piątek, 31 sierpnia 2018

Od Neitrasa CD. Solaris

Kilka chwil leżałem skryty wśród wysokiej trawy, z uwagą i zainteresowaniem oglądając pumę o obcym zapachu, po którym poznałem, iż nowa samica z pewnością nie należała do Stada Adamantium. Niosła ze sobą woń samotnika, takiego, jakim i ja do niedawna byłem, nim jako pierwsza w stadzie odnalazła mnie Shira, bezsilnego i rannego.
— Kim jesteś? — zapytała nagle obca. Nie umknęła mojej uwadze jej nastroszona w nieprzyjaznym geście sierść. Wyglądała też na nieco spłoszoną, niepewną, a jej ogon drgał w lekkim zdenerwowaniu. Choć jej pewny i ostry głos nie dawał żadnych oznak strachu, po jej pełnej napięcia postawie wyczytałem, że kocica z pewnością zdawała sobie sprawę, iż przebywała na terytorium obcego stada.
Z cichym westchnieniem podniosłem się z ziemi, a wtedy puma szybkim ruchem odwróciła się, stając ze mną pysk w pysk.
Uśmiechnąłem się do niej, choć raczej nie był to jeden z dobrotliwych czy przyjaznych uśmiechów.
— Będąc w gości wypadałoby się wpierw pierwszemu przedstawić. O ile mogę cię tu za gościa uważać — dodałem z kpiącym błyskiem w oku. — Jak przekonasz mnie, że nie przybyłaś tu szpiegować? — zapytałem. — Skąd przyszłaś? Zdajesz sobie sprawę, że mocno naruszyłaś granice Stada Adamantium? — Wiedziałem, że Czika, będąc wyrozumiałą i sprawiedliwą Alfą nie ukarałaby srogo takiego występku, jednak nieznajoma nie mogła o tym wiedzieć, więc nie powstrzymałem się od wytknięcia jej: — W pewnych srogich granicach mogłoby ci to grozić śmiercią, intruzko.
Samica wyglądała przez ułamek sekundy na zmieszaną, jednak po chwili zwróciła wprost na mnie twarde spojrzenie, wzięła głęboki wdech i zaczęła:
— Na imię mi Solaris. Nie jestem szpiegiem; nie mam jednak nic na udowodnienie swoich słów, więc twoja wola, wierzyć mi czy nie. Przyszłam... z daleka, nie zamierzam zabawić tu długo.
— Na prawdę wdarłaś się tu tylko po to, by wykąpać w jeziorze? — drążyłem uparcie. — Tak bardzo zagłębiając się na nasze terytorium? — Otwierała już pysk, by mi odpowiedzieć, ale nie pozwoliłem jej na to i kręcąc z teatralną dezaprobatą oraz smutkiem głową, ciągnąłem: — Na razie dajesz mi coraz większe wątpliwości co do twojej niewinności i same powody, by cię podejrzewać. Gdyby to ode mnie zależało, przepędziłbym cię stąd bez chwili wahania, ale nie zależy – więc zaprowadzę cię do mojej Alfy.
— Rozumiem — powiedziała Solaris niechętnie kiwając głową. Nie wyglądało na to, by zamierzała sprawiać problemy po drodze, jednak kto wie? Nie wyczytałem z jej poważnego pyska chęci wyrwania się i narobienia mi kłopotów, ale tylko ona wiedziała, jakie plany tlą się już w jej łbie.
Wyminąłem ją i dałem skinięciem ogona znać, by trzymała się obok mnie i za mną podążała. Jeśli zamierzałaby uciec, gotów byłem ją ścigać, ale w razie, gdyby zdecydowała się mnie zaatakować, prawdopodobnie nie miałem prawa jej zabić. Moją czujność jednak chwilę potem stępiło głośne burczenie brzucha za mną.
Rzuciłem pumie na wpół wyrozumiałe, na wpół kpiące spojrzenie, ale prowadziłem ją dalej. Być może kocica nie przybyła na te tereny w nieczystych intencjach, a po prostu skłoniona głodem? Jak długi czas już nie jadła? Na pierwszy rzut oka nie wygląda na niedożywioną, myślałem. I skąd tak właściwie przyszła? Może wkrótce usłyszę od niej szczerą odpowiedź.

<Solaris?>
 ✐ 520 słów
+15 SK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Karou
Royalog