Wędrowałem już od paru dni, a przed oczami nadal miałem umierającego Thomasa. Czułem, że nie pasuje do życia na wolności, jednak nie potrafiłbym wrócić do zakonu. Nie po tym jak pozwoliłem mu umrzeć. Przecież miałem go ochraniać, a tylko patrzałem jak demon z zadowoleniem pastwi się nad ciałem egzorcysty jak gdyby był workiem treningowym, a nie żywą istotą. Nie potrafiłbym nawet spojrzeć na osoby, które mnie wychowywały. Miałem wrażenie, że zawiodę ich wszystkich. Cicho westchnąłem przystając i odwracając się w stronę, z której wyruszyłem.
- Przepraszam Thomas. - powiedziałem potrząsając pyskiem.
- Nie masz za co Azrael. - usłyszałem znajomy głos i od razu odwróciłem pysk w jego stronę. W miejscu z którego dochodził głos, stał duch mojego egzorcysty. - Widocznie tak musiało być, najważniejsze teraz abyś znalazł nową rodzinę. - dodał podchodząc do mnie i położył mi rękę na pysku jak gdyby chciał mnie pogłaskać, jednak przez to, że był duchem nawet tego nie czułem. Po chwili mój dawny właściciel, a zarazem przyjaciel po prostu się rozpłynął. Lekko się uśmiechnąłem i ruszyłem dalej przed siebie szukając tego miejsca, które będę mógł nazwać domem. Wieczorem dodarłem do jakiej jaskini, czułem jednak że od dłuższego czasu krocze po terenach jakiegoś stada. Miałem nadzieję, że nie będą mieli mi za złe jak się tutaj prześpię, a może nawet by mnie przygarnęli pod swoje skrzydła. Wkroczyłem do jaskini i od razu poczułem, że jest w niej jakaś samica.
- Przepraszam najmocniej. - powiedziałem wycofując się.
< Czika? >
✐ 244 słowa
+5 SK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz