środa, 27 grudnia 2017

Od Teptisa (Do Daenerys)

Oszronione cielsko Alharisa błyszczało w porannym słońcu, nie robiąc na smoku zbyt dużego wrażenia. Leżał z przymkniętymi oczami oddychając ze świstem i raz po raz uderzając swoim długim ogonem w ziemię. Przez chwilę obserwowałem go spod zmrużonych powiek i powoli wstałem wydając z siebie ciche westchnienie. Smok otworzył jedno ze swych intensywnie błękitnych ślepi i wbił we mnie spojrzenie.
-Wstawaj stary- mruknąłem pod nosem, a Alharis dźwignął się z ziemi ziewając i odsłaniając swoje długie, ostre kły. Nudziło nam się okrutnie, a oprócz leżenia i gapienia się w ziemię nie było za bardzo nic do roboty, dlatego postanowiłem trochę rozruszać kości. Wiedziałem, że smokowi również spodoba się ten pomysł i nie myliłem się, bo gdy powiedziałem mu o moim planie machnął głową i syknął odsłaniając zęby. Nauczyłem się już rozpoznawać jego emocje, mimo tego, że był moim towarzyszem zaledwie od trzech tygodni.
-Tylko gdzie byś chciał?- mi tam było wszystko jedno, gdzie się przelecimy i ufałem Alharisowi w tej kwestii. Mieliśmy podobne gusta. Smok wydmuchnął ze swych nozdrzy spory obłok zimnej pary powodując chwilowy spadek temperatury, po czym jego ogon pognał w moją stronę i owinął się wokół mojego brzucha.
-Wiesz, że potrafię latać.- stwierdziłem będąc już w powietrzu, uniesiony przez smoczy ogon. Mój towarzysz posłał mi krótkie spojrzenie i ostrożnie upuścił mnie na swój grzbiet. Czym prędzej złapałem się za lodowe kolce wystające z jego barków i uśmiechnąłem się lekko w myśli. Choć umiałem tworzyć własne skrzydła, znacznie bardziej wolałem latać na Alharisie, a on doskonale o tym wiedział. Wydał z siebie cichy syk informujący o gotowości do lotu i ruszył przed siebie szybko, krokiem przypominającym nieco styl poruszania się jaszczurki, by po chwili "płynąć" w powietrzu. Przyzwyczaiłem się do tego, że smok mimo tego, że nie posiadał skrzydeł umiał latać, lecz nadal mnie to intrygowało. Być może brało się to z tego, że miał w sobie krew chińskich smoków, które przypominał z wyglądu, a one nie potrzebowały do latania skrzydeł. Spojrzałem w dół. Pod nami przesuwały się lasy, polany, rzeki, a czasem udało mi się dostrzec członka stada, do którego dołączyłem kryjącego się wśród drzew. Mój wzrok przeniósł się na horyzont, na którym widniały potężne szczyty ośnieżonych gór. Z tego, co było mi wiadomo, nie należały one do terenów Stada Adamantium. Nie zdziwiłem się jednak, że lecimy akurat tam. Przecież właśnie w tych górach pierwszy raz spotkałem mojego towarzysza. Zbliżaliśmy się do nich z każdym ruchem ciała smoka, czując na sobie ich potęgę. Rosły w oczach majestatycznie piętrząc się na tle nieba, które powoli zasnuwały chmury. Alharis wyciągnął przed siebie szyję wypatrując wygodnego miejsca do lądowania. Temperatura była tu niska, ale zimno mi nie przeszkadzało, wręcz cieszyłem się z niego. Po paru minutach smok zaczął opadać w dół, by wylądować wznosząc przy tym tumany śniegu. Zeskoczyłem z jego grzbietu i usiadłem zamiatając nieskazitelnie biały puch ogonem. Mój towarzysz wyprostował się patrząc na mnie tymi swoimi pięknymi oczami, a ja odwzajemniłem spojrzenie kierując je prosto w jego ślepia. Po chwili po raz kolejny ujrzałem w nich obraz śnieżycy, podczas której płatki śniegu porywane przez wiatr tańczyły wokół siebie szaleńczo. Odwróciłem wzrok, a gdy ponownie skierowałem go w poprzednie miejsce ujrzałem tylko błękit.
-Pamiętasz?- spytałem mając w głowie nagranie z naszego pierwszego spotkania. Alharis skinął łbem rzucając mi spojrzenie spod oka. Gdybym tylko wiedział dlaczego spowodował mój upadek w głąb ziemi...Chwilę przed owym zdarzeniem usłyszałem smoczy ryk i nie należał on do mojego towarzysza. Czyżby mnie uratował...? Mogłem tylko snuć domysły. Nagle do mojego nosa dotarł obcy zapach jakiegoś dzikiego kota. Wytężyłem zmysły zastanawiając się czego on u licha szuka na takim pustkowiu w górach. Czy jest to wróg czy przyjaciel? Członek stada czy obcy? Nie miałem pojęcia, ale zaraz powinienem się tego dowiedzieć. Rzuciłem krótkie spojrzenie Alharisowi. Zrozumiał mnie bez słów. Uniósł się na tylne nogi i zanurkował w zaspę, a gdy jego ogon zniknął pod grubą powłoką śniegu, w powietrzu jeszcze unosił się biały puch, który po chwili opadł. Teraz nikt nie domyśliłby się, że pod ową zaspą czeka w gotowości smok. Lepiej aby na początku nie pokazywał się, skoro nie wiadomo kto był obcym. Gdyby groziłoby mi niebezpieczeństwo z pewnością usłyszałby to i mi pomógł. Póki co nie chciałem aby przybysz padł na zawał na widok ogromnego smoka. Zza zakrętu dobiegł mnie odgłos spadających kamieni i po paru sekundach wyłoniła się zza niego przedstawicielka płci pięknej będąca dzikim kotem. Obrzuciła moją nadal siedzącą osobę czujnym spojrzeniem i wydawała się lekko zaskoczona. W sumie, kto by nie był.

<Daenerys?>


✐ 740 słów
+15 SK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Karou
Royalog