy nie mogę spokojnie zjeść.
- Czegoś szukasz tutaj ?
- Nie .. polowałam i ..
- Cóż kto pierwszy ten lepszy -stwierdziłem
- Jesteś ze stada ?
- Jeśli mówisz o tym co zamieszkuje te tereny ?.. to tak
- Ja też .. ale nigdy Cię nie widziałam
- Nie musiałaś ..- robiłem się coraz mniej cierpliwy zatopiłem kły w ofierze i rozszarpywałem mięso niemal pomykając
- Jestem Reiko ... Wojowniczka
Przełknąłem kolejny kawał mięsa oblizując się po czym spojrzałem na nią,
- Alucard .. widzę,że ta sama branża zawodowa - nieco zaśmiałem się ponownie wtapiając kły w dzika
- No cóż to chyba na mnie czas ..
" Alucard gdzie twoje maniery" -pomyślałem
Odsunąłem się od ofiary
- Jeśli chcesz możesz zjeść ja i tak się nie najem tym małym dzikiem

<Reiko>
✐ 327 słów
+10 SK

Od Moon-C.d. Azrael'a

Przeprosił, choć nie musiał. Oboje mieliśmy chętkę na antylopę. Jak i oboje puste żołądki, czas chyba by je oba napełnić.
-Ej!-krzyknęłam podbiegając do niego z zaciekawieniem.
-Hm?-mruknął.
-Zaczekaj, nie uciekaj jak tchórz z przegranej bitwy. - mruknęłam cicho i dość wojowniczo.
Jak to ja, te moje złudne mądrości które gdzieś tam zapamiętałam.
-Mówiłem że przepraszam, nie rozumiem...-był widocznie zmieszany.
Złapałam jego ogon w pysk i powoli zaczęłam ciągnąć do jednego z drzew. Było oszronione, ale z lekka.
-Co jest, auć.-mruknął, nie był zadowolony.
Westchnęłam głośno z nudą, aż mis szczena opadła.
-Nie udało Nam się złapać antylopy, ale nie możemy od razu rezygnować. Co powiesz na wspólne polowanie? -zapytałam drapiąc drzewo swoimi dość ostrymi pazurkami, musiałam je naostrzyć jeszcze bardziej.
-Słuchaj, wiem że jesteś tutaj od jakiegoś czasu i Twoja woń jest inna niż wszystkich. Nigdy takiej nie znałam, czuje od Ciebie...inny gatunek, dość Nam obcy. -zaczęłam się mu przyglądać z dość bliska, ten zapach był mi kompletnie obcy. -A i jeszcze jedno, moje imię to Moon...-musnęłam go ogonem.

(Azrael?)

✐ 169 słów
+5 SK

Od Cziki-C.d. Shogun'a

Wstał nowy dzień, a noc zapadła w cień. Bo tak to właśnie bywa, że po nocy słońce wchodzi i nowy dzień przychodzi. Dziś postanowiłam trochę zaszaleć, wybrać się w jakieś dalsze zakątki mojego kochanego stada. Bo w końcu mamy spore tereny, ale to nie znaczy że wszystkie są piękne i można biegać po nich jak po łące. Niektóre z nich mają swoje mroczne sekrety które znając życiu ujrzały już światło dzienne. Ale co prawda to prawda, w Stadzie Adamantium są cudowne, przesiąknięte (według mojej osoby ) magią tereny. Gdzie by się tutaj przejść? Może tęskne wodospady, wyglądają pięknie ale są też dość niebezpieczne. No bo nie każdy potrafi pływać, ścianki są niestabilne i jest tam dość głęboko. Może i głupio to zabrzmi ale wszystkie tereny mogą wydawać się niebezpieczne jak się to i owo obmyśli. Dlatego najlepiej zostać w ...jaskini? Nie, nie, nie -cięcie! Zapomnijcie o tym co wcześniej pisałam, to nie jest zbyt mądra prawda. Bo bogactwo tych terenów tylko czeka aż je odkryjemy. Już wiem gdzie się udam, najpierw w miejsce które kocham-Adamantium, a później coś bardziej hardcorowego-Bagna. No bo dlaczego by nie? Przepraszam, ale czy ktoś mi zabroni? Phi! Drzewo Adamantium, odkąd pierwszy raz tutaj przybyłam wydaje mi się że urosło. Może właśnie to tak działa. Stado rośnie w siłę, mamy więcej członków jesteśmy bardzo zgrani jak rodzina to drzewo również rośnie?! To nie głupie nawet, choć może za dużo sobie wyobrażam. Usiadłam pod drzewem i zaczęłam się rozglądać, wokół była jedynie pustka. Jakieś pola i łączki, w pobliżu tylko jedno drzewo, właśnie ten wielki, wręcz ogromny...monstrualny dąb. Myślę że ma swoje lata i przeżył nie jedno na tych terenach. Ciekawe czy wcześniej żyły tutaj jakieś cywilizowane zwierzęta, nie chodzi mi tutaj o potwory które nadal są na tych terenach. Kiedyś pewnie dowiem się więcej o tych terenach, najlepiej zapytać się Riami, ona będzie wiedziała-Gdzie? Jak? Co? No i kto? Moje rozmyślania przerwało burczenie brzucha, spojrzałam na niego i warknęłam cichutko. Domaga się jedzenia! Znowu?! Często przychodzi mi sądzić że nie potrzebnie jemy , wydalamy to, pijemy i śpimy. Ile wtedy czasu by się zaoszczędziło! Ludu drogi, ale tak łatwo niema. Wstałam i wystrzeliłam jak rakieta w stronę bagien, nie są wcale takie złe. Choć zapach to smród nie z tej ziemi, a cały teren wygląda co najmniej jakby niejeden dinozaur miał rozwolnienie przez całe dwa dni i jeszcze dłużej. Trzeba przyznać iż jednym słowem ten teren nie jest zbyt często odwiedzany, lubiany ani i przyjemny dla oczu i nosa. Chcecie pewnie zapytać czy mamy tutaj jakiegoś sławnego potwora z bagien? Odpowiedz brzmi: Nie. Ale mamy coś lepszego, sądzę że to nie ważne kto Cię do tego bagna wrzuci i wszamie, co nie? To tak wymieniając od najmniejszej ilości to Gollumy -które kochają kiedy ktoś wpada do nich na obiadek, Anakondy- aż zaczęłam się rozglądać, śliskie stworzenia, Krokodyle bagienne-czasem zjadają Gollumy, zaś krokodyle są nawet ofiarami Anakondy. A no i na koniec te najliczniejsze: Ghule-tutejsze zombie, tylko że te więcej skaczą niż chodzą. Pewnie zastanawiacie się czemu Ghule są tutaj najliczniejsze, żadne zwierze nie chce ich tknąć. Nie, to nie dlatego że wyglądają bardzo nieapetycznie . Ale zwykle jak się go zeżre to jakby się gnije i jednocześnie ginie. To tak w skrócie. Na szczęście ja nie spotkałam żadnego z tych potworów. Lecz mijając drogą powrotną Mroczny Las usłyszałam ryk potężnego samca Mantykory. Ciekawe kto tym razem rozwścieczył tego potężnego potwora, bestie która bez ustanku poszukuje ofiary. Popędziłam w kierunku hałasu, nagle poczułam samczą woń. Czyli ktoś wdepnął w niezłe bagno...czas go z niego wyciągnąć. Schowałam się w krzakach, a kiedy samiec podbiegł szybko wciągnęłam go w krzaki i zaczęłam biec. Wiedziałam że bestia z piekła rodem deptała mu już po ogonie. Przestałam biec gdy znaleźliśmy się nad Jeziorem Łez. Krótka rozmowa i doszło do tego że postanowiłam pokazać mu Naszą społeczność. Był z lekka poharatany ale nie widać było po nim wielkiego zmęczenia. Na chwilę obecną przydzieliłam mu jaskinię... niech odpocznie. Zapoznałam z paroma członkami a następnie pospacerowałam z nim po terenach...w trakcie gdy je zwiedzał zapytał:
-...??

(Shogun?)

✐ 672 słów
+15 SK

Od Cziki-C.d. Heroine

Za każdym razem kiedy otwieram oczy mam przed nimi ten sam obraz: Bawię się na łące, ganiam niewinne zające, czując w sobie wolność do wszystkiego zdolność. Biegając za motylkami, idąc wilczymi śladami...po prostu się bawię, jak każde z Nas w młodości. Dobrze, z wyjątkiem kilkunastu osób które marudzą jakie to miały ciężkie życie. Ja tylko wspominam. Krzyki, donośne tak bardzo że moje ucho zadrżało. Biegłam co tchu, nadal czuje że biegnę-tylko teraz nie wiem gdzie. Ten okropny widok zakrwawionych ciał rodziców, dziadków, całej rodziny, stada, które kochałam. Ten obraz prześladuje mnie prawie każdej nocy, senny koszmar dzięki któremu powinnam zrozumieć że oni wszyscy po prostu się poświęcili. Zginęli z honorem, a ja ocalałam by założyć stado w tym miejscu. By członkowie mieli lepiej niż zazwyczaj, to tutaj ma powstać królestwo które nie ugnie się pod ciężarem wojny. Które będzie walczyć, ale do tego potrzebni są wojownicy! Ciągle widzę ojca , matkę którzy uśmiechają się do mnie gdzieś zza obłoków. Tato patrz na mnie dumnie z wypiętą klatką piersiową, jak to on i mówi:,,Walcz dziecko, walcz do ostatniego tchu, do ostatniej kropli krwi, do sekundy w której stracisz nadzieje, bo w końcu to ona umiera ostatnia.'' Taki był zawsze waleczny, honorowy i solidarny. Lecz chwilami i niemądry, wolał poświęcić swoje życie niż przegrać żyjąc i ratując swoje dzieci. Ciekawe czy Leo i King są z rodzicami za obłokami, mam nadzieje że nie. Wyrwałam się chyba z kontekstu, stoję i patrzę a matula spogląda na męża i mówi: ,,Kochanie nie mów jej jak ma walczyć, jak ma żyć i w co wierzyć. Bo w końcu sam często nadzieje traciłeś i w godzinie śmierci powiedziałeś mi że owa nadzieja to matka głupich i niewalczących . A ja odrzekłam Ci wtedy: Lecz pamiętaj że każda matka kocha swoje dzieci...To wtedy skonałam.'' Czuje się jakbym czytała lub przepisywała Wam tutaj Pismo Święte. Ale nie jeden ze snów ukazywał jedynie moich rodzicielów co prawili mi mądrości życiowe, nie będę ich zliczała... Chwilka, co to takie jasne?
No i właśnie wtedy się obudziłam, przetarłam oczy i westchnęłam. Słońce dawało nieźle popalić tego ranka. Moje wyrko było z lekka rozwalone, koszmary dawały o sobie znać tej nocy. Mam nadzieje że nie mówiłam przez sen, niedaleko jest jaskinia Zoltana nie chciałabym by mnie słyszał. Ogółem moja jaskinia znajduje się w centrum stada, a na około jest ich jeszcze więcej. Wyobraźcie sobie że takie Armor to se przy granicy chciał domek wybudować, chwila...właściwie bunkier. Ale nie był zbyt prędki..Czej, czej o czym ja? Czyżbym znów odbiegła od tematu i zaczęła rozmyślać nad czymś innym? Ojoj nieźle to się porobiło. Mniejsza o to wszystko, o tę noc, bunkier i jaskinię. Czas wyjść i rozkoszować się la-zimą...w końcu  ledwo co pruży, a nawet jeśli to zaraz pada albo się roztapia. Taka to zima w Stadzie Adamantium! Wyszłam na kilka kroków z jaskini, było dość wietrznie ale i słonecznie. Postanowiłam zrobić małe zwiady, zobaczyć jak inni radzą sobie na stanowiskach. Nagle poczułam obcą woń, dość słodką lecz także niebezpieczną. Kompletnie nie wiedziałam kto to może być. Mimo wszystko bez wahania szłam w tamtą stronę, aż doszłam...za krzakami siedziała sobie lwica. Wyglądała jakby była zmęczona życiem, może przed czymś uciekała. Przed przeszłością? Nie ona jedyna, ale czy da się przed nią uciec? Wymieniłyśmy parę zdań, niczego się nie dowiedziałam. Tylko zadawałam zbędne pytania, na które i tak nie dostawałam jasnej odpowiedzi. Musiałam wreszcie coś od niej wyciągnąć, wyjaśnić: 
-Może Cię oświecę lwico, nie chce kłótni ani bójki, tym bardziej na moich terenach. Tutaj jesteś bezpieczna, jesteśmy raczej pozytywnie nastawieni na przybyszów, wędrowców, nowych członków, osoby które uciekają przed przeszłością. Jeśli jesteś jedną z nich...zapraszam, jak nie to radzę nie zajmować mi czasu i zejść mi z oczu.
Powiedziałam wszystko z wyższością, chytrym uśmieszkiem ale i z optymizmem którego miałam dość by go użyć. Czekałam na jej ruch, choć wiedziałam że będzie z lekka tajemniczy, oschły i momentami może i wredny. 

(Herione?)

 ✐ 646 słów
+15 SK

środa, 27 grudnia 2017

Nambikeya!


Imię: Nambikeya, czyli wiara.
Pseudonim: Kocica jest dumna ze swojego imienia i nigdy się go nie wyprze, dlatego woli jego pełną wersję jednak zdaje sobie sprawę, że nie każdy potrafi je wypowiedzieć lub zapamiętać, więc pozwala (ostatecznie) nazywać się Wiara albo Mbikeya. O Nambi, czy Keyi zapomnij.
Wiek: 5 lat.
Płeć: Oczywiście samica i lepiej abyś nie poddawał się wątpliwościom. 
Stopień: Początkujący.
Gatunek: Mbikeya jest mieszanką wielu gatunków i sama dokładnie nie wie jakich. Nie wgłębiała się w pochodzenie swoich rodziców, a ciekawych zbywa stwierdzeniem, że jest mieszańcem.
Stanowisko: Łowca.
Charakter: Wiara jest kocicą niezwykle inteligentną i chytrą. Wyprowadzić jej w pole nie zdołasz, doskonale umie stwierdzić czy osobnik, który z nią przestaje jest oszustem, czy też jest szczery. Jak już wcześniej było wspomniane, kocica nigdy nie wyprze się swojej tożsamości nawet gdyby groziłoby jej to śmiercią. O wielu rzeczach nie mówi, zwłaszcza o sobie i o swojej przeszłości i nie wymaga tego od drugiej osoby. Uwielbia oszukiwać swoich wrogów, w czym jest po prostu świetna i nie ma oporów aby im nakłamać. Lubi nie rzucać się w oczy, przemyka cicho jak cień, nie zauważona przez nikogo. Ma głęboko gdzieś co inni o niej sądzą, robi co robi nie patrząc przy tym na nikogo. Wiele razy musiała znosić docinki dotyczące jej wzrostu, gdyż jest mniejsza od większości samic, ale nie obchodziło ją to. Uśmiechała się wtedy z przekąsem i zaraz śmieszek leżał rozłożony na ziemi. Całkowicie niezależna, robi co chce i nie obchodzą ją konsekwencje. Aby wykonać polecenie musi się z nim zgadzać, inaczej tego nie zrobi. Rządzi się własnymi prawami, chodzi gdzie chce i kiedy chce. Krótko mówiąc wolny duch. Niezwykle odważna, czasem nawet zuchwała. Nie rzadko skakała w objęcia śmierci. Nie da się jej zawstydzić ani speszyć, raczej ona potrafi wywołać taki stan. Mówi kiedy trzeba, milczy gdy słowa nie mają znaczenia. Ma swoją dumę, chodzi z wysoko podniesioną głową, nie ma problemów z byciem w centrum uwagi. W stosunku do obcych nieufna i opryskliwa, członków stada traktuje szczerze. Zdecydowanie typ samotnika, przez lata musiała sama o siebie dbać przez co umie poradzić sobie w wielu trudnych sytuacjach. Raz sypnie ironią, a raz sarkazmem. Rzadko kto jest świadkiem jej gniewu choć dość łatwo ją zirytować. O swoich planach właściwie to nie mówi nikomu, może dlatego, że póki co nie ma przyjaciół...Ostrożna nawet jeśli tego nie pokazuje, trudno jest uzyskać jej zaufanie. Można powiedzieć jej wszystko, oraz liczyć na jej milczące wsparcie. Swoich nie wyda nigdy. Krzywd tak łatwo nie zapomina, ale wybaczy. Co innego zdrajcom, których nienawidzi. Ścigałaby ich na koniec świata i z pewnością by dopadła. Nie da się jej uciec. Najczęściej na jej pysku widnieje nieco tajemniczy, lekki uśmiech, a oczy patrzą z przekąsem. Często jest poważna, lecz nikt nie widział jak płacze. Emocje skrywa głęboko w sobie, a po przejściach z przeszłości już nic jej nie złamie. Ma duszę wojownika, z chęcią rzuca się w największy wir walki, nie obawiając się o własne życie. Nigdy nie wyda okrzyku bólu, cierpienie, nawet największe znosi w milczeniu lub przy ledwie słyszalnych jękach.
Żywioł: Ziemia
Moce:
Jest niezwykle szybka i zwinna. Wykonuje takie akrobacje, że nie da się nadążyć za nią wzrokiem przez co jest szalenie niebezpieczna.
Kiedy skacze porusza się jak kozica. W skokach po górach nie musi patrzeć ani kalkulować gdzie wyląduje, jej łapy same trafiają we właściwe miejsca nawet jeśli byłyby to prawie pionowe w dół stoki lub postrzępione urwiska.
Jej ostatnie moc jest niezwykle dziwna i tajemnicza. Ziemia, po której stąpa przesyła jej wydarzenia z przeszłości, nieważne czy bliskiej czy bardzo dalekiej. Nigdy nie wiadomo kiedy to się stanie, czy podczas spaceru, czy w czasie ucieczki przed smokami. Obserwującemu z boku wydaje się, że oczy Wiary stają się mgliste zaledwie na parę sekund, lecz dla niej czas ten zawsze jest bardzo długi. Opuszczają ją wtedy na parę chwil siły.

Partner: Mało prawdopodobne aby kiedyś znalazła, gdyż nie potrzebna jej do życia płeć przeciwna. Woli być samotna i nie należeć do nikogo. Jednak jeśli jej serce znajdzie kogoś, komu się odda pewnie przełamie opory.
Rodzina: Ojciec: Kanasu, matka: Hima.
Młode: Mało prawdopodobne, by kiedyś miała. Na razie brak.
Historia: Urodziłam się w stadzie dzikich kotów, daleko stąd. Dorastałam bezpieczna, mając bardzo dobre warunki do rozwoju. Jedzenia nie brakowało, wody było pod dostatkiem. Wyrosłam na pewną siebie i nie gnącą karku przed nikim samicę. Chodziłam gdzie chciałam, a że wokół brakowało niebezpieczeństw mogłam swobodnie oddalać się od stada. Nadszedł dzień opuszczenia rodziny, przyjaciół. Rodzice kazali mi znaleźć swoje własne miejsce, dołączyć do dużego społeczeństwa wielkich kotów. Znali moją miłość do długich wędrówek i koczowniczego trybu życia i wiedzieli, że gdybym tu została zmarnowałabym szansę na spełnienie moich marzeń- poznania świata. Na początku nie chciałam się zgodzić, lecz przyznałam im rację. Odeszłam, obiecując, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. Włóczyłam się sama, raz byłam tu, a raz tam. Przylgnął do mnie przydomek: Wolny Duch. Cieszyłam się w końcu mogąc wędrować po świecie, ale do mojego serca po wielu miesiącach wkradła się tęsknota. Nie dawała mi spokoju, aż postanowiłam wrócić, choćby na chwilę, zobaczyć się ze świadkami moich narodzin. Dotarłam do doliny, w której żyli w spokoju i bezpieczeństwie, lecz powitała mnie tylko naszpikowana drzewami przestrzeń. Żadnych kotów. Szukałam i szukałam, nadaremnie. Zmęczona ległam pod sosną, aby odpocząć po ciężkim dniu i zebrać myśli. I wtedy objawiła się moja moc. Wszystko nagle zamilkło, świat powoli stawał się czarny i po chwili nie widziałam nic, tylko mrok. Czułam wiatr targający moje ciało, lecz nie czułam ani zimna ani gorąca. Emocje zamilkły, panika i niepokój wycofały się z mojego umysłu. I nagle usłyszałam. Powarkiwania, krzywki, jęki. To co ujrzałam na zawsze wryło mi się w pamięć; stado, do którego niegdyś należałam broniło się przed obcymi napastnikami. Ich przegrana, była oczywista, walczyło zaledwie parę moich dawnych znajomych w tym moi rodzice, a i ci po chwili ciężkiego zmagania padli na ziemię bez życia. Świadomość zaczęła powracać, wzrok wyostrzył się nagle widząc przed sobą ziemię, uszy usłyszały szum drzew. Dopiero teraz dopadł mnie ogromny ból po stracie. Krzyknęłam z rozpaczy. Skryłam się w górach, chcąc odnaleźć spokój w duszy. Wydarzenia z przeszłości objawiały się w najbardziej niespodziewanych momentach. W końcu pogodziłam się ze śmiercią mojej rodziny, przyjaciół. Wyruszyłam w drogę szukając swojego miejsca i stając się znowu taka jak przed ujrzeniem przeszłości jednak rana w mym sercu pozostała na zawsze.
Właściciel: Howrse- Babilon/ Doggy_ Dalil

Od Teptisa (Do Daenerys)

Oszronione cielsko Alharisa błyszczało w porannym słońcu, nie robiąc na smoku zbyt dużego wrażenia. Leżał z przymkniętymi oczami oddychając ze świstem i raz po raz uderzając swoim długim ogonem w ziemię. Przez chwilę obserwowałem go spod zmrużonych powiek i powoli wstałem wydając z siebie ciche westchnienie. Smok otworzył jedno ze swych intensywnie błękitnych ślepi i wbił we mnie spojrzenie.
-Wstawaj stary- mruknąłem pod nosem, a Alharis dźwignął się z ziemi ziewając i odsłaniając swoje długie, ostre kły. Nudziło nam się okrutnie, a oprócz leżenia i gapienia się w ziemię nie było za bardzo nic do roboty, dlatego postanowiłem trochę rozruszać kości. Wiedziałem, że smokowi również spodoba się ten pomysł i nie myliłem się, bo gdy powiedziałem mu o moim planie machnął głową i syknął odsłaniając zęby. Nauczyłem się już rozpoznawać jego emocje, mimo tego, że był moim towarzyszem zaledwie od trzech tygodni.
-Tylko gdzie byś chciał?- mi tam było wszystko jedno, gdzie się przelecimy i ufałem Alharisowi w tej kwestii. Mieliśmy podobne gusta. Smok wydmuchnął ze swych nozdrzy spory obłok zimnej pary powodując chwilowy spadek temperatury, po czym jego ogon pognał w moją stronę i owinął się wokół mojego brzucha.
-Wiesz, że potrafię latać.- stwierdziłem będąc już w powietrzu, uniesiony przez smoczy ogon. Mój towarzysz posłał mi krótkie spojrzenie i ostrożnie upuścił mnie na swój grzbiet. Czym prędzej złapałem się za lodowe kolce wystające z jego barków i uśmiechnąłem się lekko w myśli. Choć umiałem tworzyć własne skrzydła, znacznie bardziej wolałem latać na Alharisie, a on doskonale o tym wiedział. Wydał z siebie cichy syk informujący o gotowości do lotu i ruszył przed siebie szybko, krokiem przypominającym nieco styl poruszania się jaszczurki, by po chwili "płynąć" w powietrzu. Przyzwyczaiłem się do tego, że smok mimo tego, że nie posiadał skrzydeł umiał latać, lecz nadal mnie to intrygowało. Być może brało się to z tego, że miał w sobie krew chińskich smoków, które przypominał z wyglądu, a one nie potrzebowały do latania skrzydeł. Spojrzałem w dół. Pod nami przesuwały się lasy, polany, rzeki, a czasem udało mi się dostrzec członka stada, do którego dołączyłem kryjącego się wśród drzew. Mój wzrok przeniósł się na horyzont, na którym widniały potężne szczyty ośnieżonych gór. Z tego, co było mi wiadomo, nie należały one do terenów Stada Adamantium. Nie zdziwiłem się jednak, że lecimy akurat tam. Przecież właśnie w tych górach pierwszy raz spotkałem mojego towarzysza. Zbliżaliśmy się do nich z każdym ruchem ciała smoka, czując na sobie ich potęgę. Rosły w oczach majestatycznie piętrząc się na tle nieba, które powoli zasnuwały chmury. Alharis wyciągnął przed siebie szyję wypatrując wygodnego miejsca do lądowania. Temperatura była tu niska, ale zimno mi nie przeszkadzało, wręcz cieszyłem się z niego. Po paru minutach smok zaczął opadać w dół, by wylądować wznosząc przy tym tumany śniegu. Zeskoczyłem z jego grzbietu i usiadłem zamiatając nieskazitelnie biały puch ogonem. Mój towarzysz wyprostował się patrząc na mnie tymi swoimi pięknymi oczami, a ja odwzajemniłem spojrzenie kierując je prosto w jego ślepia. Po chwili po raz kolejny ujrzałem w nich obraz śnieżycy, podczas której płatki śniegu porywane przez wiatr tańczyły wokół siebie szaleńczo. Odwróciłem wzrok, a gdy ponownie skierowałem go w poprzednie miejsce ujrzałem tylko błękit.
-Pamiętasz?- spytałem mając w głowie nagranie z naszego pierwszego spotkania. Alharis skinął łbem rzucając mi spojrzenie spod oka. Gdybym tylko wiedział dlaczego spowodował mój upadek w głąb ziemi...Chwilę przed owym zdarzeniem usłyszałem smoczy ryk i nie należał on do mojego towarzysza. Czyżby mnie uratował...? Mogłem tylko snuć domysły. Nagle do mojego nosa dotarł obcy zapach jakiegoś dzikiego kota. Wytężyłem zmysły zastanawiając się czego on u licha szuka na takim pustkowiu w górach. Czy jest to wróg czy przyjaciel? Członek stada czy obcy? Nie miałem pojęcia, ale zaraz powinienem się tego dowiedzieć. Rzuciłem krótkie spojrzenie Alharisowi. Zrozumiał mnie bez słów. Uniósł się na tylne nogi i zanurkował w zaspę, a gdy jego ogon zniknął pod grubą powłoką śniegu, w powietrzu jeszcze unosił się biały puch, który po chwili opadł. Teraz nikt nie domyśliłby się, że pod ową zaspą czeka w gotowości smok. Lepiej aby na początku nie pokazywał się, skoro nie wiadomo kto był obcym. Gdyby groziłoby mi niebezpieczeństwo z pewnością usłyszałby to i mi pomógł. Póki co nie chciałem aby przybysz padł na zawał na widok ogromnego smoka. Zza zakrętu dobiegł mnie odgłos spadających kamieni i po paru sekundach wyłoniła się zza niego przedstawicielka płci pięknej będąca dzikim kotem. Obrzuciła moją nadal siedzącą osobę czujnym spojrzeniem i wydawała się lekko zaskoczona. W sumie, kto by nie był.

<Daenerys?>


✐ 740 słów
+15 SK

wtorek, 26 grudnia 2017

Od Daenerys (Do Armor King'a)

— Cholerny Dinarv, nigdy go nie ma, gdy jest potrzebny — wysyczała kocica, nerwowo machając ogonem. Łuskowaty gad powinien zjawić się, by pomóc Daenerys błyskawicznie przenieść kilku chorych do cieplejszej jaskini; nadchodziły bowiem mrozy, które nie były przyjazne dla osłabionych kotów. A to smoczysko, zamiast wypełniać umowę, w tej chwili zapewne straszyło jakieś leśne zwierzęta, wspaniale się przy tym bawiąc. Daenerys na tę myśl jeszcze raz prychnęła pełna frustracji, ale ostatecznie poddała się wiedząc, że denerwowanie się nie przyniesie żadnych skutków, a skoro smoczysko nie przybyło, to już nie ma co na niego liczyć. A chore koty trzeba przenieść w cieplejsze miejsce... W tej letniej, medycznej jaskini nie znajdą przecież schronienia przed mroźnymi nocami.
Wtedy Daenerys ujrzała jakiegoś skrzydlatego kota na horyzoncie – i obudziła się w niej ulga. Skoro kot ma skrzydła, to musi umieć latać, a to z kolei oznacza, że powinien móc bez problemu, szybko i bezpiecznie przenieść chorych do zimowej jaskini.
Kocica zawołała nieznajomego, zwracając jego uwagę na siebie. Potężny lew podszedł do niej, a ona wyjawiła mu szybko swoją prośbę.
— Właśnie spieszę się do Cziki, ale pomoc chyba jest teraz ważniejsza — zgodził się po chwili wahania samiec i posłał Daen uśmiech, na co ona odpowiedziała wdzięcznym spojrzeniem. — Och, właśnie! Ty jesteś Daen? — zapytał kot, jakby dostał nagłego olśnienia.
— Tak, Daenerys.
— Czika kazała mi cię znaleźć i nam obu stawić się w jej mieszkaniu — powiadomił ją jeszcze, po czym natychmiast umknął w głąb jaskini medycznej, wracając z dwoma słabymi kotami i jedynie pytając o lokalizację jaskini, do której ma je zanieść. Samiec prędko się ulotnił, a dodatkowy ciężar na grzbiecie zdawał się wcale nie robić mu problemu.
A teraz Daen pozostała pewna sprawa do załatwienia – przywódczyni wzywała ją, więc powinna się tam stawić jak najszybciej.
***
— A gdzie Armor? — zapytała zaskoczona Czika. Daenerys nie trudno było się domyślić, iż chodzi o tego skrzydlatego samca, którego spotkała tego samego dnia. — Prosiłam go o znalezienie ciebie, a potem jak najszybsze stawienie się u mnie — wymamrotała nerwowo gepardzica. Daen była nieco zaniepokojona stanem samicy, przedtem nie widziała jej tak zdenerwowanej. Czy Alfa się czegoś obawiała?
— Ja z kolei prosiłam go przetransportowanie chorych i słabych kotów do lepszej jaskini na okres zimy... — usprawiedliwiła Armora Daenerys. Może Czika zrozumie, iż był to konieczny zabieg, dlatego gepardzica nie będzie miała lwu za złe spóźnienia?
— Rozumiem, troszczysz się o nasze koty — przytaknęła, trochę uspokojona Czika. — Trudno, nie możemy dłużej na niego czekać. Później przekażesz Armorowi informacje o waszym zadaniu... — I nagle, przerywając gepardzicy w pół zdania, do jaskini jak burza wpadł zdyszany Armor. ,,Ma niezłe wyczucie czasu’’ stwierdziła w myślach, nieco sarkastycznie, Daen.
— Daen! Już przeniosłem wszystkie koty — oznajmił na powitaniu samiec, a medyczka otworzyła szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć, że wyrobił się tak szybko z całą robotą. Ale Czika widocznie nie miała czasu na niedowierzanie, bo od razu przeszła do objaśniania misji:
— Wysyłam waszą dwójkę na przeszpiegi do sąsiadującego z nami od zachodu stada. Jeden z naszych szpiegów niedawno doniósł o ich nieprzyjaznym nastawieniu wobec nas... Ostatnio polowali na naszych terenach — powiedziała Czika, marszcząc gniewnie nos. Następnie jej pysk posmutniał, ukazując zmartwiony wyraz twarzy. — Być może szykuje się wojna. Chcę, byście zbadali tą sprawę i dowiedzieli się jak najwięcej.
— Ale... Ja nie jestem szpiegiem. Czemu nie wyślesz kogoś zamiast mnie? — zapytała Daenerys, nadal czegoś nie rozumiejąc.
— Ja też nim nie jestem. — Armor pokręcił łbem, również nie rozumiejąc, czemu ich dwójka została wybrana.
— Wystarczy, że powiem wam, że w obecnej sytuacji jedynie wy dwoje się nadajecie — odpowiedziała Czika wymijająco. — Wyruszycie natychmiast, gdy zajdzie słońce – nie możecie marnować czasu, musicie zbadać tę sprawę jak najszybciej.

<Armor King?>


 ✐ 622 słowa
+15 SK

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Od Chary (Do Terry)

Jako, że jestem szpiegiem, udałam się obchód stada w poszukiwaniu jakiś anomalii.
Jednak przez dłuższy czas, na nic ciekawego nie trafiłam. Oprócz kilku członków stada, z którymi krótko się przywitałam i ruszyłam dalej.
Znajdowałam się teraz tuż przy granicy terytorium. Po dłuższej wędrówce w te i we w te, po tym jak nie znalazłam niczego niezwykłego, miałam zamiar pójść na łąkę i... W sumie nie wiedziałam co. Coś pewnie wymyślę kiedy tam będę.
Miałam już zawracać, ale jakiś dźwięk, trochę mnie zaniepokoił.
Odwróciłam się i przywarłam do ziemi. Chwilę później zobaczyłam nieznaną mi czarną panterę.
Postanowiłam ją śledzić. Teleportowałam się tuż obok niej, jednak na tyle daleko by dalej pozostać niezauważona. Szłam tak chwilę za nią. Zmierzała coraz bardziej w stronę naszych terenów. Cóż, nawet jeśli się zgubiła lub została członkiem stada bez mojej wiedzy - to i tak wręcz moim obowiązkiem było to sprawdzić. W końcu mogła też nie mieć dobrych zamiarów...
Teleportowałam się przed nią. Wydała z siebie zduszony okrzyk, zdziwiona i lekko wystraszona.
- Kim jesteś? - zapytałam.
Chwilę minęło za nim mi odpowiedziała. Chyba musiała przetrawić wiadomość, że właśnie znikąd pojawił się przed nią jakiś randomowy gepard.
- Nazywam się Terra... - odpowiedziała niepewnie.
- Co tu robisz? Czika cię przyjęła? Należysz do stada?
Rzuciłam w nią pytaniami. Ale chciałam mieć pewność co do tej Terry. Gdyby spotkała się już z Cziką, a ta ją przyjęła - po prostu przeprosiła bym ją, że ją wystraszyłam. Gdyby nie zrobiła tego, ale chciała dołączyć - zaprowadziła bym ją do alfy. Gdyby po prostu tędy przechodziła - odprowadziła bym ją do innej granicy. Gdyby natomiast nie miała dobrych zamiarów... Pewnie nie obyło by się bez walki
Czekałam na jej odpowiedź i patrzyłam się na nią z wyczekiwaniem.

<Terra?>


✐ 288 słów
+5 SK

Od Chary-C.d. Alas'a

Okrążaliśmy jezioro, żartując przy tym i wygłupiając się.
Ochlapał mnie wodą? Więc i ja nie mogłam się powstrzymać by to zrobić. Musiałam mu oddać! On też nie chciał być mi dłużny... Wkrótce obydwoje byliśmy cali mokrzy. A że to był dość zabawny widok, śmialiśmy się głośno.
Jejku. Jak ja dawno nie mogłam pozwolić na taką swawolę...
Słaby wiaterek muskał mi sierść, a słońce grzało w bardzo przyjemny sposób - nie było mi, ani za gorąco, ani za zimno. A do tego moje futro szybko wysychało. Może ten dzień, nie zapowiadał się jakoś dobrze, ale teraz bardzo mi się podobał. Włóczenie się po terenach stada z kimś, było lepsze niż chodzenie samemu. Nawet jeżeli byłam typem samotnika.
Alas był bardzo miły i spędzanie z nim czasu było dość przyjemne...
W pewnym momencie zaburczało mi w brzuchu.
- Głodna? - spytał mój towarzysz.
- Może trochę... - stwierdziłam po krótkim zastanowieniu się.
- Zapolujemy? - uśmiechnął się do mnie.
Skinęłam głową. W sumie dawno nie jadłam.
Zaczął iść w stronę lasu, spokojnym truchtem.
- Widziałem tam ostatnio trochę łań. Może złapiemy jedną? Co ty na to?
- Mi pasuje - uśmiechnęłam się.
Dogoniłam go i razem szliśmy w stronę lasu. Nie musieliśmy długo szukać. Już na jego skraju zauważyliśmy, młodego jelenia, który tarł swoim rogami o korę drzewa i stał do nas odwrócony.
Spojrzeliśmy po sobie.
- To kto...
- Ty pierwszy - rzuciłam szeptem i wyszczerzyłam się do niego.

<Alas?>

 ✐ 238 słów
+5 SK

niedziela, 24 grudnia 2017

Od Reiko (Do Alucard'a)

Kiedy się obudziłam, zdałam sobie sprawę z faktu, że nie mam żadnego planu na dzisiejszy dzień... ale czy każdy musi mieć jakiś plan? Nie, więc niech ten dzień będzie dla mnie niespodzianką!
Poprzeciągałam się nieco i ruszyłam przed siebie. Wiatr był ciepły, a ptaki jak zwykle o tej porze śpiewały wesoło. Wybiegłam z mojej jaskini jak zwykle z uśmiechem na pysku i poleciałam w górę, chcąc pobawić się nieco w "rozwalanie" obłoczków.
Już po około pół godziny niebo stało się błękitne i bezchmurne. W międzyczasie widziałam pewnego lwa, który przechadzał się po terenach, nad którymi rozganiałam chmury. Przyglądał się mi chwilę, po czym odszedł. Kierował się w stronę lasu, gdzie ja też postanowiłam się udać, aby zjeść pożywne śniadanie. Wróciłam więc na ziemię (tak dosłownie) i poszłam coś upolować.
Uniosłam nos do góry stając na dwóch łapach i poczułam zapach zwierzyny, która zapowiadała się dosyć smacznie. Wyczułam również woń kotowatego, jednak uznałam, że to logiczne na terenach sfory i nie sądziłam, że mogę tu kogoś spotkać o tak wczesnej porze. Ruszyłam więc za tropem śniadania, które narobiło mi smaka na coś soczystego i dużego.
Kiedy przemieszczałam się pomiędzy krzewami, zatrzymałam się na dźwięk czyiś kroków. Przyczaiłam się w trawie i zwolniłam oddech. Po chwili usłyszałam tylko pisk dzika i powarkiwania jakiegoś kota. Przemieściłam się więc bezszelestnie, trzymając dalej ciało blisko ziemi i wyjrzałam zza pobliskiego krzewu. Ujrzałam dużego lwa, który rozszarpywał swoją ofiarę niczym największego wroga. Przyglądałam się chwilę tej scenie, jednak wiatr zawiał na moją niekorzyść i kotowaty wyczuł mnie. Uniósł w górę pysk i popatrzył się w moją stronę, mimo że mnie nie widział. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, postanowiłam wyjść z ukrycia, bo kto wie - może jest ze stada i nie będzie miał wobec mnie złych zamiarów.
- Cz..cześć - powiedziałam nieśmiało i nieco zmieszana wychylając łeb zza zarośli i podeszłam bliżej stając w "bezpiecznej odległości" od osobnika.
Nie wiedziałam jeszcze jak zareaguje, ale w razie czego zawsze mogę się wzbić w powietrze... no nie?

<Alucard? c:>
✐ 328 słów
+10SK

Co mam do dokończenia?

Witajcie, z tej strony nie Czika, a Reiko xD
Za zgodą naszej Alfy zostawiam Wam tu "stan" pisanych przez nas opowiadań.
Możecie zacząć nowe wątki lub kontynuować stare.
Mam nadzieję, że okaże się to choć trochę przydatne :p
Deklaruję się również do systematycznego aktualizowania tej listy.
Wesołych świąt ^^

Wolne opowiadania:

Od Ossova [x]
Od Darcy [x]

Do dokończenia:

Chara:
Od Alas'a [x]
~
Whites:
Od Reiko [x]
Od Alucard'a [x]
~
Drug:
Od Samuel'a [x]
~
Moon:
Od Azrael'a [x]
~
Denerys:
Od Druga [x]
Od Blue [x]
~
Luna:
Od Alas'a [x]
Od Zoltana [x]
~
Czika:
Od Heroine [x]
Od Shogun'a [x]
Od Chary [x]
Od Azrael'a [x]
~
Armor King:
Od Shiro [x]
Od Reiko [x]
~
Apollo:
Od Reiko [x]
~
Blue:
Od Chary [x]
~
Seven:
Od Alas'a [x]

Ostatnia aktualizacja: 24.12.17r. 12:10
PS listę aktualizuję poprzez wykreślanie z niej opowiadań, na które pojawi się odpis 
i nie dodaję na listę nowych opowiadań (tych, co pojawią się po tym poście).

sobota, 23 grudnia 2017

Pozostaje mi tylko jedno...

