— Nie myśl sobie, że sam pójdziesz, nie znasz bagien tak dobrze jak ja.
Wpatrywałem się długo w kocicę, ostatecznie wzdychając z irytacją, ale dając za wygraną.
— Zgoda! — prychnąłem. — Pójście samemu w takie miejsce mogłoby być głupotą, przydasz się, by w razie czego zwołać wsparcie — przyznałem niechętnie.
Zwróciłem zaciekawiony wzrok na potwora, przez którego otworzyła mi się ponownie rana na barku – Teraz już z pewnością powinienem udać się do medyka, jeśli chcę uniknąć zakażenia, pomyślałem. Gdybym zareagował szybciej i uaktywnił swoją umiejętność, wtedy bez problemu pozbyłbym się kłopotu. Potem jednak ten "kłopot" nie chciał już mi dać drugiej takiej szansy na skupienie się i uśmiercenie go w najłatwiejszy sposób, a więc nie obyło się bez bezpośredniej walki, z której znowu nie wyszedłem cało. Rana sprzed dwóch dni ponownie dała mi się we znaki, jednak nie narzekałem, idąc za samicą powstrzymując się od syczenia i jęków z bólu.
Spojrzałem na Shirę podejrzliwie i nie zapominając jej tego brawurowego występku, jakim się dziś popisała, atakując niebezpieczne stworzenie, ostrzegłem:
— Idziemy tam tylko, by zbadać potencjalne zagrożenie. Staramy się w razie możliwości unikać kłopotów, jasne? — Rzuciłem jej znaczące spojrzenie, jasno dające do zrozumienia, że nie podobała mi się jej lekkomyślność. Nie znałem jej, nie miałem pojęcia, czy nie okaże się na tyle szalona, by porwać się nawet na całą zgraję takich dziwnych istot...
— Masz moje słowo — odpowiedziała, kiwając z powagą głową.
— Yhm, okej — zgodziłem się, choć nadal nie do końca wierząc jej przysiędze. — W takim razie, jak daleko jeszcze do, ehm... miejsca, z którego według ciebie przyszedł ten potwór?
Shira rozglądnęła się, orientując nieco w terenie i odrzekła:
— Niedaleko. Około dziesięciu minut. Chociaż lepiej, żebyśmy ominęli Mroczny Las... — dodała z namysłem. — Nadłożymy trochę drogi, ale tak będzie bezpieczniej.
— Oooh? A co też czai się w tym lesie?
— Dużo interesujących stworzeń, ale najbardziej wobec nas wrogich — odparła. — Radzę ci, byś zapomniał o jakichkolwiek wycieczkach na ten teren.
Niedługo potem stanęliśmy przed rzędem drzew – prawdopodobnie Mrocznym Lasem? Nazwa do niego całkiem pasowała – przy którym Shira skręciła w prawo, prowadząc mnie dalej wzdłuż spowiniętego mrokiem lasu. Pozwoliłem sobie na użycie swojej mocy, tak na wszelki wypadek. Wyczułem kilka podejrzanie wyglądających stworzeń, jednak wszystkie trzymające się z dala od nas. Sięgając mocą nieco dalej, zdaje się, że aż do bagien, znów zauważyłem wiele dziwnych istot. Przez resztę drogi trzymałem się na baczności.
W pewnym momencie jakiś mały kształt poruszył się gwałtownie w górze, wśród gałęzi drzew i dzięki temu, że mogłem wyczuć go jeszcze zanim zobaczyłem, zdołałem ostrzec Shirę:
— Uważaj!
Kilka sekund później coś wystrzeliło z koron drzew i w mgnieniu oka zaatakowało mój łeb. Małe pazury wbiły mi się w pysk, a potem jedyne co widziałem, to szalenie trzepoczące ciemnoszare skrzydła oraz złowrogi dziób bezlitośnie kłujący mnie, gdzie tylko się da. Krzyczałem, przeklinałem i machałem łbem na wszelkie strony, podskakując przy tym w szaleńczym tańcu z agresywnym ptakiem na pysku. Zapomniałem na chwilę o obecności Shiry, która najwyraźniej nie przybywała mi z pomoc. Wściekle runąłem grzbietem na ziemię, starając się przygwoździć ptaszysko i dosięgnąć go pazurami, co w końcu poskutkowało, a ptak skrzecząc coś w swoim języku odfrunął. Nie zdążyłem jednak nawet złapać porządnego oddechu, gdy natrętnik powrócił z zamiarem zaatakowania ze zdwojoną siłą. Tym razem będąc przygotowany pozbyłem się go zatrzymując mu pracę serca. Być może kocica była nieco zaskoczona, gdy ptak nagle znikąd spadł na ziemię przerywając pełny lot, kiedy ja nawet go nie tknąłem – ale o to nie dbałem.
— No co? — prychnąłem rzucając Shirze spojrzenie spode łba. — Chodźmy już dalej.
— To było dziwne, prawda? — mruknęła.
— Nie, ani trochę. Na co dzień jestem zwyczajnie atakowany przez takie ch**erne ptaki — odpowiedziałem sarkastycznie, choć nie wiem nawet, czy to brzmiało tak oczywiście. Może Shira nie załapała sarkazmu i uznała mnie za prawdziwe dziwactwo.
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy, ja pozostając tak samo czujnym i rozmyślając nad wyjaśnieniem dziwnego zachowania tamtej istoty. Spoglądając na ten mroczny las zdałem sobie sprawę, że muszą w nim mieszkać naprawdę dziwne i groźne stworzenia. Fajnie byłoby kiedyś tam zawitać, pomyślałem sobie uśmiechając się pod nosem na tą myśl.
Wpatrywałem się długo w kocicę, ostatecznie wzdychając z irytacją, ale dając za wygraną.
— Zgoda! — prychnąłem. — Pójście samemu w takie miejsce mogłoby być głupotą, przydasz się, by w razie czego zwołać wsparcie — przyznałem niechętnie.
Zwróciłem zaciekawiony wzrok na potwora, przez którego otworzyła mi się ponownie rana na barku – Teraz już z pewnością powinienem udać się do medyka, jeśli chcę uniknąć zakażenia, pomyślałem. Gdybym zareagował szybciej i uaktywnił swoją umiejętność, wtedy bez problemu pozbyłbym się kłopotu. Potem jednak ten "kłopot" nie chciał już mi dać drugiej takiej szansy na skupienie się i uśmiercenie go w najłatwiejszy sposób, a więc nie obyło się bez bezpośredniej walki, z której znowu nie wyszedłem cało. Rana sprzed dwóch dni ponownie dała mi się we znaki, jednak nie narzekałem, idąc za samicą powstrzymując się od syczenia i jęków z bólu.
Spojrzałem na Shirę podejrzliwie i nie zapominając jej tego brawurowego występku, jakim się dziś popisała, atakując niebezpieczne stworzenie, ostrzegłem:
— Idziemy tam tylko, by zbadać potencjalne zagrożenie. Staramy się w razie możliwości unikać kłopotów, jasne? — Rzuciłem jej znaczące spojrzenie, jasno dające do zrozumienia, że nie podobała mi się jej lekkomyślność. Nie znałem jej, nie miałem pojęcia, czy nie okaże się na tyle szalona, by porwać się nawet na całą zgraję takich dziwnych istot...
— Masz moje słowo — odpowiedziała, kiwając z powagą głową.
— Yhm, okej — zgodziłem się, choć nadal nie do końca wierząc jej przysiędze. — W takim razie, jak daleko jeszcze do, ehm... miejsca, z którego według ciebie przyszedł ten potwór?
Shira rozglądnęła się, orientując nieco w terenie i odrzekła:
— Niedaleko. Około dziesięciu minut. Chociaż lepiej, żebyśmy ominęli Mroczny Las... — dodała z namysłem. — Nadłożymy trochę drogi, ale tak będzie bezpieczniej.
— Oooh? A co też czai się w tym lesie?
— Dużo interesujących stworzeń, ale najbardziej wobec nas wrogich — odparła. — Radzę ci, byś zapomniał o jakichkolwiek wycieczkach na ten teren.
Niedługo potem stanęliśmy przed rzędem drzew – prawdopodobnie Mrocznym Lasem? Nazwa do niego całkiem pasowała – przy którym Shira skręciła w prawo, prowadząc mnie dalej wzdłuż spowiniętego mrokiem lasu. Pozwoliłem sobie na użycie swojej mocy, tak na wszelki wypadek. Wyczułem kilka podejrzanie wyglądających stworzeń, jednak wszystkie trzymające się z dala od nas. Sięgając mocą nieco dalej, zdaje się, że aż do bagien, znów zauważyłem wiele dziwnych istot. Przez resztę drogi trzymałem się na baczności.
W pewnym momencie jakiś mały kształt poruszył się gwałtownie w górze, wśród gałęzi drzew i dzięki temu, że mogłem wyczuć go jeszcze zanim zobaczyłem, zdołałem ostrzec Shirę:
— Uważaj!
Kilka sekund później coś wystrzeliło z koron drzew i w mgnieniu oka zaatakowało mój łeb. Małe pazury wbiły mi się w pysk, a potem jedyne co widziałem, to szalenie trzepoczące ciemnoszare skrzydła oraz złowrogi dziób bezlitośnie kłujący mnie, gdzie tylko się da. Krzyczałem, przeklinałem i machałem łbem na wszelkie strony, podskakując przy tym w szaleńczym tańcu z agresywnym ptakiem na pysku. Zapomniałem na chwilę o obecności Shiry, która najwyraźniej nie przybywała mi z pomoc. Wściekle runąłem grzbietem na ziemię, starając się przygwoździć ptaszysko i dosięgnąć go pazurami, co w końcu poskutkowało, a ptak skrzecząc coś w swoim języku odfrunął. Nie zdążyłem jednak nawet złapać porządnego oddechu, gdy natrętnik powrócił z zamiarem zaatakowania ze zdwojoną siłą. Tym razem będąc przygotowany pozbyłem się go zatrzymując mu pracę serca. Być może kocica była nieco zaskoczona, gdy ptak nagle znikąd spadł na ziemię przerywając pełny lot, kiedy ja nawet go nie tknąłem – ale o to nie dbałem.
— No co? — prychnąłem rzucając Shirze spojrzenie spode łba. — Chodźmy już dalej.
— To było dziwne, prawda? — mruknęła.
— Nie, ani trochę. Na co dzień jestem zwyczajnie atakowany przez takie ch**erne ptaki — odpowiedziałem sarkastycznie, choć nie wiem nawet, czy to brzmiało tak oczywiście. Może Shira nie załapała sarkazmu i uznała mnie za prawdziwe dziwactwo.
Resztę drogi spędziliśmy w ciszy, ja pozostając tak samo czujnym i rozmyślając nad wyjaśnieniem dziwnego zachowania tamtej istoty. Spoglądając na ten mroczny las zdałem sobie sprawę, że muszą w nim mieszkać naprawdę dziwne i groźne stworzenia. Fajnie byłoby kiedyś tam zawitać, pomyślałem sobie uśmiechając się pod nosem na tą myśl.
<Shira?>
✐ 696 słów
+15 SK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz