czwartek, 31 sierpnia 2017

Od Alas'a

Już dłuższy czas siedzę nad jeziorem które znajduje się na terenach tego stada do którego niedawno dołączyłem. Wpatrywałem się w horyzont, muszę przyznać że mają naprawdę ładne widoki na swoich terenach. Podniosłem się z ziemi na której siedziałem, gdy nikogo się nie zna to nie ma się też nic do roboty. Ruszyłem przed siebie, kilka razy zamachałem swoimi skrzydłami przez co uniosłem się w górę. Po jakimś czasie lotu wylądowałem na jakiejś górce, moje uszy wypełnił szum wodospadu. Stojąc na tej górze to miejsce wydawało się idealne do przesiadywania w samotności co po prostu uwielbiam. Położyłem się w miejscu na którym stałem. Szum wody sprawił że po krótkiej chwili odpłynąłem do krainy snów.
***
Obudziło mnie pewne przeczucie które mówiło mi że nie jestem sam. Otworzyłem oczy, nikogo nie było, wstałem i zacząłem się rozglądać na lewo i prawo lecz nikogo nie zauważyłem. Ale coś mi cały czas mówiło że wystarczy po prostu dobrze poszukać. Ostatni raz się odwróciłem, moim oczom ukazał się inny członek stada, tuż przed moim nosem. Przestraszyłem się co spowodowało że odskoczyłem.
-Łał- wydałem z siebie zduszony okrzyk- A tak ogólnie to dzień dobry- przywitałem się.

Ktoś?

✐ 190 słów
+5 SK

Od Shiro (Do Armor King'a)

Nie wiem ile już tak wędruje, nie liczę dni. Po prostu idę przed siebie, gdzie mnie łapy poniosą. Byleby jak najdalej od wspomnień. Śnieg który towarzyszył mi całe życie ustępował cieplejszym terenom i był coraz to mniej widoczny z każdym pokonanym metrem, aż całkiem zniknął. Teraz pod łapami czułem miękką trawę która wciąż byłą mokra od stopniałego śniegu. Dawno nie czułem trawy, nie było okazji. Zapomniałem już jakie to przyjemne uczucie. Zawsze starałem się z Iris znaleźć takie miejsce. Tak z Iris. Spuściłem nisko głowę na samą myśl o niej. Minęło już parę miesięcy od jej śmierci, jakiekolwiek wspomnienie które jest z nią w jakiś sposób powiązane boli. Powinienem przestać o niej myśleć, zostawić przeszłość za sobą. Ale nawet źdźbła traw mi o niej przypominają. Westchnąłem ciężko podnosząc przy tym głowę. Biała postać stała na skale znajdującej się przede mną. Nie miałem jednak okazji się jej przyjrzeć bo zniknęła. Może mi się tylko przewidziało. Szedłem dalej, powoli jakby to był spacer a nie paro miesięczna podróż. Wszędzie kwitły jakieś kwiaty, miały różne kolory a połączenie ich zapachów drażniło nos przez co często kichałem. Ale nie ma co się dziwić, są to mimo wszystko obce mi zapachy. Odczuwałem je sporadycznie kiedy to podróżowaliśmy z braćmi. Wziąłem głęboki wdech, ze wszystkich tych kwiatowych zapachów wyczułem coś jeszcze. Nie był to zapach rośliny czy też zwierzyny łownej. Może i powinna zapalić mi się lampka ostrzegawcza jednak do przewidzenia było to, że mogę znajdować się na czyiś terenach. Postanowiłem to zignorować, i tak jestem tu tylko na chwilę. Kontynuowałem mój spacer przez polanę kierując się w stronę drzew. Zapachy innego stworzenia nasilał się, wszystko wskazywało na to, że ktoś lub coś znajduje się w lesie do którego miałem jeszcze kilkanaście metrów. Moim oczom znów ukazała się ta białą sylwetka. Przemknęła między drzewami. Dosłownie na chwilę zatrzymałem się w pół kroku. Może i powinienem był się wycofać kiedy poczułem ten zapach, może czekają mnie kłopoty. Ale nie będę nadkładał drogi tylko po to by ominąć te tereny. Przecież mogą się one rozciągać na paręnaście kilometrów, obejście ich zajęłoby dużo czasu. Może i mam go dużo ale nie znaczy to, że mam na to ochotę. Wziąłem parę głębszych oddechów które wypuściłem nosem i poszedłem dalej. Jednak nim się obejrzałem leżałem na ziemi z pyskiem przygniecionym do trawy która łaskotała mnie po nosie i uszach. Nie szarpałem się, po prostu spojrzałem w górę na osobnika który to przewrócił mnie i stał teraz nade mną przyciskając mocno łapę do mojej głowy.
- Możesz chociaż zejść z mojego pyska? - spytałem ledwo będąc w stanie otworzyć pysk - Nie mam zamiaru atakować, chcę po prostu tędy przejść - jednak nacisk tylko się nasilił. Nie miałem na co liczyć.
- Kim jesteś? - samiec, zdecydowanie. Silny, pewny siebie i nieufny to czuć oraz słychać po jego głosie. Cóż nie będę się z nim sprzeczał bo co mi to da.
- Shiro, podróżuję od paru miesięcy.
- Armor możesz go puścić - niechętnie zabrał łapę z mojego pyska i odsunął się. Ja natomiast powoli podniosłem się i otrzepałem po czym spojrzałem się na stojące przede mną sylwetki. Jedną z nich był biały lew ze złotym futrem na karku, łapach a także ogonie i skrzydłami. Stał na lekko ugiętych łapach obserwując mnie dokładnie. W każdej chwili był gotowy skoczyć mi do gardła. Uciekłem od niego wzrokiem na drugą sylwetkę którą była biała gepardzica. Wpatrywała się we mnie swoimi dużymi niebieskimi oczami.
- A więc Shiro, chciałeś tylko przejść przez moje tereny? - skinąłem głową - Po tak długiej podróży należy się odpoczynek, więc może pójdziesz teraz z nami? - uśmiechnęła się co odwzajemniłem i ponownie skinąłem głową. Samica zadowolona poszła przodem a ja podążyłem za nią. Natomiast samiec imieniem Armor szedł parę kroków za mną. Cały czas mogłem wyczuć na sobie jego wzrok, czułem się przez to skrępowany i stawiałem swoje kroki niepewnie. Szliśmy w milczeniu aż dotarliśmy do jaskini w której to zostałem sam na sam z samicą -jestem Czika i jestem alfą stada na którego terenie teraz przebywasz. Chciałbyś może u nas zostać na parę dni i odpocząć, mamy na tyle wolnego miejsca.
- W sumie z chęcią skorzystam - krótko i szybko. To tylko kilka dni które szybko zlecą i będę ruszał w dalszą podróż.
- To dobrze. Armor King zajmiesz się nim proszę? - do jaskini wszedł uskrzydlony lew.

<Armor King? :d>

✐ 721 słów
+15 SK

Shiro!


Imię: Shiro
Pseudonim: Shi
Wiek: 4 lata
Płeć: Samiec
Stopień: Początkujący
Gatunek: Mieszanka lwa i rysia
Głos: James Young
Stanowisko: Opiekun młodych 
Charakter: Shiro zazwyczaj jest w dobrym nastroju i chętny do rozmowy. Lubi słuchać jak i opowiadać, może nie koniecznie o swojej osobie ale o ciekawych wydarzeniach owszem. Zawsze stara się odpowiednio doradzić i wspierać w problemach. Nie miesza innych w swoje prywatne sprawy i woli się sam uporać z każdym problemem. To sprawia, że bywają dni kiedy to nie wychodzi z jaskini przez przytłaczający go nadmiar problemów. Jednak do tej pory zdarzyło się to tylko raz. Jedynymi osobami z którymi rozmawiał o swoich problemach była jego rodzica oraz jego partnerka. Po prostu musi to być ktoś komu ufa w 100%. Shi jest także konsekwentny w dążeniu do wyznaczonego celu, stara się też motywować innych do działania.
Po utracie partnerki nie potrafi zaangażować się w głębszą relacje między samcem a samicą. Boi się kolejnej straty i bólu który mu przy tym towarzyszył. Tak więc w tej kwestii jest zamknięty w sobie i trzyma się na dystans. Mimo to kocha młode. zabawę z nimi i spędzanie razem czasu. Od zawsze był obdarzony cierpliwością do nich a to, że jest chętny do działania tylko w tym pomaga. 
Żywioł: Śnieg, Sen
Moce: 
✧Potrafi wywołać zamieć.
✧Obniżyć temperaturę i sprawić by zaczął padać śnieg.
✧Może strzelać kulami śniegu.

✧Jest w stanie zamienić każdy koszmar w dobry sen i na odwrót.
✧Może uśpić każde stworzenie. Czas trwania snu zależy od rozmiarów stworzenia, im większe tym krócej będzie spać.
Partnerka: Trudno mu się zaangażować.
Rodzina: Jego rodzina została w jego poprzednim stadzie. Mama- Destiny Ojciec- Silver Snow i rodzeństwo, czyli siostra Winter oraz bracia Talv i Lumi
Młode: Brak
Historia: Mieszkał na dalekiej północy, w chłodnej, wiecznie pokrytej śniegiem krainie. Jego ojciec nie był alfą ale posiadał wysoką pozycje którą miał objąć właśnie Shiro. Wszystko było jak w bajce, swoją partnerkę znał od najmłodszych lat i planowali wspólną przyszłość. Niestety zachorowała. Medycy i szamani nie byli w stanie jej pomóc, po paru miesiącach zmagania się z chorobą zmarła a Shi zwątpił w miłość. Po tak wielkiej stracie odszedł ze stada chcąc uciec od wspomnień.
Właściciel: 

Seven!

Imię: Po cóż Ci jego imię, obywatelu? Czy ono sprawi, że Twa dusza będzie tańczyć makarenę, a na pysku zagości uśmiech? Nie. Ale jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć: Jego pełne imię, to Seven Painkiller Kitsune. Ale zwracaj się do niego Seven.
Pseudonim: Sev, Ve, Even, Ever, Never, Sen, Sevuś, Sevi, Sham, Pain, Kit, Sune, Far, Night, Nev
Wiek: 3 lata
Płeć: Samiec, Gepard
Stopień: Początkujący
Gatunek: Gepard
Stanowisko: Szaman
Charakter: Seven jest gepardem o zmiennej, aczkolwiek spokojnej i uroczej naturze. Zawsze miły, pomocny i otwarty. Potrafi poprawić humor dosłownie każdemu. Albo jakimiś niewybrednymi żartami (które zawsze ma w zanadrzu), albo po prostu swoją obecnością – optymistycznym sposobem życia. Nieczęsto się obraża, lubi placki, zapominalski, trochę ciapowaty. Lubi chodzić z głową w chmurach. Sev to uroczy samiec, którego nie da się nie lubić. Jest trochę ciapowaty, zdarza jemu się kogoś potrącić lub coś stłuc, ale zawsze ma dobre intencje. Pomocny i opiekuńczy, często się uśmiecha. Stara się wywrzeć na innych dobre wrażenie. Pomaga i nieustannie się uśmiecha wręcz tryska radością. Pomyślisz, że ma tylko jedno oblicze, a tak nie jest. Potrafi byś oschły i bronić się... Ale tylko w wyjątkowej sytuacji. Seven nie jest normalnym, wesołym samcem. Ma w sobie wiele smutku i melancholii. Taki jest od urodzenia. Kocha ciszę i spokój, jest typem samotnika, ale nie pogardzi dobrym towarzystwem. Ma mało przyjaciół, ale nie dlatego, że jest nielubiany. Trudno zdobyć zaufanie, ale gdy już kogoś szczerze polubi to na całe życie. Jest bardzo inteligentny. Umie być opiekuńczy i troskliwy. Nienawidzi, jak ktoś mu rozkazuje, lub mówi mu, co zrobił, źle... Kocha patrzeć, jak inni się bawią. Lubi oglądać różne rośliny. Czasem, potrafi zamknąć się w sobie, ale jeśli kogoś bardzo polubi ukazuje mu to. Trudno domyśleć się kiedy jest smutny, w większości przypadków wygląda na uśmiechniętego. Potrafi być miły i romantyczny. Romantyzm u niego, jest na poziomie dziennym. Kiedy jest zdołowany, siedzi w jakimś wybranym miejscu, najczęściej jaskini, myśli nad swoim życiem. Nie powiem, że nigdy nie płacze, oraz że nie ma uczuć. Właśnie często ma załamki. Często płacze. Jeśli Ci zaufa, będzie się z tobą śmiał. Nie jest obojętny wobec słabszych. Ale ma też rozsądek. Potrafi odmówić, lub zaproponować lepsze rozwiązanie. Jest pomocny i uczynny. Oczywiście, liczy, że Ty kiedyś też mu pomożesz. Mu warto pomagać. Zawsze chciał się udzielać, na rzecz rodziny, świata, ale to.. nie było mu dane, do teraz.
Żywioł: Umysł Natura
Moce:
✧Czasowa zmiana nastawienia obrotem łapy
✧Wnikanie w umysł
✧Rozmowa w myślach z kimś
✧Czytanie w myślach

✧Rozmowa z roślinami i innymi zwierzętami
✧Ożywianie/obumieranie roślin
✧Uśmiercanie dotykiem roślin
✧Zarządzanie chmurami, opadami.
Partnerka: Jest zakochany. To tyle jak na razie.
Rodzina: Pragnie zapomnieć o swojej "rodzince"... W stadzie chce założyć nową, kochającą rodzinę.
Młode: Brak, ale zawsze chciał mieć pod swoja opiekę taka małą kuleczkę. Albo tuzin.
Historia: Seven to obłąkany przez diabła, kopnięty przez upadłe anioły i odrzucony od społeczeństwa kotów gepard, który szuka prawdy, i wie, że ją odnajdzie. Szczerze mówiąc, jego historia jest tak drastyczna, krwawa, zimna i okropna, że aż chce się o niej zapomnieć. Nie wie, czy to była prawda czy nie, ale... Tak tego nie zostawi. Do Stada Adamantium, dostał się po ucieczce ze starego stada. Nowa rodzina... On ją kocha.
Właściciel: Cook!e

Od Shoguna (Do Cziki)

Biegłem ile sił w łapach za każdym razem gdy się oglądałem za siebie ten głupi Mantykor leciał za mną i był coraz bliżej.
Szukałem drogi ucieczki jednak nie znałem terenów więc gnałem na oślep. Nagle poczułem jak coś chwyta mnie za łapę i wciąga w krzaki
-Za mną! - powiedziała ewidentnie to była samica.
Wiele się nie zastanawiając biegłem za nią.
Nie wiem jak ale po chwili wydostaliśmy się z tego okropnego miejsca.
-Jesteś cały ??
-Tak ... szedłem sobie spokojnie a tu nagle to wielkie bydlę stanęło mi na drodze więc chciałem pogadać i spytać o drogę. Rzucił się na mnie więc zacząłem biec.
-Rozumiem z potworami nie pogadasz.
-Domyśliłem się.. jestem Shogun a Ty
-Czika
-Mieszkasz tu ?
-Mam tutaj stado-uśmiechnęła się.
-Ciekawie .. ja cóż jestem samotnym wędrowca. Spore te stado ?
-Nie ... a co ?
-Może jakieś miejsce by się znalazło?
-Może ... chodź zaprowadzę Cię .

(Czika)

✐ 152 słowa
+5 SK

Od Druga

- Gdzie się tym razem wybierasz? - parsknął Jude.
- Tego nie wiem, oby daleko stąd. - wzruszyłem ramionami przewracając się na grzbiet leżąc teraz pod wielką wiśnią.
- Aż tak ci u nas źle? - zaśmiała się Josie.
- Okropnie. - przyznałem wymuszając uśmiech na pysku.
- Nikt cię tu nie trzyma. Uciekaj dalej. - burknął zniesmaczonym głosem Dak.
U tego lwa zawsze miałem na pieńku. Za to Jude i Josie, kochające się rodzeństwo gepardów zawsze odnosili się do mnie z szacunkiem. Aż szkoda, że ja nie potrafię być taki uczuciowy, zupełnie jak Dak, którego nawet nie obchodzi mój los. Przeturlałem się na brzuch po czym wyprostowałem łapy jeszcze lekko uginające się pod moim ciężarem.
- Miło było. - mruknąłem na prowizoryczne pożegnanie i ruszyłem.
Zatrzymałem się u tych kotów jakieś dwa tygodnie temu. Czeka mnie kolejna długa podróż, która przyniesie nowe przygody i tereny. Już mnie to jakoś nie kręci. Wolałbym zatrzymać się w jakimś miejscu już na stałe, lecz w miejscu gdzie warunki będą dla mojej rasy odpowiednie. Swobodnie opuściłem ogon by pełzł za mną niczym wąż. Opuściłem ulubione miejsce do odpoczynku trzech kotów jakim było wielkie drzewo wiśni. Gdy opuściłem teren wielkiej polany nieco przyspieszyłem.
Wędruję już dwa miesiące i muszę przyznać że mam coraz mniej sił. Nie zatrzymywałem się ani na chwilę. Własne łapy niosły mnie dniami i nocami żebym dotarł właśnie tutaj. Nie wiem jak nazwać to tutaj. Lasy jak lasy, lecz czuć że należą do kogoś konkretnego. Może wataha, stado? Żadnego wilka nie mam zamiaru poznawać. Kiedyś już miałem z jednym do czynienia. Zostawił mi parę dosyć widocznych blizn i nie miłe wspomnienia. Mimo iż czułem zapach obcych kotów, wszedłem do lasu. Powoli sunąłem liściastymi ścieżkami nasłuchując dźwięków dookoła. Co chwila słychać było jakieś szmery w krzakach niedaleko, lecz starałem się to ignorować. Przestałem kiedy drogę zagrodził mi wilczur. O wilku mowa! Jaki zbieg okoliczności... Cofnąłem się o parę kroków i schyliłem ku ziemi cicho warcząc. Moje zachowanie widać zdziwiło wilka gdyż przyglądając się mi uniósł jedną brew. Wystawiłem pazury i ukazałem długie białe kły.
- Spokojnie. - w końcu się odezwał.
Ja tu mam być spokojny kiedy jeden z moich największych wrogów staje mi naprzeciw. Zamiast posłuchać rady wilczura skoczyłem mu do gardła wysuwając pazury. Moje zamiary uległy zmianie gdyż wylądowałem pyskiem w ziemi przytrzymywany łapą przez mego nieprzyjaciela. Coś mi nie wyszło...
- Chyba wiem co z tobą zrobimy. - westchnął i łapiąc mój kark podniósł mnie na równe nogi. - Nie próbuj uciekać, ani atakować. - wytłumaczył i ruszył przed siebie.
Może ma tu jakieś posiłki? Posłusznie choć niechętnie ruszyłem za nim.
Zaprowadził mnie pod wielką jaskinię i nie zatrzymując się wprowadził i do środka. Od zewnątrz nie wyglądała na taką zadbaną jak od środka. Od razu można poznać że to prowizoryczne miejsce zamieszkania. Czyżby przyprowadził mnie do swojej Alfy? Nie cuchniało wilkami.
- Alfo Cziko? - zawołał wilk, który mnie przyprowadził.
Po chwili zza kamiennej ściany wyłoniła się... Kocica. Biały gepard w czarne cętki. W zdziwieniu uniosłem jedną brew ku górze i począłem przechodzić wzrokiem z wilka na Alfę Czikę.
- To chyba nie jest jeden z was. - zauważył wilczur. - Zabłądził na waszych terenach. Zostawiam go.
- Dziękuję. - kiwnęła głową kocica i podeszła bliżej. - Jak ci na imię?
- Drug. - zmrużyłem oczy. - Ale serio... Żeby bratać się z wilkami?
Alfa zaśmiała się cicho i zawróciła. Zanim zniknęła mruknęła coś do kogoś, kto nie znajdował się w moim polu widzenia.
- Zajmij się nim proszę.
Wychyliłem nieco łeb w bok a zza ściany wyłonił się kolejny kot.

Ktoś? ;>

✐ 593 słowa
+15 SK


Od Reiko-C.d. Apollo

Kiedy zaczęłam doganiać samca, ten pośpiesznie mnie upomniał, abym nie używała mocy i że to ma być sprawiedliwy wyścig. Postanowiłam przystać na tą propozycję. Wkrótce na naszej drodze stanęła kłoda, którą lew chciał przeskoczyć, jednak to było chyba zbyt duże wyzwanie dla niego, z resztą dla mnie pewnie też by było bez używania mocy, no a w jego przypadku skrzydeł. Lew spadł z łoskotem na głowę, a ja zaśmiałam się cicho. Stanęłam naprzeciwko i spytałam o imię.
- Apollo - zarzucił grzywą i zawadiacko się uśmiechnął dalej leżąc na kłodzie.
Zaśmiałam się znów i odrzekłam:
- Ja jestem Reiko - uśmiechnęłam się i wycelowałam dawką sprężonego powietrza w samca, co spowodowało zrzucenie go z kłody, ale wylądował na czterech łapach.
- Co to było? - spytał zaskoczony.
- Lepiej sobie popraw grzywę, bogu piękna - uśmiechnęłam się patrząc na odstające włosy na czuprynie samca.
Apollo szybko zarzucił parę razy swoją grzywą, a ta od razu się ułożyła, wracając do normalnego stanu. Po chwili samiec zaczął niuchać.
- Coś nie tak? - spytałam.
Ten odwrócił się i zrobił parę kroków w przód.
- Czuję... co ty na mały pojedynek? - uśmiechnął się.
Przekręciłam łeb, a kiedy niespodziewanie moje łapy owinęły jakieś plącza i powiesiły do góry nogami na drzewie, zrozumiałam o co mu chodziło.
- Haha - udałam śmiech dyndając bezwładnie. - Może być - uśmiechnęłam się podejrzanie.
Samiec odwrócił się w moją stronę i już po chwili dostał pociskiem kuli energii, którą wygenerowałam. Apollo został wyrzucony w górę, a kiedy spadał, rozłożył skrzydła i wylądował niedaleko. W tym czasie zwiększyłam energię roślin, które mnie trzymały, co spowodowało ich rozpadnięcie się. Upadek zamortyzowałam moją mocą latania i bezpiecznie wylądowałam na ziemi. Wycelowałam w stronę samca widoczną wiązkę energii. Samiec odskoczył, a już po chwili wycelowałam drugą, która go trafiła, jednak miałam inne wobec niej zamiary (nie bolesne). Wiązka przepuściła przez ciało samca małe mrowienie, które spowodowało łaskotki, a samiec zaśmiał się głośno i położył się na boku. Podchodząc puściłam jeszcze parę serii łaskotek, a Apollo w przerwach od śmiechu błagał o zaprzestanie. Po chwili zrobiłam to.

Apollo? ^^

✐345 słów
+10 SK

Heroine!

Imię: Heroine
Pseudonim: Hera, Darkness
Wiek: Kobiet się o wiek nie pyta, ale jeśli tak bardzo musisz wiedzieć... Ta lwica ma 3 lata.
Płeć: Samica. Masz wątpliwości?
Stopień: Początkujący
Gatunek: Lew
Stanowisko: Obrończyni Pary Alfa
Charakter: Heroine jest zdystansowana i szorstka. Bywa wredna i agresywna, lecz w głębi duszy jest potulna jak baranek. Gdzieś tam... Głęboko... Jeśli ją bliżej poznasz, ona ci zaufa i polubi staje się całkowicie inna. Miła i troskliwa, bo czemu nie? Na jej zaufanie ciężko zasłużyć. W ciągu swego życia zaufała tylko dwóm istotom - jedna była błędem, a więc teraz będzie jeszcze ciężej, ale kto wie? Może to akurat tobie się uda?
Żywioł: Lód, woda
Moce:
✧Potrafi zamienić wodę w lód i na odwrót
✧Potrafi oddychać pod wodą
✧Może w każdym momencie "oblać się wodą" dzięki czemu w wysokich temperaturach radzi sobie bardzo dobrze
✧Jest w stanie wytworzyć wodę z niczego
Partner: Może któryś samiec, a może nie? Głupie pytanie, a jeśli oczekiwałeś odpowiedzi... Cóż...
Rodzina: Dla niej nie istnieją.
Młode: -
Historia: Hera jest córką alfy innego stada, mogła odziedziczyć władze, ale jej to nie pasowało. Nie chciała tej władzy. Nie chciała tego stada, lecz bała się odejść. Wtedy poznała odważnego samca, który zawrócił jej w głowie. Drake, bo tak miał na imię, ją wykorzystywał, a ona głupia tego nie widziała. Uciekła z nim do innego stada, gdzie wszyscy byli w stosunku do niej... nie mili? Wredni? Chamscy? Agresywni? Oprócz jednego samca. On pomógł jej zrozumieć, że tamten ją tylko wykorzystywał, On pomógł się od niego uwolnić, On o nią dbał, On ją doceniał, On... ją kochał. A ona? Z początku tego nie widziała, lecz potem zaczęła czuć to samo... Stworzyli świetną parę i oczekiwali kociąt. Nic nie trwa wiecznie, prawda? Wszystko się kiedyś kończy, nagle i bez zapowiedzi. Zwłaszcza szczęście. Drake ich znalazł. Nie był zadowolony z tego powodu, że Heroine sobie kogoś znalazła, że była szczęśliwa. Musiał to zniszczyć, gdy ktoś był szczęśliwy... on nie. Denerwowało go cudze szczęście. On nie poddał się bez walki, lecz niestety Drake wygrał. Chciał zabić również Heroine, lecz mu się to nie udało. Uciekła, lecz niestety poroniła. Po kilku godzinach wędrówki trafiła tutaj. Co będzie dalej? Czy zaufa komuś?
Właściciel: Daagaa

Alas!

Imię: Alas, po łacinie jego imię oznacza skrzydła
Pseudonim: Rzadko pozwala na siebie mówić Al
Wiek: Ostatnio osiągnął wiek dwóch lat.
Płeć: Samiec, lew mów jak chcesz tylko zachowaj rodzaj męski
Stopień: Początkujący
Gatunek: Pantera śnieżna
Stanowisko: Szaman
Charakter: Alas jest samcem który patrzy na świat poważnie. Gdy ktoś potrzebuje pomocy to pomoże, jednak gdy toczy się walka pomiędzy dwoma osobnikami to nawet nie próbowałby ich rozdzielić. Jest zamknięty w sobie co spowodowało, że gdy był młodszy to zawierał mało znajomości. Teraz coś mu się zmieniło i bardziej otworzył się na świat przez co znajduje się właśnie w tym miejscu czyli w tym stadzie. Bardzo chciałby mieć dużo przyjaciół którzy pomogą mu w trudnych chwilach.
Żywioł: Powietrze, Natura
Moce: 
✧Możliwość latania
✧Może spowodować wyrośnięcie z ziemi dowolnej rośliny. 
Partnerka: Brak, ale można stwierdzić że szuka
Rodzina: Jego rodzina jest poza stadem.
Młode: Brak, chciałby mieć
Historia: Alas urodził się pewnego chłodnego wieczoru, wiódł sielskie życie aż do naprawdę poważnej kłótni z rodzicami która przesądziła o wszystkim i o niczym. Młody samiec który wtedy miał zaledwie rok wyleciał z rodzinnego domu. Włóczył się po różnych terenach, napotkał kilka osób które mu pomogły a także takie które zapamięta do końca życia po ich czynach. Pewnego gwiaździstego wieczoru gdy Alas wpatrywał się w gwiazdy. Poczuł że musi iść dołączyć do Stada Adamantium o którym kiedyś słyszał. Posłuchał się swoich myśli i tak znalazł się gdzie jest, czyli tutaj.
Właściciel: 

Drug!


Imię: Drug
Pseudonim: Ma już wystarczająco krótkie imię, poza tym nie przepada za ksywkami.
Wiek: 9 lat
Płeć: Samiec
Stopień: Początkujący
Gatunek: Pantera śnieżna
Głos: Wiz Khalifa (pierwszy głos)
Stanowisko: Łowca
Charakter: Drug to nieco zadziorna duszyczka. Często jest czymś zniesmaczony lub zdenerwowany, a wtedy daje we znaki. Niestety w takich momentach nie odcina się od świata żeby nie zatruwać innym życia tylko wręcz przeciwnie jeszcze bardziej się udziela. Łazi gdzie popadnie i razi swym charakterem. Samiec jest też pewny siebie, odważny i zawsze trzyma się swojego zdania. Jest święcie przekonany, że to on ma zawsze racje i zdanie innych go nie rusza. Nie przyjmuje krytyki lub uwag dotyczących jego zachowania czy zainteresowań. W rozmowach często posługuje się sarkazmem lub niemiłymi żartami. Zazwyczaj jest po prostu chamski, a wtedy od razu odechciewa się jakichkolwiek kontaktów z nim. Mimo tego iż ciężko się z nim dogadać to Drug jest bardzo wierną osobą (kotem?). Można powierzyć mu sekret z pewnością że zostanie pomiędzy wami. Ciężko jest obdarzyć go zaufaniem ale samiec nigdy nie zawodzi. Wieczna samotność zaczyna go już przytłaczać więc nie gardzi spędzaniem czasu z innymi. Wystarczy znaleźć wspólny tok myślenia, tematy i powoli dochodzić do głęboko skrytego serca Druga. Otóż tak, kot takowe posiada. Potrafi lubić lub nawet kochać, lecz trzyma te uczucia dla odpowiedniej osoby. Wiele znajomych go już w życiu skrzywdziło i od tamtego momentu trzyma swoje zaufanie i uczucia głęboko zamknięte.
Żywioł: Lód
Moce: 
✧Zamrażanie
✧Telekineza
Partnerka: Na razie się wstrzyma, zobaczymy co przyniesie czas.
Rodzina: Cała rodzina Druga zginęła.
Młode: Brak
Historia: Druga oddała na świat jego matka Lilya wraz z trójką rodzeństwa. Pierwsze kilka tygodni nie działo się nic nadzwyczajnego zresztą jak to z małymi kociakami. Pierwsze spojrzenia na świat, pierwsze zapachy, dotyki i takie tam. Dopiero później zaczęła się nauka polowania i przetrwania. Druga, jego dwóch sióstr i jednego brata uczono tylko łowienia ryb gdyż rodzina Irbisów mieszkała na zimnych obszarach gdzie ciągle było śnieżnie. To były ich naturalne warunki więc musieli jakoś sobie radzić. Gdy wszystkie kocięta miały rok umiały już same o siebie zadbać, lecz nie oddalały się od rodziców. Póki żadne z nich nie miało planów na dalsze życie, postanowiło zostać. Tylko Druga ciągnęło zawsze w nieznane. Pragnął podróżować, odkrywać, zwiedzać, ale bał się tego przyznać. Za tamtych czasów był nieśmiałym pesymistą. Męczył się w rodzinnej jaskini kolejne 3 lata, do dnia, w którym wydarzył się potworny wypadek. Z samego rana podczas wyprawy na łąki było bardzo słonecznie. Cała rodzina Druga udała się na tą wycieczkę nie wiedząc, że wróci tylko jedno z nich. Mocne promienie słońca spowodowały że lodowce zaczęły topnieć. Rodzina Irbisów to zauważyła, lecz postanowili nie zwracać na to uwagi i po prostu się pospieszyć. Czas spędzony na łąkach jednak dłużył się i dłużył. Gdy ruszyli w drogę powrotną niczego nie świadomi przeszli obok lodowca, który akurat drgnął. Sparaliżowane osobniki nawet nie uciekały. Tylko przerażony Drug przebiegł na drugą stronę i desperacko wołał do siebie rodzinę. Oni tylko pożegnali się lekkim uśmiechem i zniknęli wraz ze zsuwającym się lodowcem. Oczy Druga wypełniły łzy i pragnął uciec. Uciec i nie myśleć o tym jak głupia była jego rodzina, jak głupia była że zostawiła go samego. Takim cudem właśnie samiec stracił zaufanie do innych bo nie mógłby tak cierpieć za każdym razem gdy kogoś straci. Zresztą teraz już nie miał nikogo. Przez resztę lat Drug podróżował tak jak planował, poznawał nowe osoby trzymając swoje zaufanie nadal zamknięte na klucz. W końcu gdy ''staruszek'' ukończył 9 lat miał tych podróży na swoim koncie już dużo i odczuwał szczególne przemęczenie. Postanowił znaleźć stałe miejsce zamieszkania i prowadzić tam spokojniejsze życie. Natrafił na to Stado więc został.
Właściciel: 

Od Reiko-C.d. Armor King'a

- Fajnie się leciało? - spytał samiec dalej się śmiejąc pod nosem.
- Taaa - przewróciłam oczami z uśmiechem na pysku. - Trochę strasznie, osobiście wolę jak latam sobie po niebie, a nie spadam... O tak - poleciałam nagle przed siebie wymijając samca.
Początkowo leciałam zwyczajnie szybko, a samiec po chwili mnie wyprzedził. Wtedy użyłam mocy, co spowodowało zwiększenie mojej prędkości i tym razem ja byłam na prowadzeniu. Nasza trasa ciągnęła się przez całą prostą nieba. W pewnym momencie, kiedy lew zaczął mnie doganiać, zauważyłam ogromny obłok, który mieliśmy wyminąć. Ja jednak postanowiłam urozmaicić wyścig, dlatego skupiłam się na tej chmurze i zwiększyłam jego energię. Kiedy zdążyłam minąć obłok, ten "wybuchł", przez co samiec z rozpędu wpadł w jego pozostałości, które wpadły mu do oczu i do gardła przy okazji. Kiedy ujrzałam całe zajście zaczęłam się głośno śmiać, a lew kiedy odchrząknął, przetarł oczy i powiedział:
- Zaraz Cię dorwę! - Co brzmiało dosyć poważnie.
- O ile zdołasz mnie dogonić - rzekłam krótko i wróciłam do uciekania przed samcem. - Tylko uważaj na siebie!
Przez moją moc związaną z powietrzem, jedyne rozwiązanie jakie bym mu teraz poleciła, to wzięcie mnie z zaskoczenia. Lubię niespodzianki i chowanego, ale to już jego zadanie mnie złapać.

Armor? c;

✐ 204 słowa
+5 SK

środa, 30 sierpnia 2017

Shogun!


Imię: Shogun 
Pseudonim: Sho, Hog,Hogu,
Wiek: 5 lat 
Płeć: Samiec 
Stopień: Początkujący 
Gatunek: Podobny do Geparda Ale mieszaniec dość niespotykany 
Stanowisko: Wojownik
Charakter: Shogun to kot który chodzi swoimi ścieżkami. do nikogo się nie przywiązuje. Nie stara się nawet zawierać nowych znajomości. Przeważnie jest wyluzowany i beztroski lubi się wygłupiać i droczyć z innymi. Dzięki temu wydaje się być bardziej przyjazny i komunikatywny niż w rzeczywistości. Nie przepada, za tłumem, woli zaciszne miejsca gdzie nikt nie będzie mu zawracał głowy. Jeśli jest potrzeba na pewno nie odmówi pomocy nikomu, nawet najgorszemu wrogowi. Nie lubi się mścić, ale czasem mu się zdarza. Jest pamiętliwy i ciężko mu wybaczyć jeśli ktoś zawiedzie jego zaufanie. U niego ma się tylko jedną szanse, nigdy ie zaufa po raz kolejny. Jest bardzo konsekwentny i ambitny. Nienawidzi porażek i nie potrafi się z nimi pogodzić. Che być zawsze we wszystkim najlepszy, rywalizacja sprawia mu ogromną radość. Zazwyczaj pokazuje się z gorszej strony, dzięki czemu zostają przy nim najwytrwalsi przyjaciele. Jeśli już przebijesz się przez tą skorupę poznasz miłego, uczynnego, delikatnego, romantycznego i kulturalnego geparda. Który za przyjacielem skoczy ogień lub będzie gotowy iść z nim na dno, aby potem go wyciągnąć.. Samca który za miłość odda życie. Lojalnego przyjaciela aż do śmierci.
Żywioł: Piasek
Moce: 
✧Podstawową umiejętnością,jest kontrola nad piaskiem To daje mu tzw. ochronę absolutną, czyli tarczę nieposiadającą słabych punktów. Jest to bardzo specyficzna odmiana kontroli, bowiem piasek, niezależnie od jego woli zapewnia mu nieustanną osłonę (kiedy Shogun próbował się zranić, piasek zareagował sam z siebie — zasłonił skórę tuż przed uderzeniem).
✧Piasek to jednoczesna tarcza i miecz. Shogun może dowolnie go kontrolować — tworzyć z niego ramiona Shukaku, fale uderzeniowe, broń (Piaskowy Shuriken), a nawet piaskowe klony, które działają jako zmyłka dla przeciwników. Potrafi dodawać do swojego piasku najtwardsze minerały, które wzmacniają jego osłonę. Chłopak dzięki temu tworzy najtwardszą osłonę.
✧By zwiększyć swoją osłonę, używa techniki Piaskowej Zbroi, która pozwala mu na otoczenie się pancerzem z piasku. Shogun staje się tym samym całkowicie odporny na uderzenia i zranienia. Wiąże się to jednak z utratą czakry i prowadzi do osłabienia wojownika.
✧Ma wiele użytecznych umiejętności, jak choćby Pustynne Zawieszenie, które pozwala na lot. Potrafi wytwarzać wariacje techniki Trumny Wiążącego Piasku, zmieniając jej wielkość i kształt (Więzienie Wiążącego Piasku ma kształt ogromnej kuli, a Wielki Pustynny Pogrzeb — ogromnej piramidy).
✧Ostatnią, ale niewątpliwie cenną umiejętnością jest zdolność sensoryczna piasku. Dzięki technice Piaskowego Wyczuwania Shogun jest w stanie znaleźć każdego, nawet niewidzialnego przeciwnika
Partnerka: Może kiedyś.
Rodzina: -
Młode:-
Historia: Nieszczęśliwe dzieciństwo, marny żywot jinchūriki oraz wypaczone podejście do życia. Jego wielka przemiana oraz zmartwychwstanie świadczą o jego unikatowości. Zapewne mało kto spodziewał się, że z czarnego charakteru awansuje do tytułu szanowanego dzikiego kota. Jest to jednak doskonałe świadectwo tego, jak ogromną siłą jest przyjaźń i chęć zmiany na lepsze. To tak w skrócie jego historia która nadal trwa.
Właściciel: Bad Boy 

wtorek, 29 sierpnia 2017

Noque zostaje wyrzucona!


|2 lata|Puma|Medyk|-|-|Yselin|
|Woda|
Powód wyrzucenia: Nienapisanie pierwszego opowiadania.

*Niech to będzie przestroga dla wszystkich którzy sądzą że jak nie napiszą pierwszego opowiadania w ciągu podanego czasu nie zostaną wyrzuceni. 

Od Apollo-C.d. Reiko

Uśmiechnąłem się do niej zawadiacko, gwałtownie podnosząc łeb i podrzucając bujną grzywkę.
-Ja? Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił! - powiedziałem radośnie z błyskiem dumy w oku.
Pacnęła mnie delikatnie łapą.
-To za karę! - zaśmiała się.
Popchnąłem ją, a ona przewróciła się na miękką, zieloną trawę. Sprężystym, szybkim krokiem oddaliłem się.
-Gonisz! - krzyknąłem z daleka.
Usłyszałem jej śmiech, a następnie ciche kroki. Zacząłem szybciej uciekać, kątem oka widząc, że zbliża się coraz bardziej.
-Tylko żądnych niedozwolonych ruchów! - odparłem coraz bardziej przestraszony, że przegram.
-Na przykład?
-Na przykład mocy! - przyśpieszyłem jeszcze bardziej.
Na mojej drodze znalazła się ogromna, powalona kłoda. Przełknąłem ślinę i cofnąłem się kilka metrów. Następnie wziąłem rozbieg i skoczyłem. Mięśnie na moich udach wyraźnie się napięły, pięknie zdobiąc szarawą skórę. Z głuchym łoskotem opadłem na korę, ciężko dysząc. Samica mnie stała pod drzewem i patrzyła się na mnie bezradnie.
-Jak ty w ogóle masz na imię, akrobato? - w jej oczach błysnęło rozbawienie i ciekawość.

<Reiko?>

✐ 161 słów
+5 SK

Od Cziki-C.d. Ne Zhy (Do Hadesa)

Dzisiejszy dzień zapowiadał się dość normalnie. Wstałam jak wszyscy i poszłam nazbierać parę owoców na później. Nie uwierzycie ale znalazłam nawet brzoskwinie i śliwki, które wprost uwielbiam. Zjadłam parę a resztę schowałam. Zmęczona z lekka po nocnym szpiegowaniu, w końcu nie spałam całą noc, postanowiłam ułożyć się i poobserwować naturę. Czemu szpiegowałam w nocy? Szczerze? Nie mogłam zasnąć, coś nie dawało mi spokoju. Znalazłam się w parku gdzie położyłam się pod piękną i rozłożystą wierzbą która aż prosiła o zainteresowanie. Ze spokojem położyłam się pod nią i zaczęłam oglądać naturę. Nagle spostrzegłam wiewiórkę która chowa jedzenie do dziupli , była bardzo dokładna można powiedzieć na nią wiewiórka perfekcjonistka co może dziwnie brzmieć.  Obok niej stały dwa maluchy które patrzyły się w moją stronę, zaśmiałam się i niechcący spłoszyłam małą gromadkę. Następnie zauważyłam dzięcioła który w tym samym drzewie robił pojedyncze dziurki, stukał tak głośno że nie jedna lwica pewnie słyszy to ze swojej jaskini która wbrew pozorom leży gdzieś niedaleko. Nieopodal moich łap znajdowało się skupisko mrówek, dopiero po chwili spostrzegłam mrowisko. Każda z istotek miała ze sobą coś na kształt jedzenia, wiem że te zwierzęta są bardzo pracowite i potrafią dużo unosić za co je bardzo cenie. Jednak nie każdy wie że życie mrówek to harówką, jest dość ciężkie i pełne niebezpieczeństw, na szczęście jest ich bardzo dużo. Czasami mam wrażenie że za dużo bo nieraz widuje pojedyncze sztuki w jaskini. Po tej całej obserwacji zaczęły opadać mi powieki, dałam się ponieść i słyszałam tylko szum liści wierzby. To nie był taki zwykły szum, dla mnie było to jak muzyka. Aż nabrałam chęci do śpiewania, jednak wysiliłam się tylko na nucenie do rytmu. Nie powiem z tego całego szumu wychodziły nawet niezłe podkłady do słów. Mniejsza o to, czułam się obserwowana. Chyba przez Zoltan'a który chciał mnie pewnie zaczepić i Evil która była w pobliżu. Oboje są pod moją opieką, w końcu nie tylko jestem Alfą ale i Dowódcą Szpiegów. A oni nimi są i mam nadzieje że nie przeszkadza im to że ja sobie leżę a oni coś patrolują. Czuję się osaczona, może zachowują się jak obrońcy? Za których towarzystwem zwykle nie przepadam, nie lubię kiedy ktoś ciągle ma na mnie oko. Tym razem poczułam woń która zbytnio nie przypadła mi do gustu, nie należała do żadnego z moich członków. Była zupełnie obca, czułam że się zbliża i mnie obserwuje. Odwróciłam się i już widziałam Zoltan'a rozmawiającego z jakąś gepardzicą. Hmm może to przyszła członkini. Wstać i podejść czy zostawić ich samych. Może tylko przechodzi ? Oczywiście że chciałabym żeby stado się powiększyło ale trzeba uważać kogo się do niego zaprasza. Każdego dołączającego mam na oku przez kilka dni, próbuję go poznać. Lecz nie z każdym mi wychodzi. Niektórzy mają trudny charakter, nie mają chęci na rozmowę . Hahahaha-ale kto odmówi Alfie? Nie, raczej się nie wywyższam nie potrafię tak. Ciągle mam jakieś rozmyślania na temat mojego stanowiska, czy dobrze że jestem Alfą, cieszę się że mam już tyle członków. Znaleźli tutaj schronienie i to jest dla mnie najważniejsze, ale czy nadaje się na to stanowisko. Czy podołam? No jasne...lecz ciągle będę się zastanawiała znając życie. Odwróciłam głowę, gepardzicy już nie było a do mnie podchodził Zoltan.
-Alfo...
Zaczął ale ja mu przerwałam w trybie natychmiastowym wstając raptownie:
-Wolę Czika.
Zaśmiałam się przy tym cichutko, wiedząc że dla Niego to taki jakby zaszczyt.
-Too...Cziko była tutaj pewna gepardzica jednak odeszła tak szybko jak się pojawiła.
Zameldował, ja skinęłam głową i wstałam. Nie chciałam tutaj siedzieć...musiałam się przejść. No i wtedy właśni trafiłam na Hadesa który chciał przemknąć niezauważony, jednak mu się nie udało. Ponieważ spojrzałam na niego zawadiacko, czekając aż się odezwie.

(Hades?)

✐ 604 słowa
+ 15 SK

Od Armor King'a-C.d. Reiko

Od kiedy tutaj należę, właściwie od niedawna. Byłem i jestem jednym z pierwszych członków Stada Adamantium, które szczyci się wielkimi terenami otulonymi nutką magii. W końcu bez niej świat byłby całkiem szary...jak Ci ludzie co żyją gdzieś daleko od tego stada. Jak poszła rozmowa z Alfą, poszło łatwo i dość gładko. Raczej nie miała jakichś tam przeciwwskazań wobec mojej osoby. Cieszyłem się z tego, lecz tylko dlatego iż dostałem posadę godną mnie jak i mogę w każdej chwili awansować. Taa, może nie jest to takie łatwe ale będę się starał. O co dokładnie chodzi? Przypisano mi stanowisko wojownika, pasuje do mnie jak ulał. Można nazwać to moim przeznaczeniem, od małego uczyłem się tego rzemiosła. Wolne jest jeszcze wyższe stanowisko-Dowódca Wojowników, jak i jego zastępca. Mam zbyt władczy charakterek by być jedynie szarym soliderem który zginie na wojnie. To niedopuszczalne w tym przypadku, bo raczej nie da się mnie tak szybko wykończyć. Nie, nie powiedziała mi tego moja podwyższona pewność siebie, ani odwaga która zwykle porywa mnie do różnych rzeczy. Nawet do takich których wykonanie jest wręcz niemożliwe. No ale czy lew może latać? No właśnie...świat się zmienia a razem z nim my. Od rana obserwuje tereny stada które są dość niezwykłe, no Czika znalazła sobie niezły kawał ziemi. Dzikiej ziemi, na której człowiek nie postawił i nie postawi stopy. Chodząc tak wyczułem żarełko, westchnąłem głośno i napiąłem mięśnie gnając w kierunku zapachu. Mmm tym razem trafiła mi się piękna sztuka, zebra która zajadała się trawką nie mając pojęcia co ją za chwile czeka. Nie sądziła zapewne że te chwile będą jej ostatnimi  Był to silny ogier, ale co to dla mnie? Mogłem go wziąć z zaskoczenia, lecz wygrało spontaniczne podejście do polowania. Które okazało się bardzo skuteczne, wyskoczyłem z krzaków i machnąłem raz skrzydłami. Już byłem przy szyj ogiera, kiedy on zaczął uciekać. Zaśmiałem się i złapałem go za ogon po czym wyszeptałem: ,,Dobranoc'' i zacisnąłem szczęki na jego tchawicy. A z tego już nie da się wyjść cało. Zacząłem się zajadać smacznym czarno-białym koniowatym. Po konsumpcji zostały kopyta które gryzłem sobie kiedy chciałem wzmocnić szczęki. Oblizałem się i zacząłem szukać miejsca do treningu, takiego w miarę zacisznego. Chwila! A czy ono musi się znajdować na ziemi? Może połączę niebo z ziemią-a choć dziwnie to brzmi pomysł wcale nie był głupi. Jednakże na początek postanowiłem znaleźć coś w lesie, a może pod ziemią? Bez toru przeszkód dla mnie ani rusz, ale tego dnia musiałem jakoś to sobie rozplanować. Przez jakiś czas biegałem po terenach odbijając się o drzewa i kamienie. Po czym usiadłem i zacząłem gryźć kopyta zebry, później mały test wytrzymałości który odbył się poprzez przewalanie sporego drzewa. Jednak później dzięki mocy osadziłem je na miejsce. Westchnąłem i poszedłem się wykąpać do jakiegoś jeziorka które nie było nie jeszcze do końca znane. Pomyślałem że szybciej wyschnę w powietrzu i wzbiłem się momentalnie. Za jakiś czas wyczułem woń pewnej samicy której jeszcze nie poznałem. Musiała być już ze stada, wskazywał na to zapach. Zdecydowanie lwica, ale co ... Spojrzałem w górę i zauważyłem ją siedzącą a raczej leżącą na chmurze. Chyba spała...a jej ogon wystawał po za jej łoże z puchu. Hej...a co będzie jeśli ...zrobię tak? Pociągnąłem ją w miarę lekko za ogon, może się wystraszyła...lecz to nie jest teraz ważne. Przeleciała przez biały puch zwany chmurą  i leciała ku dołu, czekało ją twarde lądowanie. Doskonale wiedząc że musiała jakoś znaleźć się na tej chmurze wcale po nią nie leciałem. Zastanawiało mnie jednakże czemu się tak wydzierała...Hahha. Zabawne! Dusiłem w sobie śmiech patrząc na jej minę jak i zerkając kątem oka na chmurę z której niedawno wyleciała. Nieznajoma chyba wiedziała co to poczucie humoru ponieważ śmiała się sama z siebie, właściwie skąd mogłem wiedzieć że ten obłok jest taki lichy? Podleciała do mnie, nie miała skrzydeł ale czułem ich obecność. Jakby były zrobione z powietrza...
-Fajnie się leciało?
Podniosłem brew do góry z chytrym uśmieszkiem. Miałem nadzieje że lwica nie będzie mi miała tego za złe, pytania jak i czynu którego się dopuściłem. Jednak muszę się przyznać że było warto! No i tak się zaczyna moja obecność w Stadzie Adamantium...

(Reiko?)

✐ 681 słów
+15 SK

Od Reiko-C.d. Whites

Lwica nagle wpadła w jakiś szał i chciała mi wyrządzić krzywdę, jednak sprawnie unikałam jej ataków. Z początku nie wiedziałam w ogóle co się z nią działo. Potem jednak samicy przeszedł szał i opadła z sił, kładąc się na trawie.
- Wybacz - rzekła cicho.
Podeszłam do niej bliżej. Ta podniosła tylko na mnie wzrok.
- Nic się nie stało - uśmiechnęłam się lekko i pomogłam lwicy wstać. - Chodź - dodałam dając się o mnie oprzeć.
Samica niechętnie przystała na moją pomoc, jednak to zrobiła. Zaprowadziłam ją do mojej jaskini, a następnie kazałam jej się położyć na skórze, którą kiedyś przyniosłam do jaskini. Jest bardzo mięciutka i wygodna. Co prawda nie jest tak wygodna jak obłoki, ale też można sobie na niej odpocząć. Samica nie była za tym pomysłem. Nie chciała się narzucać, ani nic w tym rodzaju, jednak w końcu ją namówiłam i położyła się na posłaniu. Słyszałam, że jakby odetchnęła z ulgą, kiedy zległa na łożu. Uśmiechnęłam się lekko i udałam do wyjścia.
- Gdzie idziesz? - usłyszałam cichy głos.
- Nie martw się o mnie. Idę coś załatwić, a ty możesz tutaj przenocować - powiedziałam i opuściłam swoją jaskinię w pośpiesznym tempie.
Nie chciałam, aby lwica znów się ze mną "kłóciła" o to, czy nie nadużywa gościnności. Jesteśmy kotami, musimy sobie pomagać! No... znaczy ten... przynajmniej moja optymistyczna dusza tak uważa... cóż, a sprawa, w której wyszłam, dotyczyła mojego dalszego snu. Tak, wiem - dziwne, ale chciałam dać samicy nieco prywatności, bo w końcu jej nie znam i nie wiem czy czułaby się wygodnie z moim towarzystwem... pewnie nasunie się stwierdzenie, że to przecież moja jaskinia i to ona powinna się dostosować. O nie, ja tak na to nie patrzę. Cieszę się, że mogłam jej pomóc, a zwykle dobro czyjeś stawiam wyżej niż swoje.
Od razu po wyjściu wzbiłam się w powietrze i udałam na najbliższy obłoczek. Wylądowałam na nim i ułożyłam wygodnie.
Rano, gdy otworzyłam powieki, spostrzegłam, że znajduję się w zupełnie innym miejscu. Zapomniałam, że chmury pod wpływem wiatru się przemieszczają... no ale teraz już nic nie zrobię. Powoli wstałam i otrzepałam się. Następnie poleciałam w "pod prąd" rozwalając wszystkie napotkane chmurki. Kiedy wreszcie z góry dostrzegłam moją jaskinię, wylądowałam w pobliżu i zajrzałam do jej środka.

Whites?

✐373 słowa
+10 SK

Od Reiko (do Apollo)

Tego dnia obudziłam się dość wcześnie. Jak zwykle zaczęłam od odpowiedniego treningu, dlatego udałam się do lasu, aby tam nieco poćwiczyć. Po udanych ćwiczeniach zachciało mi się pić. Udałam się więc do najbliższego zbiornika wodnego, aby tam zaspokoić pragnienie. Kiedy już to zrobiłam, udałam się do górnej części naszych terenów. Wzbiłam się w powietrze i spędziłam w chmurach trochę czasu. W pewnym momencie znalazłam mojego towarzysza, który jeszcze spał. Podleciałam bliżej, a następnie usiadłam na chmurce, na której sobie spoczywał. Wpatrywałam się w niego przez chwilę, po czym samiec nagle się obudził. Kiedy mnie zobaczył, tak jakby się do mnie uśmiechnął, po czym przeciągnął się leniwie i przewrócił na drugi bok, przez co był tyłem do mnie. Mimo mojej początkowej wielkiej chęci na spędzenie trochę czasu z towarzyszem, postanowiłam odpuścić i dać mu się wyspać. Zleciałam więc na ziemię i powędrowałam przed siebie, tak bez celu po prostu.
Łapy zaprowadziły mnie na obszerną łąkę. Cóż, w sumie to można by zjeść pierwszy posiłek w dzisiejszym dniu. Zaczęłam nasłuchiwać uważnie otoczenie i obserwować. Powoli przemieszczałam się, a kiedy zauważyłam sarnę, od razu schowałam się w wyższej trawie. Ta spokojnie skubała trawę niedaleko mnie i nagle zerwała się do ucieczki... co? No przecież mnie nie widziała, a w pobliżu nikogo nie ma... nie zastanawiając się dłużej nad powodem spłoszenia się śniadania, ruszyłam za zwierzęciem. Nie używałam przy tym moich mocy, gdyż uznałam to za zbędne, a nie byłoby zabawy, gdybym się trochę nie pościgała, jednak w pewnym momencie zorientowałam się, że coś jest nie tak. Sarna nabierała nienaturalnej dla jej gatunku prędkości. Trudno ją było dogonić, biegła tak szybko niczym gepard i kręciła się po łące, robiąc zgrabne uniki przed moimi atakami. W końcu wkurzyłam się i zmniejszyłam opór powietrza wokół ciała. W końcu dorwałam sarnę i rzuciłam się na nią, przygważdżając do ziemi i wbiłam pazury w jej boki, które zaczęły powoli krwawić. Dysząc, warknęłam jej w pysk. Dalej nie wiedziałam jakim cudem była taka szybka, a po chwili przemówiła lwim głosem:
- Nie zjadaj mnie!
Tak mnie tym zaskoczyła, że aż oderwałam się od niej i odskoczyłam na bok. Przyglądałam się jej uważnie, jednak ta po chwili zdechła.
- Matko, co to było... - powiedziałam do siebie na głos.
Wtem usłyszałam czyiś śmiech, który dochodził zza pobliskich krzaków. Pochyliłam głowę przyglądając się uważnie roślinie, zza której zaraz wyszedł dostojny samiec, a po chwili rozłożył piękne skrzydła i podśmiechiwał dalej pod nosem. Przyglądałam się uważnie jego osobie, a po chwili chyba zrozumiałam z czego miał ubaw.
- Czy to... Twoja sprawka z tą sarną? - spytałam chcąc zachować powagę, jednak moje kąciki same unosiły się do góry.

Apollo? c:

✐ 436 słów
+10 SK

Od Darcy

Gdy tu dotarłam czułam się kompletnie obco. Przecież dopiero się tu znalazłam, nikogo nie znam oprócz Alfy. Oby jakaś samica mnie zapoznała z terenami... Nie chcę żeby jakiś samiec mnie oprowadzał, zbyt się wstydzę. Zamyśliłam się siedząc pod wysokim drzewem. Nagle z drzewa na mój pyszczek spadł mi liść, otrząsnęłam się żeby listek spadł na ziemię, spojrzałam w górę i zauważyłam wiewiórkę na drzewie z którego prawdopodobnie spadł liść. Odezwałam się cichutko:
- A cóż tu robi wiewiórka? Taka samotna... Dokładnie jak ja. -
Patrzyłam nadal nad siebie obserwując rude stworzonko. Niespodziewanie wiewiórka się potknęła o gałązkę, a na szczęście mam dobry refleks i użyłam szybko mojej mocy ratując wiewiórkę przed upadkiem z drzewa. Wiewiórka patrzyła na mnie jak na Boga Powietrza, którym oczywiście nie jestem. Powoli opuściłam wiewiórkę na ziemię a ona przestraszona podbiegła do mnie i się we mnie wtuliła. Bo chwili stworzonko odsunęło się ode mnie i gestem pokazało że biegnie do swojej rodziny. Gdy rudzielec odbiegł usłyszałam nieznajomy mi dotąd głos:
- Widzę że uczynna samiczka. - to ewidentnie był samiec. Zamarłam, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie chciałam się odwracać dlatego udawałam że nic nie słyszałam idąc przed siebie. Nagle znowu usłyszałam ten sam głos.
- Gdzie uciekasz? - nadal nie odpowiadałam idąc coraz szybciej. Poczułam kogoś oddech na szyi. Wiedziałam że to był ten sam samiec. - Powiesz jak masz na imię?
- Darcy, pasuje?
- Ja jestem...


(Jakiś samiec mógłby dokończyć? C: )

✐ 233 słowa
+5 SK

Darcy!

Imię: Darcy
Pseudonim: Dars, Dar
Wiek: 3 lata
Płeć: Samica
Stopień: Początkujący
Gatunek: Ryś
Głos: RAYE
Stanowisko: Czujka dzienna
Charakter: Dars jest nieśmiała, trudno się z nią dogadać, nie lubi poznawać nowych osób. Jej przyjaciele wierzą że Darcy tak naprawdę będzie energiczną samicą i nie będzie szarą myszką, którą myśli że jest. Jest bardzo miła, ale gdy ją ktoś obrazi- zaboli ją to niemiłosiernie, ponieważ ma bardzo kruche serduszko. Ale gdy ktoś obrazi jej przyjaciół- nie ma przebacz, nie odpuści, chyba że osoba obrażana nie otrzyma przeprosin. Jest bardzo szybka i zwinna, jak jej moc wskazuje, a zwinność ma po swoich czterech braciach (Lucas, Marcus, Darius, Cyrus). Trudno ją zezłościć, dlatego rzadko można zobaczyć widok palących się drzew lub stojących w płomieniach domów. 
Żywioł: Powietrze, Ogień
Moce:

✧Dars jak jest zła potrafi wywoływać pożary co widać jak ma czerwone oczy.
✧Gdy się skupi- potrafi lewitować.
✧Potrafi zmienić się w tak jakby "Powietrznego Rysia" i być szybka jak wiatr i mało widoczna przez prędkość wiatru.
✧Dzięki powietrzu może przenieść rzeczy lub zwierzęta do 70 kilogramów.

Partner: Szuka tego jedynego!
Rodzina: 
Ojciec: Jeff
Matka: Onnie
Rodzeństwo: Lucas, Marcus, Darius, Cyrus
Młode: Brak
Historia: Dars miała wesołe dzieciństwo, ale gdy dorosła ojciec ją wygnał z domu. Przez kilka miesięcy mieszkała u jednego ze swoich braci. U Dariusa, którego wygnał ojciec 4 lata temu. Gdy u niego mieszkała nora jej brata stanęła w płomieniach. W norze był tylko Darius. Darcy myśli że uciekł, ponieważ znalazła odciski łap prowadzące do lasu. 
Właściciel: moonwolforyuki@gmail.com

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Od Alucard'a-C.d. Whites

Oblizałem pysk z krwi po czym spojrzałem na resztki swojej zdobyczy. Chyba więcej już nie dam rady wcisnąć. Leniwie przeciągnąłem się i położyłem niedaleko aby nikt mi jej nie zabrał. Wziąłem głęboki oddech po czym kładąc pysk na łapy zamknąłem oczy i postanowiłem nieco się zdrzemnąć. Udając się do krainy snów przez chwilę myślałem nad nowym celem,który nadał by mojemu życiu jakikolwiek sens.
Niestety nic nie przyszło mi do głowy i zasnąłem. Nie wiem ile spałem jednak chyba długo. Obudził mnie zapach dymu i ciepło bijące nieopodal. Otworzyłem oczy wstając leniwie i kichając czterokrotnie. Zachowałem się po czym gdy odzyskałam równowagę postanowiłem to sprawdzić.
Niezbyt pośpiesznie ruszyłem się z miejsca. Dym co chwila drażnił mój nos i oczy. Po chwili dostrzegłem jakąś postać stojącą pod płynącym drzewem. Lekko zmrużyłem oczy aby widzieć nieco lepiej. Lwica o czerwonej sierści stojącą jak wryta i czekająca na śmierć. "SAMOBÓJCZYNI"
Nie myśląc wiele teleportowałem się i pchnąłem ją nieco dalej. Kontem oka zerknąłem w górę po czym odskoczyłem.
Drzewo upadło a odłamki uderzyły lekko we mnie. Otrzepałem się po czym podszedłem do samicy.
-Jeśli chciałaś zginąć to Ci nie wyszło -mruknąłem
Kilkakrotnie zamrugała oczami po czym ocknęła się.
-Ja nie chciałam...
-Zabić się,nie wyglądało jakbyś nie chciała
-Spowodować pożaru.. trzeba to zatrzymać.
Lekko westchnąłem po czym prze teleportowałem się na skraj lasu. Oparłem przednie łapy i drzewo i pozwoliłem kilka z nich przepychając tak aby zrobić z nich zaporę. Po chwili znowu zjawiłem się obok lwicy.
-Jak Ty ?
-Nie pytaj,lepiej chodź
Ruszyliśmy przed siebie nagle lwica upadła.
-Ej żyjesz
Westchnąłem po czym zarzuciłem ją sobie na grzbiet. Wybiegłem z lasu po czym położyłem ja w oddali na ziemi. Usiadłem i patrzyłem jak ogień ustępuje aż w końcu to co musiało spłonęło Ale nie przedostało się dalej. Usłyszałem jak samica kaszle i zerknąłem na nią.
-Śpiąca królewna się obudziła
-Gdzie ja jestem kim Ty jesteś?
-Jesteś bezpieczna .. a ja cóż śmiało mogę nazwać się bohaterem.
Przewróciła oczami i zerknęła z niedowierzaniem
-A tak serio
-Alucard a Ty
-Whitnes ..masz coś związanego z Draculą ?
- Czemu pytasz
-Twoje imię od tyłu..
-No fakt .. to moja tajemnica
-Jesteś z jakiegoś stada ?
-Nie a co ? Jest tu coś ? - mruknąłem

(Whites?)

✐ 369 słów
+10 SK





Alucard!

Imię: Alucard
Pseudonim: Torso
Wiek: 5 lat
Płeć: Lew
Stopień: Początkujący
Gatunek: Lew
Głos: Red
Stanowisko: Wojownik
Charakter: Alucard walczy ze szczególnym okrucieństwem oraz szaleństwem, upokarza i niszczy przeciwników w drobny mak. Jednakże nie można powiedzieć, że nie ma w nim ani krzty moralności - jest w stanie czasem nawet uronić łzę. Alucard jest bardzo egoistyczny i arogancki ze względu na swoją potęgę. Zazwyczaj patrzy z pogardą na swoich przeciwników i w ten sposób też się do nich zwraca. Często pozwala im na zadanie sobie (pozornie) śmiertelnych obrażeń. Alucard z reguły nie zabija w zwykły sposób oponentów - on ich po prostu niszczy. Jednakże nawet mimo jego niesamowitych mocy, Alucard daje się czasem zaskoczyć, głównie przez swoją arogancje. Alucard jest także zdolny do czułości i przywiązywania się do innych, jednak mimo wszystko stara się ukrywać swoje uczucia. Jest tajemniczy i niezbyt rozmowny. Wydaje się być niezadowolony z życia, jednak to tylko pozory. Czasem lubi po prostu nacieszyć się w samotności pięknem, które go otacza. Nie często się uśmiecha, a podobno gdy on się cieszy, to wraz z nim cały świat. Ma ogromne poczucie humoru i gdy go najdzie ochota na żarty i wygłupy, jest po prostu nie do zniesienia.
Żywioł: Czarna magia
Moce:
✧Zaawansowana regeneracja
✧Przenikanie przez obiekty
✧Manipulacja cieniem
✧Zmiennokształtność
✧Teleportacja
Partnerka: Z nim nigdy nic nie wiadomo!
Rodzina: Nie chce o nich pamiętać
Młode: -
Historia
: Alucard urodził się jako drugi z pośród piątki rodzeństwa. Ma trzy siostry i starszego brata. Nie wiedzieć czemu, zawsze był tym złym dzieckiem. Rodzice i rodzeństwo odtrącali go traktując jak powietrze. W stadzie jako roczny lew był traktowany jak worek treningowy. Pewnego dnia miał dość - odszedł ze stada. Na swojej drodze spotkał magiczną istotę. Powiedzmy, że wyglądała jak człowiek, jednak na pewno nim nie była. Przy boku tej istoty spędził trzy lata, a potem powrócił do starego stada zemścić się. Zabił wszystkich z ogromnym okrucieństwem i satysfakcją. Zrównał ich z ziemią po czym ruszył dalej jak opętany głosić swoje imię jako jednego z najpoważniejszych i okrutnych wojowników. Dotarł do tego stada i postanowił przez jakiś czas zostać.
Właściciel: Bad Boy

Od Chary (Do Blue)

Postanowiłam dzisiaj zwiedzić większość terenów stada. Zajęło mi to dobrych kilka godzin. Teraz byłam na polanie, tuż obok strumyka, który przez nią przepływał. Usiadłam pod płaczącą wierzbą i otuliłam łapy ogonem. Ziewnęłam cicho. Odkąd tu przybyłam w ogóle nie spałam. Chyba przydałaby mi się drzemka. Rozejrzałam się - do lasu było spory kawałek, a jedyne drzewo, które rosło dość blisko to była wierzba pod którą siedziałam. Nie lubiłam jam czy jaskiń, wolałam spać pod otwartym niebem. Lub pod drzewem. Położyłam się. Zaczęłam wpatrywać się w taflę wody. Było tak spokojnie...
Przypomniało mi się, że wierzby były ulubionymi drzewami Hishio. Opowiadał o wielu legendach z nimi związanych. Gdy mówił o rzeczach, które go interesowały mówił o tym z taką pasją... Trudno było uwierzyć, że zwykle nie odzywał się wcale. Tęskniłam za nim. I za Reiem. To moja wina, że nie żyją. Gdyby nie ja... Oni...
- Przestań! - fuknęłam do siebie.
Na drzewie obok mnie było widać ślady moich pazurów, które zostawiłam gwałtownie ruszając łapą przy wstawaniu. Zrobiło mi się trochę szkoda rośliny, która przecież nic mi nie zrobiła. Po prostu tutaj rosła.
Westchnęłam. I tak na pewno teraz nie zasnę. Nie ma po co się starać. Postanowiłam iść na polowanie. Ruszyłam bardziej ku centrum polany, licząc, że znajdę coś do zjedzenia. Rozglądałam się uważnie i w końcu moim oczom ukazał się dość duży zając, nie zdający sobie sprawy, że ktoś go obserwuje. Zabawne. Ja, która nie mruga nawet przy brutalnym mordowaniu swoich wrogów, miałam wyrzuty sumienia kiedy miałam zabić jak najszybciej bezbronne zwierzę. Było mi go żal. Trochę paradoks.
Zaczęłam się skradać. Miałam to zrobić z zaskoczenia, tak szybko by nie zauważył. Kiedy byłam już bardzo blisko... Nawiedziło mnie wspomnienie...
"Poczułam ogromny ból kiedy jedna ze zjaw rozdarła pazurami mój bok. Ledwo stłumiłam krzyk. Upadłam. Złe duchy od razu postanowiły skorzystać z okazji. Cała masa rzuciła się na mnie. Ale Hishio był szybszy. Osłonił mnie, przez co wszystkie zaatakowały jego. Za nim zdążyłam cokolwiek zrobić poczułam, że coś pociągnęło mnie do tyłu.
- Szybko - zrzucił Rei.
Obydwoje wiedzieliśmy, że już po naszym przyjacielu. Nie miał szans. Był świadomy tego co robi. Nie mogliśmy pozwolić by jego poświęcenie poszło na marne. Zaczęliśmy uciekać. I wtedy odezwała się moja rana. Traciłam dużo krwi i biegłam wolniej.
- Chara! - krzyknął mój brat widząc jak prawie się wywracam.
- Nie nadążam za tobą. Musisz iść sam, Rei.
- Oszalałaś?! Nie mam zamiaru cię zostawić. Jesteś dla mnie najważniejsza!
- A ty dla mnie Rei! Nie ma sensu byśmy umierali oboje! Zatrzymam je jak długo będę mogła. Ty w tym czasie będziesz już daleko.
- Nie ma mowy!
- Rei proszę...
Zjawy dogoniły nas. Było za późno."
- Nie! - krzyknęłam.
Zając, na którego polowałam wystraszył się i uciekł w bardzo szybkim tempie. Nawet nie próbowałam go gonić. Byłam rozjuszona.
- Ukaż się! - warknęłam wściekła.
Usłyszałam chichot. Po chwili przede mną zmaterializowała się zjawa pod postacią lisa. Jak każda zjawa miała neonowy kolor, który świecił w nocy. W tym przypadku oczoj**nie zielony. Wielkie różowe oczy wpatrywały się we mnie. Słodki z początku, kpiący uśmieszek przerodził się w demoniczny nienaturalnie szeroki uśmiech. Puchate futro najeżyło i wyglądało jak kolce. Ostre jak brzytwa zęby wystawały za pysk.
- Zdychaj! - jego głos brzmiał jakby naraz mówiły osoby o zupełnie różnym od siebie głosie.
Ruszył do ataku niezwykle szybko. Ale byłam już do tego przyzwyczajona. Stworzyłam między nami barierę. Nie zdążył wyhamować. Uderzył o nią z impetem. Zniknęłam ją, by nie tracić energii. Błyskawicznie wstał i zaatakował ponownie. Tym razem trafił zębami w powietrze, bo teleportowałam się tuż za nim. Przywołałam dziewięć noży, i posłałam w jego kierunku. Trafiło trzy, resztę udało mu się uniknąć. Kiedy zorientowałam się, że jest bardzo blisko było już trochę za późno. Zacisnął zęby na moim karku. Nie wiele myśląc przywołałam katanę, której siła uderzenia była tak silna, że zwaliła zjawę ze mnie i przygwoździła do ziemi. Jednak mimo ran, dalej próbował mnie zaatakować. Pojawiłam jeszcze jedną katanę. Kiedy otworzył pysk starając się mnie ugryźć, posłałam mu ją prosto do gardła. Momentalnie zamienił się w proch. Cała walka nie trwała nawet z minutę. Odetchnęłam z ulgą. Zaczęłam odchodzić gdy zauważyłam, że rozmazuje mi się obraz. Świetnie. Musiałam akurat trafić na zjawę, która była jadowita. Ale czułam, że trucizna nie jest zbyt silna. Musiałam się napić. Zawróciłam w stronę strumyka. Dostałam okropnego bólu głowy i zdawało mi się, że droga, którą musiałam przemierzyć była co najmniej dwa razy dłuższa niż w drugą stronę. W końcu jednak udało mi się doczłapać do wody. Zaczęłam powoli pić by ugasić pragnienie.
- Hej! Nic ci nie jest? - uszyłam czyjś głos.
Odwróciłam się. Nie daleko mnie stał irbis z pięknymi niebieskimi oczami.
- Czemu pytasz? - mruknęłam nie za bardzo przytomna.
- Masz cały kark w krwi... Nazywam się Blue. Jestem medykiem. Mogę ci pomóc - w jego głosie usłyszałam troskę.
Pokręciłam głową.
- To nic takiego. Nie potrzebuje pomocy.
Wolałam nikogo nie mieszać w moje sprawy. To mogło nie skończyć się dobrze. Zaczęłam odchodzić.
- Ale... - próbował mnie zatrzymać.
Zanim zdążyłam odpowiedzieć poczułam, że kręci mi się w głowie. Upadłam. Szlag. Chyba ta trucizna była trochę mocniejsza niż myślałam... Straciłam przytomność...

<Blue?>

✐ 859 słów
+20 SK

Od Luny

Pierwsza dni w stadzie. W sumie to sama się zastanawiam po co ja dołączyłam do stada nie lubię kiedy ktoś mi wydaje rozkazy i nie przejmuje się zbytnio moim zdaniem, ale nic dołączyłam to dołączyłam może znajdę przyjaciół a nawet kogoś więcej. Wypadało by zapoznać się z nowymi terenami, to idę na spacer. Zaczęłam iść przed siebie i obserwować wszystko co jest do około mnie. Samej to tak trochę dziwnie zwiedzać nowe tereny nawet nikt mnie nie oprowadzi ani nie poda nazw terenów, jakoś nie zbyt się tym przejmowałam i szłam spokojnie przed siebie podziwiając widoki które mnie otaczały. Idąc tak od kilku minut poczułam czyjś zapach który przyniósł wiatr. Nie przejmowałam się tym bo byłam na terenie stada i tu było pełni innych kotów więc to nic dziwnego, więc bez zbędnych rozmyślań ruszyłam w dalszą część mojej drogi. Przemierzając z każdą minutą część drogi usłyszałam czyjeś kroki podążające z mną. Nie odwracałam się ale byłam gotowa do walki, czekałam cierpliwie i szlam dalej w pewnym momencie uniosłam się szybko w powietrze i zauważyłam za sobą jakąś postać i wylądowałam przed nią.
-Witaj- powiedziałam patrząc na nieznajomego a on patrzył na mnie ze zdziwieniem.

<Ktoś?>

✐ 194 słowa
+5 SK

Od Whites-C.d. Reiko

Gdy poczułam uderzenie od ziemi, lekko uspokoiłam się. Spoglądałam na nieznaną mi postać, była tak szybka że nie ogarniałam ją wzrokiem. Skumałam iż to lwica.. ale co ona tu robiła. Nie minęło długo jak poczułam fale deszczu. Łapą wytarłam pyszczek by otworzyć oczy, natomiast samica podeszła... Olałam jej pytanie i rozejrzałam się dookoła... tyle zniszczeń.. tyle zwierząt umarło..
-Dlaczego... - cicho powiedziałam.
-Hm? Słucham? - spytała spokojnie. Ja podniosłam swe ciało i otrzepałam z wody, smutno zerkałam na prawo i lewo, delikatnie robiąc parę kroków do przodu. Milczałam układając słowa w głowie.
-W porządku wszystko? - zapytała kolejny raz podchodząc do mnie.
-nie... - cichutko szepnęłam.
-Słucham? - nie usłyszała. Ja po chwili uroniłam łże , a gdy mocno ścisnęłam powiekę, poczułam narastające tętno. Moje metaliczne moce poruszały skałą sprawiając stopienie oraz podatność na zmiennokształtność. Wytworzyłam z tego maskę metaliczną która chroniła głowę, oko metaliczne zaświeciło się czerwonym brzaskiem natomiast szczęka miała o wiele większe i ostrzejsze kły. Odwróciłam się gwałtownie do samicy szarżując na nią z zębami.
-Krew! - wykrzyczałam ciągnąc słowo dopóki nie zacisnęłam szczęki. Samica szybko odskoczyła.
-Nie! Nic nie jest w porządku! Jest źle! Nie widzisz tego?! - krzyczałam próbując zadać jej najgłębsze rady, po prostu ją zabić. Nie mogłam jej trafić.
-Dobrze, spokojnie - odskakiwała. Próbowała działać słownie uspokajając lecz do mnie nic nie docierało.
-Precz mi z stąd! - krzyczałam. Wpadałam z coraz to gorszą panikę. Ogień mój nie zbyt działał gdyż większość rzeczy była mokra w tym i ja. Działał teraz na mnie metal a dwóch jednocześnie nie potrafię używać. Poczułam nagle jak odbija się od moich pleców sprawiając iż ja ląduje na ziemi. Wzbiła się w powietrze.
-Złaź na dół! Dorwę cię! - krzyczałam a po chwili wypuściłam z siebie lwy ryk . Samica przymknęła uszy łapami. Powoli również i u niej traciła się cierpliwość. Natomiast u mnie siła agresji powoli słabła, nie miałam siły by odnieść łapę.
-Złaź tu.. - mówiłam już nieco ciszej. Zaczęłam się chwiać na łapach.
-Pokaż... co potrafisz - po czym upadłam na bok, czerwone światełko zgasło, oko wyglądało już normalnie, a moce metaliczne przestały działać. Miałam natomiast przyspieszony oddech z wykończenia. Znów mi odwaliło... Samica wylądowała niedaleko. Spojrzałam na nią już z spokojem i lekkim zmęczeniem. Po czym z powrotem położyłam głowę.
-Wybacz... - cicho szepnęłam.

Reiko?

✐ 380 słów
+10 SK

Od Reiko CD Whites

Tej nocy smacznie spałam. Przerzucałam się z boku na bok i śniłam jak sobie latam (a raczej skaczę) po cukrowych chmurach (chodzi oczywiście o watę cukrową, ale czy dzikie koty wiedzą co to jest? xD). Oprócz tego zajadałam się słodkimi obłokami. Nagle jednak usłyszałam dźwięk jakby palącego się drewna. Rozejrzałam się w około, a już po chwili chmury zaczęły płonąć... ej, chwila... coś mi tu nie pasuje. Dźwięki się nie zgadzają. Szybko wyrwałam się ze snu i gdy powróciłam do rzeczywistości, zerwałam się nagle. Co prawda miałam otwarte oczy, jednak  jeszcze dalej spałam. Z powodu szybkiego powstania, zakręciło mi się w głowie i miałam mroczki przed oczami. Oparłam się o ścianę jaskini i przeczekałam parę sekund. Kiedy dolegliwości ustały, szybko otrzepałam się i wybiegłam z jaskini.
Niedaleko ujrzałam pożar, moje źrenice momentalnie się zwężały i używając mocy, dobiegłam w parę sekund na miejsce. Kiedy już się tam znalazłam, ujrzałam parę krzewów i drzewo, które stały w płomieniach. Naprzeciwko stała lwica, która miała piękne umaszczenie, jednak to nie był czas na podziwianie jej futra! Szybko zerwałam się, kiedy drzewo zaczęło się walić prosto na kocicę, a ta nie reagowała. Podbiegłam do niej i popchnęłam mocno na bok. Upadła w miejscu, gdzie nie zagrażało jej niebezpieczeństwo, a teraz ja byłam na jej miejscu. Nie mogłam użyć energii, gdyż mogła ona pomóc ogniu się rozprzestrzenić. Działać trzeba było szybko, bo życie było mi miłe. Wbiłam pazury w ziemie i skierowałam wzrok na walące się drzewo. W ostatniej chwili odepchnęłam je mocnym podmuchem. To jednak nie wystarczało. Trzeba było jeszcze ugasić ogień, który zaczął się rozprzestrzeniać. Moje moce tutaj by nie pomogły. Oba żywioły mogły rozprzestrzenić ogień, jednak... nagle przypomniało mi się o małym zbiorniku wodnym niedaleko. Dotrzeć tam, zabrać całą wodę, wrócić i ugasić ogień w mniej niż 10 sekund mogłam tylko ja. Za pomocą latania oraz mocy dodatkowej prędkości, byłam w stanie to zrobić. Wodę "zapakowałam" do wytworzonej przeźroczystej kuli energii i przeniosłam ją nad płonący obszar lasu. Kiedy nakierowałam kulę w dobre miejsce, przebiłam ją niczym bańkę, a ciecz ugasiła cały obszar, który stał w płomieniach. Powoli zleciałam na dół i dostrzegłam jeszcze małą gałązkę, która się paliła. Postanowiłam to ugasić łapą, jednak wkrótce przekonałam się, że to był błąd. Co prawda już się nic nie paliło, ale oparzenie zaczęło strasznie piec i machałam łapą we wszystkie strony. Na koniec potraktowałam ją zimnym podmuchem i stanęłam na podmokłej trawie. Łapa od razu zaznała ukojenia, a oparzenie nie szczypało. Uniosłam wzrok na lwicę, która przyglądała się całemu zajściu. Odchrząknęłam ogarniając się i wyprostowałam. Podeszłam do nieznanej mi kocicy i wyciągnęłam głowę uważnie się jej przyglądając.
- Nic Ci nie jest? Jesteś z poza stada? - zadałam dwa pytania czekając nieruchomo na odpowiedź.

Whites?

✐ 437 słów
+10 SK

Od Whites

Przemierzałam polany ciemną nocą, widząc wszystko dookoła. Nawet tu tętniło życiem, może nie takim jak za dnia jednak miła atmosfera. Nie sprawiało to jednak uśmiechu na mym pyszczku, czułam tylko delikatną skruchę w duszy. Usłyszałam przy prawym uchu coś bzyczącego, szum się nasilił z ułamkiem sekundy a mimo to już agresja mi puściła. Otworzyłam pysk tworząc obrotowy rzut ogniem. Spaliłam wszystkie owady w tym piękne świetliki w przeciągu kilku sekund, długie oddechy przeciskały się przez zaciśnięte zęby. A gdy kątem oka zauważyłam iż całkowicie ogień nie zniknął zerknęłam na podpalonej krzaki, które wcale nie miały ochoty się zgasić.
-O nie nie.... - mój gniew z pyska spadł pozostało smutek. Próbowałam jak najszybciej zgasić brzemię, las może i nie był duży ale miał wiele żyjących stworzeń w swym. Łapą gasiłam płomienie lecz szybciej się rozprzestrzeniał. Lekko spanikowałam, juz nie wiedziałam co mam robić, zwłaszcza gdy zabójczy płomień pochłoną korę drzewa mknąć ku górze rozświetlając noc. Spoglądałam na to jak winna zdarzenia, wiedziałam że jestem tylko zaiste złą boginią która potrafi niszczyć każde środowisko jakie napotka. Poczułam łże w prawym oku, lewe nie było skłonne do płaczu. Gdy widziałam iż drzewo powoli się stacza, stałam nieruchomo. Nie mogłam się ruszyć, już wiedziałam iż będzie bolało dlatego tuż przy uderzeniu zamknęłam oczy i zacisnęłam zęby.. nagle poczułam uderzenie w bok i mocny wiatr który czułam na skórze poprzez futerko...

Ktoś? 

✐ 226 słów
+5 SK

Od Apollo i Hadesa


---Perspektywa Apollo---
Stałem na sporej górce i z zaciekawieniem przyglądałem się rozległym terenom widocznym ze wzgórza. Wiatr mierzwił moją okazałą grzywę. Przestąpiłem zniecierpliwiony z nogi na nogę, w oczekiwaniu na Hadesa, który zaszył się gdzieś z tyłu. Niespodziewanie poczułem lekkie uderzenie w bok. Odwróciłem się i tym samym popatrzyłem w jasne oczy mojego przyjaciela. Uśmiechnąłem się zawadiacko.
-Kto pierwszy na dole? - rzuciłem radosnym głosem.
Hades nie wydawał się przekonany i dalej stał obok z ponurym wyrazem pyska. Opuściłem łeb, pewien, że wyścig się nie odbędzie, gdy nagle mój przyjaciel ruszył galopem, jednocześnie łapiąc mnie za skórę na karku i ściągając w dół. Nie spodziewając się takiego zwrotu akcji, potknąłem się i upadłem.
-Ślamazara! - usłyszałem głos Hadesa, który już biegł długimi susami w dół. Momentalnie się podniosłem i śmiejąc się głośno również zacząłem biec. Rozpędziłem się najmocniej jak mogłem i z pełną prędkością wpadłem na Hadesa. Razem, jako plątanina łap, ogonów i futra sturlaliśmy się aż do podnóża górki. Leżałem jeszcze na ziemi, zanosząc się śmiechem, a Hades wstał i otrzepał się z trawy.
-Mały dzikus z ciebie, młodziaku - rzucił miłym tonem, a przez chwilę na jego pysku dostrzegłem jakby ojcowską dumę.

-----Perspektywa Hadesa-----
Gwałtownie otrzepałem się z trawy, która po tej przygodzie przyozdobiła moje futro. Przeciągnąłem się, jednocześnie ryjąc swoimi ostrymi jak brzytwa pazurami w ziemię. Apollo, potężny, masywny samiec leżał na ziemi i turlał się ze śmiechu niczym kilkutygodniowy kociak. Popatrzyłem się na niego z uczuciem. Traktowałem go jako przyjaciela, ale jednocześnie czułem, że poniekąd zastępuję mu ojca.
-No, wstawaj śpiochu! - ostrożnie pacnąłem go łapą w nos, a samiec odpowiedział kichnięciem.
Po kilku sekundach podniósł się. Był cały w gałązkach, liściach i trawie, ale najwyraźniej nieszczególnie mu to przeszkadzało. Razem poczłapaliśmy dalej przed siebie. Otaczał nas lasek, który gęstniał z każdym metrem, który przeszliśmy. Słyszeliśmy głośne śpiewy ptaków, które, jak to one na wiosnę latały podekscytowane wśród drzew. Szliśmy z Apollem bok w bok, niemal ocierając się wzajemnie o barki. Czułem czyjąś obecność, lecz na razie nie powiedziałem o tym mojemu towarzyszowi. Lekko przysunąłem brzuch do ziemi, zginając łapy. Nagle usłyszałem dźwięk, gwałtownie obróciłem się w tamtą stronę. Apollo zrobił to samo, choć pół sekundy później. Stanęła przed nami biała samica z ciemniejszymi znaczeniami, długą grzywą i hipnotyzującymi, jasnoniebieskimi oczami.
-Witam w Stadzie Adamantium - powiedziała, a spoczywający na jej szyi naszyjnik z piórkiem zakołysał się w rytm jej słów.

✐ 395 słów
+10 SK=5 SK dla Hadesa i 5 SK na Apollo

niedziela, 27 sierpnia 2017

Ne Zha odchodzi!

Ne Zha
|3 lata|Gepard|Wojownik|-|-|Ne Zha Cukier|
|Wiatr|
Powód odejścia: Zbliżający się nawał pracy, praktyk, nauki i egzaminy.

Od Ne Zhy-C.d. Zoltan'a

Przyglądając się tak samicy przeszło mi przez myśl by zaatakować, odsunęłam tę myśl jednak. Nie wiem jakie są jej możliwości, jej siła i moc ani ile kotowatych jest wokół gotowych do pomocy. Co najmniej trzech… Odwróciłam wzrok w stronę nadchodzącego samca, trzeci. Przyjrzałam mu się uważnie. Usiadłam prosto wypinając pierś i uniosłam nieznacznie kącik ust w coś na wzór uśmiechu. Niezły… Zmierzyłam go wzrokiem od łap do czubków uszu. Całkiem przystojny, nie ma co. On odezwał się pierwszy:
-Siema. Nie należysz do stada prawda?
- Nie należę. – odparłam chłodno na powrót z kamienną twarzą i wstałam – Żegnam.
Odeszłam tracąc wszelkie zainteresowanie obecnymi kotami i terenami. Choć trochę szkoda, nie powiem.
Oddalałam się od tego dobrze prosperującego miejsca, nie potrzeba mi towarzystwa, odkąd sięgam pamięcią byłam sama, przywykłam do samotności i dobrze mi z nią było.
Westchnęłam ciężko i skierowałam swoje kroki z powrotem w stronę boru.
Może znajdę inny dom dla siebie…


✐ 154 słowa
+5 SK

*Ne Zha odchodzi.

Whites!

Imię: Whites
Pseudonim: Larixa
Wiek: Nieco więcej niż 2 lata
Płeć: Lwica
Stopień: Początkujący 
Gatunek: Lew
Głos: KLIK
Stanowisko: Strażnik
Charakter: Z racjonalnego punktu widzenia jest ciężka do opisania. Swoją naturą zaskakuję nawet sama siebie. Za młodu była wesoła i bardzo pogodna. Latała za motylami, bawiła się kwiatkami albo gałęziami. Chętnie poznawała nowe znajomości. Już może nie tak młoda ale dalej nastolatka, pełna życia postanowiła ponieść się kolejnej przygodzie. Od tamtej pory lwica stała się zimna i przepełniona nienawiścią. Nie zbyt ufna podchodzi prawie do każdego z agresją. Jeden zły ruch do jej strony może zakończyć się morderstwem lub poważnym zranieniem. Jej potencjalna nieczułość oraz wieczna depresja sprawia iż nie ma nic z czego mogła by się cieszyć, dawno nikt nie widział jej uśmiechniętej. Czas pokaże czy uda jej się wrócić do dawnego szczęścia oraz radości. Ciężko lecz czy nie jest za późno...
Żywioł: Metal i Ogień
Moce:
✧Potęgi ognia nie trzeba przedstawiać, gdyż jak każdy wie związane z nim czynniki polegają na nagrzaniu do niewytrzymałych temperatur.
✧Mało posiada kontroli nad ogniem, ale nie ma żadnych przeciwwskazań.
✧Z pyska potrafi wydobyć się czerwony płomień. Nie muszę wymieniać szczegółów.

✧ Natomiast Metal.. jest bardziej skomplikowaną metaforą.Dzięki temu potrafi przeróżne mechanizmy jak że i skały zmusić do posłuszeństwa. Pewnie myślicie skały? Przecież to ziemia... a jednak nie. Skały są zbyt twardego materiału by można było podlegać miękkiej ziemi.
✧A dzięki takiej metalowej atmosfery potrafi stopić umysłem skałę i zmienić ją w zmiennokształtną ciecz a następnie wytwarza z niej to co potrzebuje (najczęściej zbroje lub obronę) po czym zastyga w sekundę robiąc się o wiele twardsze niż skała. 
Partner: Wiadomo jak każdy pragnie czułości... tyle czy ktoś wzbudzi w niej znów uczucie szczęścia?
Rodzina: Zaginęła już zza młodu.
Młode: Nie zbyt jej się spieszy.
Historia: Od narodzin pochodziła od królestwa potęgi ognia. uwielbiała zabawę a uśmiech i radość promieniowała u niej bez przerwy. Gdy lekko dorosła... no taki wiek nastolatki, wyruszyła w poszukiwaniu zwierzyny łownej. Daleko oddaliła się od domu, mimo to wiedziała jak wrócić. Nie spodziewała się iż zza krzaków czyha na nią niemiła niespodzianka. Dwa dorosłe lwy postanowiły zabawić się z naszą bohaterką. Postała brutalnie podrapana i zraniona. Obudziła się zakrwawiona, nie mogła otworzyć lewego oka... czołgała się z małą iskrą sił. Osłabiona poprzez utratę krwi, zmuszona była wołać o pomoc. W końcu usłyszała ją stara lwica z statusem szamanki i jednocześnie pomocnej wróżki. Zapłakana lwica ledwo trzymała się z bólu schowana w jaskini. Została natychmiastowo uśpiona przez szamankę. Gdy się obudziła czuła w sobie dziwną aurę i niepokój w sercu. Potrafiła otworzyć oko które jak się okazało nie było zwykłe... Metalowa gałka oczna sprawiała czerwoną barwę. Czasami słyszy metalowy dźwięk gdy oko nabiera ostrości, jakby samo się nastawiało. Od tamtej pory Whites nie czuje szczęścia lecz smutek i pożądanie krwi. Nie ma pojęcia jak została tu zaproszona...
Właściciel: WaderaSteysi

piątek, 25 sierpnia 2017

Od Chary (Do Cziki)

Szłam powoli i ostrożnie. Wyruszyłam w drogę odkąd tylko pierwsze gwiazdy pojawiły się na niebie - przez to, że byłam sama, odrobinę obawiałam się spać w nocy  którą upodobały sobie najbardziej bezczelne i potężne zjawy. Spałam w dzień, a w nocy przemieszczałam się. Przechodziłam teraz przez jakąś polanę, a słońce zaczęło powoli wschodzić. Gdy nagle zobaczyłam sylwetkę innego geparda w trawie. Najpierw pomyślałam, że chce mnie zaatakować więc przyjęłam pozycje do skoku by zrobić to pierwsza, ale szybko zorientowałam się, że gepard spał. Westchnęłam z ulgą i podeszłam ostrożnie by przyjrzeć się mu. Była to biała gepardzica młodsza ode mnie. Zaczęłam się wycofywać by mnie nie zauważyła, ale chyba trochę się spóźniłam. Otworzyła oczy i wstała natychmiast gotowa do walki jeżąc sierść.
- Kim jesteś i co tu robisz? - spytała jednak widząc, że nie chcę z nią walczyć.
- Jestem Chara. Przepraszam, że cię obudziłam. Po prostu tędy przechodziłam nie wiedziałam, że ktoś tu mieszka - mruknęłam.
- Mieszka tu nawet całe stado - uśmiechnęła się. - Jestem Czika alfa tych terenów.
- Alfa? - trochę się zdziwiłam. Była ode mnie młodsza.
Skinęła głową.
Wzruszyłam ramionami.
- I tak zaraz z stąd znikam. Jeszcze raz sorry.
Odwróciłam się i już miałam znikać kiedy za sobą usłyszałam głos:
- Nie musisz odchodzić tak szybko!
Dogoniła mnie i stwierdziła:
- Stado nie ma zbyt dużo członków. Może chciałabyś dołączyć?
- Słucham?
Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony chciałam dołączyć, z drugiej nie za bardzo. Nie musiałabym tak bardzo przejmować się silnymi zjawami, bo one atakują raczej pojedyncze koty. Ale czy byłam gotowa na przebywanie z kim kol wiek? Byłam dość aspołeczna. Ale może...?
- Chyba to nie jest taki zły pomysł - powiedziałam zanim zdążyłam się zastanowić. Ahh za późno.
- Świetnie! Może pokaże Ci...

<Czika?>

✐ 294 słówa
+5 SK
Szablon
Karou
Royalog