Jak widać blog stał odłogiem i jest to tylko i wyłącznie wina administratora- czyli właściwie mnie. :c Tak to bywa jak się nie ma neta, bo koleś od neta nie chciał do Nas przyjechać. Okazało się jednak iż to wcale  nie z tym powinniśmy mieć problem. Na mój koszt został zmieniony koleś od neta XD jak to brzmi. Problem jednak był nie z ,,dostawcą'' a z routerem, również na mój koszt został on wymieniony. Więc jak widać to mi był najbardziej potrzebny C": Mimo wszystko, moich starań, starań innych, wiadomości których było sporo na howrse lub doggi (na które już nie dane jest mi wejść) , pozostaje mi tylko i wyłącznie jedno...Choć dużo ludzi może mieć mi ten post za złe. No niestety tak bywa że...w przed dzień świąt muszę życzyć Wam  WESOŁYCH, RADOSNYCH I SPOKOJNYCH ŚWIĄT W GRONIE NAJBLIŻSZYCH-tak tylko to mi pozostało. Nie macie chyba teraz wątpliwości że po świętach ten blog zaleje fala nowych opowiadań? Hę? Czyżby ktoś w to nie wierzył? C": A niech mu będzie, nigdy nie rezygnuje a tym bardziej teraz. Bo moją winą jest że Was zostawiłam, choć wielu wmawia mi że to nie prze zemnie nie było neta. XD Może i to prawda... 
Cóż, jeśli są pytania to zawsze odpowiem. 
Ktoś chce dołączyć? Gorąco zapraszam!
Ktoś chce odejść? Kopa w pupkę i wesołych świat na do widzenia XD ! 
Ktoś chce odejść z godnością? Nie poddam się bez walki!
Ktoś chce przesłać opowiadanie? I chwała Ci za to!
No to właściwie jak widać nie zamierzam się cackać! 
Właściwie to tyle z mojej strony. Od dnia jutrzejszego można wysyłać opowiadania choć się ich nie spodziewam bo w końcu są święta. Jeszcze raz MERY CHRISTMAS! 

 Dołącz do Nas już teraz!
Nie wahaj się!
Wysuwaj pazury i biegnij do Stada Adamantium!
Dalej, biegnijcie dzielni wojownicy, szpiedzy, mordercy,  łowcy!
Tu jest Wasz dom!
Tutaj wreszcie poczujecie wolność, przeżyjecie przygody, założycie rodziny!
Doszlifujecie swoje moce...!
Niech Wasz ryk usłyszy cały świat!

~Czika

niedziela, 8 października 2017

Problemy techniczne.

Yo ludziska!
Pragnę poinformować o problemach życiowych i technicznych ogółu. Więc pewnie zauważyliście że przestałam robić cokolwiek, nie wchodziłam nawet na howrse ani na doggi. Nie udzielałam się i jakby o Was zapomniałam. Ale to nie jest tak, życie dało mi porządnego kopa w dupę i upadłam, mimo to powstałam. Bo nie ważne ile razy się upadnie, ważne jest to ile razy się podniesie. C": I to należy pamiętać. Bo zawsze może być gorzej XD Hahaha. Mniejsza o moje życie. Co do problemów technicznych, jeśli ktokolwiek napisał opowiadanie na doggi którego nie wstawiłam, proszę o przesłanie go na konto:
Ponieważ panuje haker na doggi, i moje konto zostało usunięte. Właściwie rozmawiałam z administratorem i sporo kont zostanie usunięte DX Przykre ale prawdziwe! Wszystko zostało na tamtym koncie, i do tego mi nie dali niestety dostępu. Na szczęście dostałam prt. sc. moich znajomych, więc kto w nich był niech się nie obawia C: .
Proszę o jak najszybsze przesłanie opowiadań , a jeśli Wam również zbanowali, usunęli konto, możecie przez e-maila przesłać mi opowiadania.
czika_9999@wp.pl
Przepraszam że tak to wyszło ale to nie jest jedynie moja wina, choć właściwie nie powinnam siebie ogółem winić, przynajmniej za tą sprawę. Radzę zmienić hasło do doggi jeśli się je posiada C: . 

~Czika

sobota, 30 września 2017

Od Luny-C.d. Zoltan'a

-Nie, w zasadzie to od niedawna- powiedziałam patrząc na samca który spoglądał w chmury jak gdyby myślał ,że ma padać.
-A ty?- dodałam po chwili patrząc na niego nadal wgapionego miałam chęć rzec ,,halo tu ziemia” ale odezwał się.
-Eh byłem jednym z pierwszych członków stada-powiedział spoglądając ma mnie
-Znasz już tereny, zgadza się? - zadałam pytanie Zoltan'owi
-Tak- odparł z lekkim zdziwieniem
-Pokazał byś mi tereny ?- zapytałam cichym głosem z nieśmiałością.
-Dobrze- odparł i ruszyliśmy w drogę. Pierwsze chwile drogi trwały w milczeniu kiedy przechodziliśmy z terenu na teren jedynie były wypowiadane ich nazwy, a ja rozglądałam się do około z zaciekawieniem. Idąc tak nagle kapnęło coś na mój nos nie zwróciłam na to zbytniej i uwagi i szłam dalej, po chwili kolejna kropla kapnęła na mój nos i po chwili zaczęło łac jak z cebra. Zoltan zauważył niewielką jaskinię gdzie moglibyśmy się schronić, wbiegliśmy tam i chcieliśmy zaczekać aby przestało padać.
-Przeczuwałem, że zacznie padać-stwierdził patrząc na padający nieubłaganie deszcz.
-To dlatego patrzyłeś tak w chmury- skomentowałam
-Tak - powiedział

<Zoltan?>

 ✐ 173 słowa
+5 SK

Soldier!

Imię: Soldier
Pseudonim: Soldi, Solid, Solider, Żołnierz, choć niektórzy na jego widok wołali: ,,O nie!''.
Wiek: Jego historia jest długa, a może taka się tylko wydaje? W końcu ten jaguar posiada tylko trzy lata.
Płeć: Udam że nie widziałem zwątpienia w waszych oczach. To samiec, 100% facet.
Stopień: Początkujący.
Gatunek: Jaguar.
Głos: Skillet
Stanowisko: Wojownik
Charakter: Zacznijmy od tego że jego imię nie wzięło się znikąd. Soldier jest przykładem nieugiętego, prawie że idealnego żołnierza. Bo w końcu ideałem możemy się stawać, by nigdy się nim nie stać, pomimo starań. Ma potężną psychikę, której nie da się złamać. Potrafi walczyć do końca, do śmierci, nigdy się nie poddaje. Jego odwaga jest tak wielka, że jest w stanie stanąć twarzą w twarz ze śmiercią. Ten jaguar szanuje swojego wroga i go nie lekceważy. Wysoka sprawność fizyczna i umysł dzięki któremu wyrwie się z sytuacja krytycznej, w której trzeba improwizować. Pewna łapa i dobre oko. Skupiony do perfekcji, zdolny wykonać każdy rozkaz wyższej władzy. Przywiązany do swojej ojczyzny w 100%, jak do stada w którym aktualnie przebywa. Nigdy nie ujawnia że się boj, jego strach pozostaje w środku i po chwili znika jak gdyby bańka mydlana. Lojalność tak wielka jak honor, którego nie odda i nie splami nigdy. Zawsze do precyzji opracowany plan działania, a kiedy się coś sypie na pewno nie wymięka.  Opanowany, spokojny i co najważniejsze pomocny. Wręcz stalowe nerwy, nieustraszony i spostrzegawczy. Resztę dowiesz się zapewne sam!
Żywioł: Metal, Feniks
Moce:

✧Potrafi sprawić że będzie wręcz niezniszczalny, z metalu.
✧Za pomocą myśli jest w stanie stworzyć dowolną zbroję z różnych rodzajów metalu.
✧Metalowy schron(zmieści około 20 osób).
✧Metalowe kły, pazury i mięśnie.
✧Metalowa masakra.

✧Stapia dowolne metale itp-spojrzeniem.
✧Panuje doskonale nad ogniem, w dobrej sprawie.
✧Zmienia się w feniksa który może powstać z popiołów.
✧Mityczne zwierzęta słuchają się go tylko wtedy kiedy jest w postaci niezniszczalnego feniksa.

Partnerka: Musiałby ją dobrze poznać i poczuć że to ona.
Rodzina: Ojciec-Alpha Matka-Ametyst
Młode: Nie posiada, choć chciałby przekazać geny jak i wiedzę jakiemuś młodemu synowi.
Historia: Zacznijmy od tego że jego imię nie wzięło się znikąd. Od samego jego urodzenia wyrocznia stada sądziła że będzie on potężnym żołnierzem w tamtejszym wojsku. Jednak myliła się, nie...Soldier nie jest tchórzem który nie potrafi walczyć. Myliła się co do miejsca w którym będzie służył, bo nie było to w końcu jego rodzinne stado. Choć wpierw właśnie bronił je jako generał wojsk, był w tym wyśmienity. Jednak stado rozpadło się z dziwnych powodów, przeniósł się do innego. Tam stoczył wiele walk, wszystkie były wygrane ale tylko dlatego że ciągle było atakowane. Niestety raz nie było go na warcie, postawili młodziaka który dał się przekupić. Wojna zdawała się nie mieć końca. Aż wreszcie zaczęli się wycofywać, wszyscy prócz Soldiera. Pokonał połowę wojska, reszta uciekła a on znów błąkał się w poszukiwania stada które chciałby bronić. Tym stadem okazało się Stado Adamantium, choć miało już wielu dzielnych wojowników on dołączył właśnie tam, by im towarzyszyć. 
Właściciel: kamileq.soldier@o2.pl

piątek, 29 września 2017

Akuroshi!


Imię: Akuroshi
Pseudonim: Kuro, lub ewentualnie Akimoshi, ale nie lubi jak tak się do niej mówi- dla niej to tak jakby wyzwisko. 
Wiek: 3 lata.
Płeć: Lwiczka Grrr
Stopień: Początkujący
Gatunek: Lwiczka Grrr
Stanowisko: Szpieg
Charakter: Jest bardzo inteligentna i czujna więc jej nie oszukasz, dlatego uwielbia dzielić się wszelkimi ciekawostkami i wiedzą, jaką posiada. Główną cechą Akuroshi jest odwaga. Nie straszne jej burze, pożary czy coś w ten deseń. Gdy ktoś będzie potrzebował pomocy po prostu rzuci się mu na ratunek, pomaga wpierw innym, w szczególności młodym i rannym. Nie jest jednak lekkomyślna i wszystko dobrze analizuje. Lubi samotność i ciszę. Woli całymi dniami przesiadywać w swoich ulubionych miejscach i rozmyślać. Mimo to jest otwarta na nowe znajomości jednak nie toleruje osób nadpobudliwych, choć próbuje nie pokazywać tego po sobie, ale szybko traci cierpliwość i się irytuje, często wymyka jej się jakiś niemiły docinek. Błyskawicznie łączy fakty i nie problemu z szybką reakcją; zawsze trzeźwo myśli, dzięki czemu potrafi wyciągnąć siebie nawet z niewyobrażalnie trudnej sytuacji, powierzchownie widocznej bez żadnego sensownego wyjścia. Urodzona przywódczyni. Nawet w najgorszych sytuacjach potrafi zachować zimną krew. Bardzo dobrze walczy i poluje. Jest agresywna, więc gdy ktoś ją zdenerwuje- od razu się na niego rzuci. Nie będzie się bała nawet zabić. Kuro wie, kiedy ktoś nie ma ochoty z nią rozmawiać i chce być zostawiony w spokoju. Szczera do bólu, nieobawiająca się konsekwencji. Ceni w sobie samotność i ciszę, ale nie potrafiłaby w niej żyć bez przerwy. Stawia na swoim, aczkolwiek słucha opinii innych. Jest świetnym doradcą, gdyż sprawiedliwość i powaga są u niej cechami wyższymi. Wieczna tułaczka po bezdrożach nauczyła ją dążenia do celu. Ma wiele wspaniałych pomysłów, które zawsze dopina na ostatni guzik; nie zostawia spraw niedokończonych. 
Żywioł: Powietrze i Czarna magia.
Moce: 

✧Czytanie w myślach, jednak tylko wtedy, gdy dany osobnik nie ma „bałaganu” w głowie. 
✧Panowanie na wiatrem, ale ciągle trenuje, dlatego nie potrafi zrobić np. groźnej wichury.
✧Chodzenie po chmurach. 
✧Uleczenie poważnych ran, a także chorób i niektórych złamań. 
✧Nadnaturalna prędkość. 
✧Czary mary, zmieni bezbronne zwierzę w demona (jej podwładnego) na 1 dzień.

Partner: Kuro chce kiedyś znaleźć ideała.
Rodzina:
Ojciec- Archimendes
Matka- Sakura
Rodzeństwo- Jeden starszy brat: Metsan.
Trzy starsze siostry: Ryuki, Okami, Vivienne.
Jedna młodsza siostra: Naomi.
Młode: Marzy o synku.
Historia: Akuroshi urodziła się w rodzinnej watasze. Ona, jak i jej rodzeństwo miało być przyszłą, perfekcyjną linią alf, gdyż miało być głosowanie. Wszystko udałoby się bez zarzutu, gdyby nie drobny wypadek, któremu uległa Akuroshi nie skończywszy nawet roku. Niefortunnie potknęła się na spacerze z rodzicami w lesie i wylądowała z łapą we wnykach. Rodzice szybko ruszyli z ranną Akuroshi do uzdrowiciela i udało im się uratować jej nogę, jednak na tylnej łapie pozostała duża blizna, która wykluczyła Akuroshi z udziału w głosowaniu na alfę, szczególnie, że długo na nią kulała. Szybko została oddana na głosowanie na zabójcę jednak Akuroshi, ze swoim łagodnym usposobieniem nie przydała się im na nic. Została wyrzucona w środku magicznego lasu, zostawiona na pastwę losu. Potrzebowała trochę czasu na przystosowanie się do życia w dziczy, ale szybko nauczyła się współżycia z naturą. Jako że las był magiczny, doprowadziło ją na te tereny.
Właściciel: DG- Champion7476

Xever!

Imię: Xever
Pseudonim: Xev, Ever
Wiek: 4 lata
Płeć: Samiec
Stopień: Początkujący
Gatunek: Tygrys
Stanowisko: Obrońca
Charakter: Xever to bardzo miły tygrys-zawsze próbuje kogoś pocieszyć i zwykle mu to wychodzi. Muszę przyznać ze jest w tym naprawdę dobry. Choć jeśli patrząc na jego historię powinien być agresywny, chamski i podły. Na Wasze i moje szczęście ten samiec nie został zmiażdżony przez los, był twardym jego przeciwnikiem. Jego charakter został nienaruszony. Jaki był, taki jest i będzie.  Od zawsze był swego rodzaju herosem, chciał dla każdego dobrze. Pomoże każdemu komu da się pomóc. Jest uparty, do celu idzie po trupach, ale zawsze Ci pomoże. Xev zawsze jest wesoły, kipi od niego radością i optymizmem. Jednakże czujny, odważny i niezastąpiony. Nie ma takiego drugiego na świecie. Może to i dziwić ale ten samiec nie szybko zapomina, dokładnie...strasznie z niego pamiętliwy gość. Ah, warto wspomnieć iż ten tygrys jest bardzo inteligenty, dlatego jest obrońcą choć powinien być strategiem. Myśli bardzo szybko, zawsze ma plany działania i  wiele opcji na pogadanki. Oddany, ciekawski, bardzo energiczny...i romantyczny wobec samic. Dla niego będzie jedna, ta jedyna najważniejsza. Nie rzuci się na inną...jest oddany. 
Żywioł: Ziemia, Ogień
Moce:

✧Trzęsienie ziemi.
✧Tworzenie gór, wulkanów.
✧Mur skalny (tarcza wyrastająca z ziemi).
✧Twarde kości, zęby, pazury, ogółem szkielet.

✧Kule ognia.
✧Ogniste spojrzenie.
✧Wywoływanie pożarów.
✧Zmiana w smoka.

Partnerka: Ahhh, czeka tylko na jakąś piękną, miłą, kochaną samice która skradnie mu serce. 
Rodzina: Nigdy nie dowiedział się jak mieli na imię, ani nie pamięta jak wyglądali.
Młode: -
Historia: Dobrze, więc...Pewnego dnia urodził się, normalnie...jak każdy z Nas. Jednak w zamknięciu, w pewnym zoo . Taki był jego los, zabrany od matki bardzo wcześniej nawet nie wiedział jak ma na imię. Nie znał rodzeństwa, ojca, nikogo z rodziny. Ludzie jeździli z nim na występy. Lecz pewnego dnia źle zachowywał się na jednym z nich. Doskonale wiedział że ludzie trzymają go tylko dlatego że przynosi im sławę. Oddali go do uśpienia,  stamtąd został zabrany przez jakiegoś bandziora. Brał udział w nielegalnych walkach tygrysów, czego po nim nie widać. Nikomu o tym nie mówił...był w tym dobry, swoją mądrością przewyższał innych i prawie wcale nie musiał walczyć by zabić. Te wielkie, głupie tygrysy czasami zabijały się same...z głupoty. Pewnej nocy udało mu się uciec, chodził po świecie i pomagał bezbronnym kotowatym. Kilka tygrysic z jednego stada  miało na niego oko, ale zmył się i znalazł się na nieznanych mu terenach. Dokładnie tutaj, w SA.
Właściciel: moonwolforyuki@gmail.com

Terra!

Imię: Terra
Pseudonim: Te, Tea, Ra, Era.
Wiek: 2 lata
Płeć: Samica
Stopień: Początkująca ( w kilku znaczeniach)
Gatunek: Czarna pantera
Głos: Ewa Farna
Stanowisko: Czujka nocna
Charakter: Więc zacznę od tego że Terra to szlachetna i przyjazna duszyczka. Często  żyje chwilą i jest bardzo energiczna, istny wulkan energii. Mimo wszystko skryta i tajemnicza jakoż jest  czarną panterą. Jak to w ich gatunku bywa-Sprytne, wytrzymałe i dość mądre. Zawsze z miłą chęcią pozna kogoś bliżej, nigdy nie zdradzi Twojej tajemnicy. 
Żywioł: Mrok, Cień
Moce:

✧Tworzy cienie które ją chronią.
✧Zmienia się w cień, wtedy nie da się jej trafić ani nawet dotknąć.
✧W mroku ma więcej siły.
✧Kruki się jej słuchają.
✧Z cienia tworzy bronie którymi steruje myślami.
✧Mroczny kamuflaż.

Partner: Ma nadzieje że kiedyś takowego będzie posiadała. Nie będzie ukrywać że kilku wpadło jej w oko.
Rodzina: Zostawiła ją. Przybrana matka: Monti
Młode: Nadaje się na matkę, ale nie posiada tak jak partnera. 
Historia: Terra nie zna swoich rodziców, wychowywana była przez starą gepardzice . Jej przybrana matka musiała dać jej rozwinąć skrzydła, poprosiła by odeszła. Te nie chciała tego słuchać, uznała że Monti ja odrzuca. Bała się że nie poradzi sobie, lecz kocha przygody więc pożegnały się i odeszła. Nie błąkała się długo, bo trafiła na piękne, dość duże tereny które należały do wielkiego, legendarnego Stada Adamantium o którym słyszała tylko z opowieści Monti. Właśnie tam została.
Właściciel: terra.is.me.now@gmail.com

Zmiana właściciela Darcy! (Adopcja)

Więc oto pierwsza adopcja w Stadzie Adamntium. Wprowadziłam ją właściwie tylko dlatego że czasem nudzą Wam się postacie lub chcecie je usunąć po jakimś czasie a ja tego nie toleruje i jest w tym wzmianka w regulaminie:
2.6. Niedopuszczalne jest usuwanie swojej postaci tylko po to by stworzyć kolejną(nową).

Oto podstawowe dane Darcy przed adopcją:
Darcy
|3 lata|Ryś|Egzorcysta|-|-|Champion7476|
|Powietrze Ogień|


Jak i  po adopcji:
Darcy
|3 lata|Ryś|Czujka dzienna|-|-|MoonWolf_Or_Yuki |
|Powietrze Ogień|


Darcy została adoptowana przez graczkę MoonWolf_Or_Yuki   posiadaczkę lwicy Moon. 
Dziękujemy za adopcję, jeśli ktoś chce oddać jeszcze postać do adopcji proszę pisać śmiało w tej sprawie.
Przed adopcją dopuszczalne są małe zmiany w formularzu.

~Czika

środa, 27 września 2017

Od Drug'a - C.d. Samael'a

Dzień jak co dzień. Dostałem pierwsze polecenie aby zajrzeć nad Tęskne Wodospady i w razie czego coś upolować. Taki łowca i zwiadowca w jednym. Rozprostowałem stare i zmęczone kości, lecz podniosłem się już żywy. Energicznie wyszedłem z jaskini i udałem się w drogę. Po drodze omijałem coraz lepiej mi znane tereny, a dla pewności jeszcze lepiej im się przyglądałem. Kilka minut później byłem już na miejscu. Póki co było czysto więc skorzystałem z okazji i zanurzyłem się w zimnej wodzie. Po chwili nawet zanurkowałem. Dobrze jest poczuć temperaturę ciała odpowiednią dla swojego gatunku. Chwilę popływałem przy okazji zmywając z siebie błoto i liście nabyte w lesie. Wynurzyłem się i wyskoczyłem na brzeg otrzepując się z wody. Gdy uchyliłem zdrętwiałe od zimna powieki ujrzałem, że zza górki wychodzi jakiś osobnik. Wątpię, że widziałem go wcześniej. Cofnąłem się o kilka kroków i schyliłem jakby do polowania. Jak będzie trzeba to to zrobię. Lew o niebieskiej grzywie również wszedł do wody, lecz tylko w celach higienicznych. Po wyjściu rzuciłem mu się w oczy i przybrał podobną pozę co ja. Postanowiłem nieco się zbliżyć aby poprowadzić krótką rozmowę.
- Kim jesteś? - zapytałem w końcu.
- Samael. - burknął. - A ty?
Zignorowałem to pytanie. Nie chodziło mi o imię, lecz raczej co robi na terenach stada.
- Należysz do stada czy jesteś obcy? - zapytał po chwili.
- Miałem zapytać o to samo... - mruknąłem już niezadowolony.
- Jestem stąd. - odpowiedział.
Na te słowa wyprostowałem się i odetchnąłem znudzony.
- To było tak od razu, a nie zawracasz mi głowę. - burknąłem jak stary i wkurzony dziadek.
- Pragnę zauważyć, że to ty pierwszy do mnie podszedłeś. - powoli wrócił do normalnej postawy.
- Bo to mój obowiązek. - uniosłem jedną brew. - A teraz idź popływaj czy co tam robiłeś. - dodałem z irytacją i zawróciłem.
Przypomniałem sobie, że mu się nie przedstawiłem. Chrzanić. Warknąłem pod nosem gdy czułem na sobie jego wzrok i zniknąłem za drzewami.

Po powrocie z patrolu zgłosiłem się do Alfy po jeszcze inne zlecenia. Na wieczór nie miałem już co robić więc czemu by nie popracować dodatkowo. Może wyjdzie mi to kiedyś na dobre? Na miejscu zastałem Czike, która wysłała mnie na bagna. Co prawda to zabójcze tereny i mnie przed tym przestrzegała, ale ja jak to ja i tak się zgodziłem. Jeżeli krążą tam niebezpieczne istoty to trzeba je wybić. Na przykład wilki, z którymi mamy sojusz... Aż zakląłem pod nosem na tą myśl. Dygnąłem Alfie i opuściłem jej wielką jaskinię. Droga tam trwała nieco dłużej niż nad Tęskne Wodospady. Tamto miejsce to raczej przyjemne i chętnie odwiedzane tereny więc znajdują się bliżej. Te gorsze trzyma się jak najdalej. Tym razem po pół godzinie wkraczałem na teren niebezpieczeństw. Byłem przygotowany na każdą obrzydliwą postać, która na mnie wyskoczy. Gdy wszedłem na podmokłe tereny od razu poczułem charakterystyczną stęchliznę jakże nieprzyjemną dla czułych nozdrzy. Schyliłem się nieco i począłem się skradać. Mimo mojej pewności siebie nie mogę być głupi i muszę być ostrożny i gotowy na każde niebezpieczeństwo. Sunąłem coraz dalej przez podmokłe bagna czując jeszcze inne cuchnące wonie, które zmuszały mnie do skrzywienia pyska. W pewnym momencie usłyszałem ciche sapanie. Nie należało do mnie mimo problemów z oddychaniem. Zmrużyłem oczy aby wyostrzyć wzrok i zatrzymałem się by się lepiej rozejrzeć. W jednej chwili z drzewa zeskoczyła na mnie jakaś kreatura. Sparaliżowany zrzuciłem ją z siebie i dużo się cofnąłem. Z początku dyszeliśmy cicho i przyglądaliśmy się sobie. Napotkałem wychudzoną postać z długimi kończynami i postawą jak u starego, zgarbionego człowieka. Miał długie palce zakończone ostrymi pazurami. Nie pogardziłbym takimi... Z czego pamiętam to Czika opowiadała mi o wszystkich stworzeniach jakie mogę napotkać na naszych terenach. To jak mniemam był Ghul. Skrzywiłem się jeszcze bardziej i cofnąłem jeszcze o krok. Wiedziałem, że obleśny stwór w końcu na mnie naskoczy i zacznie się zabawa. Nie spodziewałem się jednak tego, że za nim pojawi się lew o bujnej, niebieskiej grzywie. Na jego widok otworzyłem szeroko oczy i zakląłem pod nosem mając już w głowie czarne scenariusze jak to spotkanie się skończy.


Samael?
✐ 673 słowa
+15 SK

Od Alas'a-C.d. Chary

Słońce wyszło zza chmur a deszcz przestał padać. Chara uśmiechnęła się
-Ja trafiłem tu przez mocną kłótnię z rodzicami, można powiedzieć, że uciekłem z domu.- zaśmiałem się, słońce grzało mi grzbiet i skrzydła.
-Ładna pogoda jak na jesień- oznajmiłem
-To prawda- powiedziała moja towarzyszka zamyślonym tonem
-Może się gdzieś przejdziemy?- spytałem
-Czemu nie- odpowiedziała i wstała z ziemi.
-Gdzie idziemy?- spytała Chara po jakimś czasie bezcelowej wędrówki przed siebie.
-Proponuję Jezioro Łez- odpowiedziałem skręcając w stronę jeziora, Chara poszła za mną. Już po chwili widać było taflę wody, podszedłem do niej i wziąłem kilka łyków, samica zrobiła to samo. Zaczęliśmy iść dalej wzdłuż jeziora, pogoda była wspaniała więc czemu nie? Szło się bardzo przyjemnie, słońce grzało przez co było nam ciepło.
-Całe szczęście, że idziemy obok jeziora- zaśmiałem się gasząc pragnienie. Woda była idealnie chłodna, nie chciało mi się myśleć, że już niedługo na ziemiach Stada Adamantium będzie zima i chłód.

Chara?
151 słów
+5 SK

poniedziałek, 25 września 2017

Od Teptisa - "Towarzysz"

Wreszcie odnalazłem stado. Stado, do którego mnie przyjęto. W którym będę mógł dołączyć do wielkiej społeczności, założyć rodzinę, znaleźć przyjaciół...Wypełniłem wolę ojca dzięki czemu było mi lżej na sercu. Jak dalej potoczy się moje życie? Czy spełnią się moje najskrytsze marzenia? Tego nie wiem i dowiedzieć się nie mogę, przynajmniej teraz. Otworzyłem oczy. Przez wejście do mojej jaskini wlatywało jasne światło słońca, dzięki któremu robiło się nieco przytulniej. Westchnąłem i powoli podniosłem się na nogi czując odrętwienie w ciele. Przeciągnąłem się i wolnym krokiem wyszedłem na zewnątrz, mrużąc oczy, ponieważ słoneczny promień padł na mój pysk. Machnąłem ogonem odstraszając irytującą, grubą muchę. Co można by dzisiaj zrobić...? Zwiedziłem już większość terenów należących do Stada Adamantium jednak nie wszystkie. Może by tak dokończyć zwiedzanie? Jak postanowiłem, tak zrobiłem. W sumie nie miałem nic innego do roboty, dlatego też szybko podjąłem decyzję i zeskoczyłem ze skały, na której znajdowała się moja jaskinia, a kiedy już byłem na dole obrałem kierunek wschodni. Trawa muskała delikatnie łapy oraz opuszki, co było całkiem przyjemne. Ptaki śpiewały przekrzykując się wzajemnie, a na niebie chmur było niewiele. Spacerowałem piaszczystą ścieżką wiodącą przez środek jakiegoś lasu. Liście przybrały już kolor żółty, niektóre czerwony, a jeszcze inne brązowy. Właśnie zaczęła się jesień; robiło się coraz chłodniej i choć pogoda niezbyt na to wskazywała, można było wyczuć ją w powietrzu. Zamyśliłem się i szedłem właściwie tam, gdzie mnie nogi poniosły. W końcu sam to zauważyłem i potrząsnąłem głową, by odgonić uparte myśli, które znów chciały zalać mnie swoją falą. Spojrzałem w górę. Słońce miało zupełnie inne położenie niż poprzednio, a mnie bolały łapy. I gdzie ja w ogóle się znajduję? Skupiłem się i poczułem na barkach lekkie swędzenie. Mój umysł wyobraził sobie jak powoli wyrastają skrzydła, trzeszcząc cicho i strzelając delikatnie. Po chwili były gotowe. Uśmiechnąłem się pod nosem machając nimi raz na próbę. Przydatna umiejętność- pomyślałem i wzniosłem się w powietrze. Leciałem w górę miarowo uderzając elektrycznymi skrzydłami aż uznałem, że z wysokości na której się znajduję dokładnie ujrzę moje położenie. Rozejrzałem się wokół. Daleko pode mną widniał ciemny pas lasu ciągnący się od horyzontu stamtąd skąd przybyłem. W oddali ujrzałem Jezioro Łez, a kiedy spojrzałem na południe ujrzałem szczyty jakichś gór, na których leżał śnieg. Nie słyszałem dotąd o takim terenie.
Być może nie należał do Stada Adamantium, być może kryły się tam niebezpieczeństwo i groza, jednak ja, niezbyt ciekawski dziki kot, postanowiłem zobaczyć co się tam znajduje. A, że bolały mnie nogi postanowiłem nie iść tam, a polecieć. I poleciałem, czując przyjemnie chłodny wiatr. Zajęło mi to trochę czasu, gdyż góry były daleko. Kiedy w końcu unosiłem się nad jednej z ośnieżonych półek skalnych poczułem obezwładniające zmęczenie. Wylądowałem na niej wzbijając w górę śnieg. Półka była długa i szeroka, zmieściła by się na niej całkiem spora ciężarówka. Wszędzie leżał biały jak cukier śnieg. Na środku leżała spora zaspa, gdzieniegdzie pofałdowana. Skrzydła zniknęły, póki co nie były potrzebne. Machnąłem ogonem i postąpiłem krok do przodu. Zapadłem się po pierś. Próbowałem wyskoczyć, ale coś oplotło mi się wokół tylnej nogi. Zaniepokoiłem się i zacząłem się wyrywać. Nie czułem zimna, aczkolwiek perspektywa bycia trzymanym przez jakieś "coś" oplatające się wokół nogi przyjemne nie było. Nie mogłem unieść tej łapy, to co mnie trzymało ciągnęło w dół za każdym razem kiedy próbowałem. Skupiłem się chcąc utworzyć elektryczną otoczkę, ale nie wyszło. I wtedy zaspa przede mną zaczęła się ruszać. Najpierw pojawiła się długa, granatowa głowa, ozdobiona w długie lodowe kolce wyglądające niczym korona, potem wąski tułów, również wyposażony w szpikulce choć w mniejszej ilości, następnie przednie i tylne łapy z groźnie wyglądającymi pazurami, a na koniec to "coś" puściło moją nogę i ze śniegu wyłonił się długi ogon. Nie powiem, zatkało mnie. Smok stał przede mną przyglądając mi się uważnie i z godnością. Był koloru jasno granatowego, miejscami prawie całkiem białego. Na jego ciele, oprócz kolców z lodu na głowie, piersi, barkach i brzuchu gdzieniegdzie leżał śnieg, lśniący w promieniach słońca. O dziwo, nie topił się nawet kiedy zwierzę dość długo stało bez ruchu, oświetlane wciąż jeszcze ciepłym światłem słonecznym. Nie byliśmy wysoko, ale i tak wiał zimny wiatr tarmosząc moje futro i sprawiając, że musiałem przymknąć lekko oczy. Nie czułem strachu, choć się temu sam dziwiłem. Czułem tylko niepokój, zdziwienie, ale i pewną radość. Pierwszy raz w życiu spotkałem smoka tak pięknego jak ten. A on, jakby wiedząc, że mnie zafascynował stał w bezruchu i wydawać się mogło, że pozwala się podziwiać. Obserwował mnie tylko swoimi cudnymi, błękitnymi jak ocean ślepiami. I ja również nie spuszczałem z niego wzroku. Nie przejmowałem się tym, że może to jeden z wrogich nam smoków, tylko podziwiałem to niesamowite stworzenie. Minuty mijały, a my nadal w milczeniu się sobie przyglądaliśmy. Słychać było tylko nieustanny szum wiatru i oddech smoka. I wtedy napotkałem spojrzenie jego przepastnych oczu. Zatopiłem się w nich jak tonący w wodach oceanu. I ujrzałem coś niezwykłego. W oczach zwierzęcia widniała potężna śnieżyca, lecz jego spojrzenie nie było groźne. Miałem wrażenie, jakbym znalazł się w samym jej środku. Wiatr szaleńczo uderzał w moje ciało, jakby chcąc mnie wywrócić, a śnieg oblepiał moje futro. Leciał w oczy, musiałem je więc zmrużyć..Zamknąłem oczy chcąc oderwać od smoka spojrzenie. Po chwili jednak znów je otworzyłem i skierowałem wzrok tam gdzie poprzednio. Ale nie ujrzałem nic, tylko ten piękny błękit. Westchnąłem cicho, a stworzenie nagle poderwało głowę do góry, wzniosło się na tylnych nogach przednie trzymając w powietrzu i uniosło ogon, aby uderzyć nim o ziemię. Ziemia pod moimi łapami się zatrzęsła, słońce na sekundę przesłonił jakiś cień i poczułem, że nie mam oparcia. Ostatnie co usłyszałem zanim spadłem to przeszywający zew smoka.
***
Otworzyłem oczy. Wokół panowała ciemność i wydawało mi się, że byłem sam, jednak od razu zmieniłem zdanie, gdy ujrzałem dwa błękitne światełka w ciemności. Przypomniałem sobie wszystko co się zdarzyło i doszedłem do wniosku, że muszą to być oczy zwierzęcia, które sprawiło, że ziemia pod moimi nogami się rozstąpiła. Wstałem próbując zachowywać się bezszelestnie, by nie wzbudzić podejrzeń stworzenia i wydawało mi się, że odniosłem sukces, jednak przeliczyłem się. Światełka zniknęły, usłyszałem ledwo dosłyszalny szelest i coś delikatnie chwyciło mnie za kark, jak małego kociaka. Chciałem się wyrwać, ale usłyszałem ostrzegawczy skrzek dochodzący z czegoś tuż nad moją głową. Oczywiście był to smok. Zamarłem, mając wrażenie jakby za chwilę miał on coś mi zrobić. Całe szczęście nic takiego nie nastąpiło, tylko poczułem jak się przemieszczamy. Czułem się dziwnie, sam na sam z legendarnym zwierzęciem w ciemności, który złapał mnie tak delikatnie, że nie czułem bólu i przemieszczał się nie wiadomo gdzie. Wisiałem tak w jego zębach (najprawdopodobniej) trochę czasu, aż ciemność zaczęła się rozstępować i po krótkiej chwili przepełzliśmy (?) przez wąski otwór w skale na powierzchnię ziemi. Odetchnąłem w myślach z ulgą gdyż obawiałem się, że w mroku nadziejemy się na coś lub po prostu wjedziemy w ścianę. Całe szczęście nic takiego się nie stało. Zostałem powoli opuszczony na ziemię i uwolniony od pyska smoka. Odwróciłem się i ujrzałem jego, leniwie przesuwającego ogonem po śniegu.
-Co to wszystko ma znaczyć? Czemu spadłem i czemu mnie stamtąd wyciągnąłeś?- dobra, nie najlepsze rozpoczęcie rozmowy, ale byłem po prostu zdezorientowany. Stworzenie wyprostowało się dumnie i wydało się z siebie dźwięk podobny do skrzeknięcia.
-Niestety cię nie rozumiem.- wyjaśniłem otrząsając się ze śniegu. Smok machnął przednią łapą.
-No dobrze. Muszę już iść, niedługo będzie noc, a zanim ona nadejdzie chcę znaleźć się w domu. Żegnaj, smoku- wytłumaczyłem, gdyż zauważyłem, że słońce zaczęło powoli chylić się ku zachodowi. Dotarło do mnie, że tam na dole byłem przez dłuższy czas. Odwróciłem się. Może było to głupie, ale byłem pewny, że gdyby był mi nieprzyjacielem już bym nie żył. Postąpiłem krok na przód i usłyszałem cichy skrzek.
-Muszę.- powiedziałem patrząc przez ramię i znów zrobiłem jeden krok. Nagle usłyszałem szelest ciała przesuwającego się po śniegu, coś, pewnie zęby złapały mnie za kark i zostałem rzucony w tył, na granatowy grzbiet. Na szczęście nie na kolce, bo byłoby ze mną kiepsko. Zanim zdążyłem zeskoczyć, zwierzę uniosło się na tylne łapy, przez co musiałem złapać się za lodowe szpikulce przede mną aby nie spaść i zeskoczyło z półki.
-Co ty robisz?! Nie masz skrzydeł!- krzyknąłem do smoka, lecz on tylko syknął w odpowiedzi. Uznałem go za wariata, a sam byłem pewny, że za chwilę zginę. Ziemia zbliżała się bardzo szybko, jednak nagle poczułem szarpnięcie i po chwili zobaczyłem, że się wznosimy. Znowu mnie zatkało. Smok, który nie ma skrzydeł umie latać? Poruszał się tak jakby płynął w powietrzu, jego ciało falowało. Spojrzałem w dół. Pod nami przesuwały się lasy, polany i strumienie. Lecieliśmy bardzo wysoko i dosyć szybko, ale z łatwością udawało mi się utrzymać na jego grzbiecie. Czułem radość. To było zupełnie coś innego od latania dzięki własnym skrzydłom.
-Wiesz gdzie lecisz?- krzyknąłem, a mój "wierzchowiec" odwrócił łeb i pokiwał nim. I faktycznie, co było dziwne, leciał w stronę skąd przyszedłem. Po paru minutach wylądowaliśmy tuż pod moją jaskinią. Zeskoczyłem z niego i przeciągnąłem się.
-Było świetnie.- pogłaskałem go po głowie uśmiechając się lekko.
-Muszę iść.- wyjaśniłem z westchnieniem i odwróciłem się.Jakże się zdziwiłem, kiedy smok wydał z siebie jęk! Spojrzałem na niego. Wpatrywał się we mnie swoimi pięknymi oczami, a mi przyszło coś do głowy.
-Chciałbyś być moim towarzyszem?-spytałem, a on syknął i pokiwał parę razy głową. Uśmiechnąłem się znowu.
-Dobrze. Od razu cię polubiłem, wiesz?- to była prawda. Od początku czułem do niego sympatię.
-Tylko, jakby cię nazwać...Jesteś samcem?- kiwnął łbem na potwierdzenie. Hmmmm, jakie by mu nadać imię?
-Co powiesz na Alharisa?- w końcu udało mi się coś wymyślić. Zwierzę skrzeknęło i podeszło, kładąc mi swoją głowę na grzbiecie. Zaśmiałem się cicho, co mówiąc szczerze dość rzadko mi się zdarza i znów pogłaskałem go po pysku.
-A więc Alharisie, musimy iść do Cziki i powiedzieć jej, że od dziś jesteś moim towarzyszem.- jego odpowiedzią było tylko westchnienie. Cieszyłem się w duszy, byłem tu od krótkiego czasu, a już znalazłem przyjaciela. Ciekawe co będzie dalej?
Szablon
Karou
Royalog