-Ej!-krzyknęłam podbiegając do niego z zaciekawieniem.
-Hm?-mruknął.
-Zaczekaj, nie uciekaj jak tchórz z przegranej bitwy. - mruknęłam cicho i dość wojowniczo.
Jak to ja, te moje złudne mądrości które gdzieś tam zapamiętałam.
-Mówiłem że przepraszam, nie rozumiem...-był widocznie zmieszany.
Złapałam jego ogon w pysk i powoli zaczęłam ciągnąć do jednego z drzew. Było oszronione, ale z lekka.
-Co jest, auć.-mruknął, nie był zadowolony.
Westchnęłam głośno z nudą, aż mis szczena opadła.
-Nie udało Nam się złapać antylopy, ale nie możemy od razu rezygnować. Co powiesz na wspólne polowanie? -zapytałam drapiąc drzewo swoimi dość ostrymi pazurkami, musiałam je naostrzyć jeszcze bardziej.
-Słuchaj, wiem że jesteś tutaj od jakiegoś czasu i Twoja woń jest inna niż wszystkich. Nigdy takiej nie znałam, czuje od Ciebie...inny gatunek, dość Nam obcy. -zaczęłam się mu przyglądać z dość bliska, ten zapach był mi kompletnie obcy. -A i jeszcze jedno, moje imię to Moon...-musnęłam go ogonem.
(Azrael?)
✐ 169 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz