Wstąpiłam do jaskini przywódczyni, od razu kierując się w stronę, skąd dochodził intensywny zapach Cziki.
- Czika - zaczęłam, niezbyt oficjalnie, jako iż do moich preferencji zdecydowanie nie należały oficjalne zwroty, ani wyraźne oddawanie szacunku osobom, nawet na takowy zasługującym. - Mam do ciebie sprawę. - Widząc, że gepardzica nie była zajęta i wstała ze swojego łoża, zachęcająco kiwając głową, kontynuowałam: - Pilnie muszę pójść odnaleźć zioła lecznicze, które znaleźć mogę tylko poza naszymi terenami.
Alfa już otwierała pysk, by mi odpowiedzieć, kiedy doszła do nas woń wilka. Z niesmakiem zmarszczyłam nos. ,,Co tu robi wilk?", pomyślałam, niespecjalnie zadowolona z jego obecności w pobliżu, jednak nie dawałam tego po sobie poznać ani wtedy, gdy nieukrywająca zaskoczenia Czika spojrzała na mnie, ani wtedy, kiedy do jaskini wkroczył ów wilk. Dodatkowym zaskoczeniem było to, że u jego boku szedł samiec pantery śnieżnej. Oczywiście wszystko to wywnioskowałam jedynie po zapachu, gdyż nie mogłam ich zobaczyć, skoro oddzielała nas kamienna ściana.
- Alfo Cziko? - usłyszałyśmy głos należący do jednego z przybyszy.
- Beta sąsiedniej watahy - przedstawiła mi ów wilka szeptem Czika, nim truchtem zbliżyła się do przybyszy. Przysunęłam się ku krawędzi ściany, pozostając w cieniu, poza zasięgiem ich wzroku, podczas gdy ja miałam na nich dobry widok, mogąc z ukrycia przyglądać się poczynaniom całej trójki. Nie zmieniło to faktu, że i tak zapewne wiedzieli już o mojej obecności, o ile byli na tyle roztargnięci, by użyć swoich nozdrzy do wyłapania zapachu jeszcze jednego kota prócz Cziki.
Uniosłam jedną brew, widząc, jak przedstawiciel pantery śnieżnej z nieukrywaną dezorientacją przeskakuje spojrzeniem od Cziki do Bety jakiejś tam, najwidoczniej pozostającej w dobrych stosunkach z naszym stadem, watahy. No dobrze, może to widać, może nie, ale, przyznaję, że kryję w sobie uraz do wilków i nimi szczerze gardzę...
Basior odezwał się jeszcze, z tymi słowami przekazując panterę Czice, a po tym, jak mu podziękowała - odszedł.
- Jak ci na imię? - zwróciła się do kota przyjaznym głosem.
- Drug. - ,,Cóż, warto wiedzieć...", skwitowałam w myślach, wzdychając cicho. Chciałam jak najszybciej ruszyć na poszukiwanie tych ziół, a zmuszona zostałam marnować czas na przysłuchiwaniu się formalnościom przy rekrutowaniu nowych kotów! Poniekąd zainteresowała mnie jednak dalsza wypowiedź samca: - Ale serio... Żeby bratać się z wilkami? - ,,Oh? Czyżby z jakiegoś powodu też niezbyt przepadał za tymi zapchlonymi kłębami futra?", zadałam samej sobie pytanie.
Usłyszałam cichy śmiech gepardzicy, która zwróciła się w moją stronę i powiedziała:
- Zajmij się nim, proszę. - Po czym dodała już nieco ciszej: - Możesz go zabrać ze sobą na zbieranie ziół.
Kiwnęłam głową na znak zgody, westchnęłam cierpiętnico, ale tak, by nikt poza mną tego nie usłyszał, a następnie wyłoniłam się zza skały, podchodząc wprost przed samca.
- Drug. - Po raz kolejny usłyszałam jego imię, jednak nie zwróciłam mu uwagi na to, że nie musiał się już przedstawiać. Zamiast tego, zrobiłam to samo.
- Daenerys. A teraz... chodź za mną, będziesz mi towarzyszył poza terenami stada, później znajdziesz sobie kogoś, kto cię oprowadzi po naszym terytorium - oznajmiłam, poniekąd oznajmiając mu tym samym, że nie miałam i raczej nie będę miała ochoty pełnić roli przewodniczki i wybierać się na wycieczkę krajoznawczą. Spokój, cisza i samotność wystarczą mi do szczęścia, nie ponadprogramowe towarzystwo obcych panter śnieżnych... prawda?
<Drug?>
✐ 665 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz