Łapy zaprowadziły mnie na obszerną łąkę. Cóż, w sumie to można by zjeść pierwszy posiłek w dzisiejszym dniu. Zaczęłam nasłuchiwać uważnie otoczenie i obserwować. Powoli przemieszczałam się, a kiedy zauważyłam sarnę, od razu schowałam się w wyższej trawie. Ta spokojnie skubała trawę niedaleko mnie i nagle zerwała się do ucieczki... co? No przecież mnie nie widziała, a w pobliżu nikogo nie ma... nie zastanawiając się dłużej nad powodem spłoszenia się śniadania, ruszyłam za zwierzęciem. Nie używałam przy tym moich mocy, gdyż uznałam to za zbędne, a nie byłoby zabawy, gdybym się trochę nie pościgała, jednak w pewnym momencie zorientowałam się, że coś jest nie tak. Sarna nabierała nienaturalnej dla jej gatunku prędkości. Trudno ją było dogonić, biegła tak szybko niczym gepard i kręciła się po łące, robiąc zgrabne uniki przed moimi atakami. W końcu wkurzyłam się i zmniejszyłam opór powietrza wokół ciała. W końcu dorwałam sarnę i rzuciłam się na nią, przygważdżając do ziemi i wbiłam pazury w jej boki, które zaczęły powoli krwawić. Dysząc, warknęłam jej w pysk. Dalej nie wiedziałam jakim cudem była taka szybka, a po chwili przemówiła lwim głosem:
- Nie zjadaj mnie!
Tak mnie tym zaskoczyła, że aż oderwałam się od niej i odskoczyłam na bok. Przyglądałam się jej uważnie, jednak ta po chwili zdechła.
- Matko, co to było... - powiedziałam do siebie na głos.
Wtem usłyszałam czyiś śmiech, który dochodził zza pobliskich krzaków. Pochyliłam głowę przyglądając się uważnie roślinie, zza której zaraz wyszedł dostojny samiec, a po chwili rozłożył piękne skrzydła i podśmiechiwał dalej pod nosem. Przyglądałam się uważnie jego osobie, a po chwili chyba zrozumiałam z czego miał ubaw.
- Czy to... Twoja sprawka z tą sarną? - spytałam chcąc zachować powagę, jednak moje kąciki same unosiły się do góry.
Apollo? c:
✐ 436 słów
+10 SK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz