wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Reiko (do Apollo)

Tego dnia obudziłam się dość wcześnie. Jak zwykle zaczęłam od odpowiedniego treningu, dlatego udałam się do lasu, aby tam nieco poćwiczyć. Po udanych ćwiczeniach zachciało mi się pić. Udałam się więc do najbliższego zbiornika wodnego, aby tam zaspokoić pragnienie. Kiedy już to zrobiłam, udałam się do górnej części naszych terenów. Wzbiłam się w powietrze i spędziłam w chmurach trochę czasu. W pewnym momencie znalazłam mojego towarzysza, który jeszcze spał. Podleciałam bliżej, a następnie usiadłam na chmurce, na której sobie spoczywał. Wpatrywałam się w niego przez chwilę, po czym samiec nagle się obudził. Kiedy mnie zobaczył, tak jakby się do mnie uśmiechnął, po czym przeciągnął się leniwie i przewrócił na drugi bok, przez co był tyłem do mnie. Mimo mojej początkowej wielkiej chęci na spędzenie trochę czasu z towarzyszem, postanowiłam odpuścić i dać mu się wyspać. Zleciałam więc na ziemię i powędrowałam przed siebie, tak bez celu po prostu.
Łapy zaprowadziły mnie na obszerną łąkę. Cóż, w sumie to można by zjeść pierwszy posiłek w dzisiejszym dniu. Zaczęłam nasłuchiwać uważnie otoczenie i obserwować. Powoli przemieszczałam się, a kiedy zauważyłam sarnę, od razu schowałam się w wyższej trawie. Ta spokojnie skubała trawę niedaleko mnie i nagle zerwała się do ucieczki... co? No przecież mnie nie widziała, a w pobliżu nikogo nie ma... nie zastanawiając się dłużej nad powodem spłoszenia się śniadania, ruszyłam za zwierzęciem. Nie używałam przy tym moich mocy, gdyż uznałam to za zbędne, a nie byłoby zabawy, gdybym się trochę nie pościgała, jednak w pewnym momencie zorientowałam się, że coś jest nie tak. Sarna nabierała nienaturalnej dla jej gatunku prędkości. Trudno ją było dogonić, biegła tak szybko niczym gepard i kręciła się po łące, robiąc zgrabne uniki przed moimi atakami. W końcu wkurzyłam się i zmniejszyłam opór powietrza wokół ciała. W końcu dorwałam sarnę i rzuciłam się na nią, przygważdżając do ziemi i wbiłam pazury w jej boki, które zaczęły powoli krwawić. Dysząc, warknęłam jej w pysk. Dalej nie wiedziałam jakim cudem była taka szybka, a po chwili przemówiła lwim głosem:
- Nie zjadaj mnie!
Tak mnie tym zaskoczyła, że aż oderwałam się od niej i odskoczyłam na bok. Przyglądałam się jej uważnie, jednak ta po chwili zdechła.
- Matko, co to było... - powiedziałam do siebie na głos.
Wtem usłyszałam czyiś śmiech, który dochodził zza pobliskich krzaków. Pochyliłam głowę przyglądając się uważnie roślinie, zza której zaraz wyszedł dostojny samiec, a po chwili rozłożył piękne skrzydła i podśmiechiwał dalej pod nosem. Przyglądałam się uważnie jego osobie, a po chwili chyba zrozumiałam z czego miał ubaw.
- Czy to... Twoja sprawka z tą sarną? - spytałam chcąc zachować powagę, jednak moje kąciki same unosiły się do góry.

Apollo? c:

✐ 436 słów
+10 SK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Karou
Royalog