Cokolwiek stało się z Shirą i gdziekolwiek się podziewała, wierzyłem, że uniknęła zagrożenia... do momentu, w którym przebiegłem całkiem długą trasę, a Shira nie dawała żadnego znaku i zaczęły dopadać mnie wątpliwości. W chwili, w której zdałem sobie sprawę z tego, że kocica może być w niekorzystnej sytuacji – lub nawet martwa – zatrzymałem się gwałtownie, sycząc wściekle. Bez wahania zawróciłem i ruszyłem z powrotem tą samą drogą, mknąc w cieniu drzew najszybciej jak umiałem. Dotarłem na miejsce, gdzie przedtem osaczyła nas sfora, jednak nie było już śladu po żadnym wilku – te mroczne stworzenia nie pozostawiły po sobie nawet zapachu. Przez chwilę na poważnie zastanawiałem się, czy aby te wilki nie były czymś niematerialnym, zupełnie jak mgła, na którą wyglądały, gdy ich sierść zdawała się rozpływać w powietrzu. Jak tak duża wataha mogła zniknąć bez śladu?, wołałem w myślach sfrustrowany.
Moje domysły potwierdziły się, gdy nie mogłem wyczuć w promieniu całych kilku kilometrów ani jednego wilka...
Jednak wyczułem krew Shiry.
Skupiłem swój umysł na zbadaniu stanu pantery i doszedłem do wniosku, że jeszcze żyła. Znajdowała się kawał drogi od mojego miejsca pobytu, i nie wyglądało na to, by się stamtąd ruszała – czyżby gdzieś była uwięziona? Matko, jednej nocy zezłościliśmy jakieś upierdliwe dziwactwa i jeszcze do tego zgubiłem swoją towarzyszkę. Też upierdliwą, ale jednak! Czy może być gorzej?!
Skupiony na lokalizacji Shiry nie zdałem sobie w porę sprawy, że coś czaiło się na mnie w krzakach. Usłyszałem gardłowe warczenie, a potem, nim jeszcze zdążyłem się odwrócić, wielkie stworzenie ryknęło i wyskoczyło zza krzaków wprost na mnie. Z okrzykiem zaskoczenia uniknąłem wielkich łap mantikory i odskoczyłem do tyłu. Warczeliśmy na siebie długą chwilę, aż w końcu rzuciłem się na stwora, uderzając z całą swoją siłą łbem o lwią głowę. Wbiłem pazury jednej łapy w jego bok, trąc jednocześnie pazurami o jego oczy. Wiedząc, że to go na chwilę oślepi oraz spowolni, nie tracąc czasu odskoczyłem od niego i popędziłem w stronę, z której wyczuwałem Shirę – musiałem się razem z nią szybko wynieść z tego lasu. Na chwilę zupełnie zapomniałem o bagnach i zdarzeniach z nimi związanymi, liczyło się tylko tu i teraz.
Nieprzyjacielski stwór siedział mi na ogonie cały czas, zdeterminowany wypędzić mnie z Mrocznego Lasu... bądź zabić, kto go tam wie.
Moje domysły potwierdziły się, gdy nie mogłem wyczuć w promieniu całych kilku kilometrów ani jednego wilka...
Jednak wyczułem krew Shiry.
Skupiłem swój umysł na zbadaniu stanu pantery i doszedłem do wniosku, że jeszcze żyła. Znajdowała się kawał drogi od mojego miejsca pobytu, i nie wyglądało na to, by się stamtąd ruszała – czyżby gdzieś była uwięziona? Matko, jednej nocy zezłościliśmy jakieś upierdliwe dziwactwa i jeszcze do tego zgubiłem swoją towarzyszkę. Też upierdliwą, ale jednak! Czy może być gorzej?!
Skupiony na lokalizacji Shiry nie zdałem sobie w porę sprawy, że coś czaiło się na mnie w krzakach. Usłyszałem gardłowe warczenie, a potem, nim jeszcze zdążyłem się odwrócić, wielkie stworzenie ryknęło i wyskoczyło zza krzaków wprost na mnie. Z okrzykiem zaskoczenia uniknąłem wielkich łap mantikory i odskoczyłem do tyłu. Warczeliśmy na siebie długą chwilę, aż w końcu rzuciłem się na stwora, uderzając z całą swoją siłą łbem o lwią głowę. Wbiłem pazury jednej łapy w jego bok, trąc jednocześnie pazurami o jego oczy. Wiedząc, że to go na chwilę oślepi oraz spowolni, nie tracąc czasu odskoczyłem od niego i popędziłem w stronę, z której wyczuwałem Shirę – musiałem się razem z nią szybko wynieść z tego lasu. Na chwilę zupełnie zapomniałem o bagnach i zdarzeniach z nimi związanymi, liczyło się tylko tu i teraz.
Nieprzyjacielski stwór siedział mi na ogonie cały czas, zdeterminowany wypędzić mnie z Mrocznego Lasu... bądź zabić, kto go tam wie.
Noc zaszła już dawno, a do tego istnie mrocznego lasu nie wpadało nawet światło księżyca, więc biegłem zupełnie na oślep, cały czas spodziewając się, że za chwilę wpadnę w jakieś drzewo. Szczęściem, nie natrafiłem na żadne przeszkody, aż do miejsca pobytu Shiry. Nie zdążyłem się nawet zorientować w terenie i przejąć faktem, że dookoła błyskały szkarłatne, złowrogie oczy wilków, bo czując oddech Mantikory na karku nie dbałem o to, czy wpadnę w same sidła wroga. Kiedy krwistoczerwone oczy błyszczały wokół w popłochu, a skomlenia i przerażone warknięcia zmieszały się ze sobą, powstał chaos.
Zdałem sobie sprawę, że stało się za spokojnie; nie słyszałem już za sobą ani świszczących warknięć, ani ciężkich kroków, tylko zmieszane ryki z ujadaniem w oddali.
— A więc dureń zajął się wilkami! — wysapałem, przystopując i łapiąc oddech w płuca. Nie zapominając o zagubionej towarzyszce chwilę potem zerwałem się, by ją odnaleźć.
Złapałem głębszy oddech, zamknąłem oczy i otworzyłem je, natychmiast wyszukując przy pomocy swojej umiejętności panterę – była uwięziona w centrum całego chaosu.
— Shira! — nawoływałem. Nie bałem się, że ktokolwiek zwróci w tej chwili na mnie uwagę, bowiem każdy z tych kundli w momencie paniki nie widział nic więcej, jak czubek własnego nosa.
— Tutaj!
Ów zguba stanęła chwilę potem przed moim nosem. Nie rozróżniałem jej sylwetki na tym ciemnym tle, jednak co do głosu nie było omyłki. Jak się okazało, kocica była jeszcze żywa, a nawet, możnaby rzec, cała i zdrowa.
— Nie mam pojęcia, co się dzieje, ale uciekajmy! — zawołała do mnie. Samica widocznie w tej chwili nie chciała niczego więcej, jak się stąd wydostać, ja za to nie zwlekałem z pytaniami:
— Co się stało, gdy odesłałaś mnie samego? Czemu to zrobiłaś? — zapytałem sfrustrowany.
Zdałem sobie sprawę, że stało się za spokojnie; nie słyszałem już za sobą ani świszczących warknięć, ani ciężkich kroków, tylko zmieszane ryki z ujadaniem w oddali.
— A więc dureń zajął się wilkami! — wysapałem, przystopując i łapiąc oddech w płuca. Nie zapominając o zagubionej towarzyszce chwilę potem zerwałem się, by ją odnaleźć.
Złapałem głębszy oddech, zamknąłem oczy i otworzyłem je, natychmiast wyszukując przy pomocy swojej umiejętności panterę – była uwięziona w centrum całego chaosu.
— Shira! — nawoływałem. Nie bałem się, że ktokolwiek zwróci w tej chwili na mnie uwagę, bowiem każdy z tych kundli w momencie paniki nie widział nic więcej, jak czubek własnego nosa.
— Tutaj!
Ów zguba stanęła chwilę potem przed moim nosem. Nie rozróżniałem jej sylwetki na tym ciemnym tle, jednak co do głosu nie było omyłki. Jak się okazało, kocica była jeszcze żywa, a nawet, możnaby rzec, cała i zdrowa.
— Nie mam pojęcia, co się dzieje, ale uciekajmy! — zawołała do mnie. Samica widocznie w tej chwili nie chciała niczego więcej, jak się stąd wydostać, ja za to nie zwlekałem z pytaniami:
— Co się stało, gdy odesłałaś mnie samego? Czemu to zrobiłaś? — zapytałem sfrustrowany.
<Shira?>
✐ 724 słowa
+15 SK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz