Przyglądałem się chwilę obcej sylwetce, po której uznałem ów ktosia za kotowatego. Gdy kotka zwróciła swoją uwagę ku najbliższym krzakom, a ja uznałem ją za niegroźną, bez uprzedzenia wyskoczyłem z ukrycia lądując bezszelestnie na ziemi.
Jej następne słowa, „Wystraszyłeś mnie!” utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie mam się czego obawiać z jej strony, więc uznałem za dobrą opcję grać ufnego, przyjaznego kota. Czyżby kocica była samotniczką? Przedtem wyczułem zapach stada niedaleko, ale znajdowaliśmy się kawałek od ich granic; pilnowałem się, by nie wchodzić na terytorium wroga.
Nieznajoma zdawała się wyjątkowo łatwo mi zaufać, bo zaproponowała od razu przyjaźnie zaprowadzić mnie do Alfy swojego stada, co przyjąłem z zaskoczeniem i podejrzliwością. Jednak odrzuciłem wątpliwości i po prostu dałem się ponieść, gdziekolwiek mnie ta samica chciała zabrać – może w końcu będę mógł zasłużenie odpocząć? Miło byłoby natrafić w końcu na jakieś dobre stado... Ani na chwilę nie zwątpiłem, że gdyby sprawy przybrały tam niekorzystny dla mnie obrót, mógłbym po prostu zwiać i poszukać lepszego stada.
Zastałem na miejscu młodą gepardzicę, z którą pogadałem chwilę, starając się odpędzić znużenie i sprawiać wrażenie jak najbardziej zrelaksowanego, a chwilę potem zostałem z uśmiechem Alfy przyjęty do Stada Adamantium. Nie obiecałem jej, że długo tu pobędę – wolałem zapoznać się ze wszystkim i wszystkimi, a potem stwierdzić, czy chcę oficjalnie należeć do stada. Na razie za to zagwarantowane miałem miejsce na odpoczynek!
Natchniony wizją długiego, spokojnego snu truchtałem przez łąki stada, szukając jakiegoś wyżej położonego punktu – na pewno gdzieś znalazłoby się jakieś drzewo w zacisznym miejscu, nie?
W taki sposób wypatrzyłem z daleka pewną plamę czającą się wśród wysokiej trawy na sarnę i podtruchtałem w tę stronę nonszalancko, nie dbając o to, czy zwierzyna mnie dostrzeże.
— To ty — stwierdziła, jak się okazało, ta sama pantera z wcześniej. — Przyszedłeś w złym momencie, wiesz? Właśnie uciekło moje śniadanie — mruknęła, jednak bardziej z żalem w głosie niż wyrzutem.
— Ah, wybacz. — Zaśmiałem się bez cienia radości. W moim głosie było słychać więcej zmęczenia, niż chciałem pokazać Shirze. — Pozwolisz, że pozostanę ci dłużny stracone śniadanie? Kiedyś ci za to odpłacę.
— Hm... — Spojrzała na mnie uważnie. — Jak długo nie spałeś, Neitrasie?
— Wyglądam na aż tak zmęczonego? — mruknąłem, zawodząc się na samym sobie i tym, jak nie udało mi się już dłużej ukryć swojego wyczerpania. W każdym razie mijając kocicę odpowiedziałem głośniej: — Nie spałem na tyle długo, by móc teraz walnąć się w cieniu drzew i nie wstawać tak długo, aż nie przyjdzie zima.
— Ah, a... A co z twoją spłatą długu? — zapytała, unosząc brwi. Ah, no tak, już zapomniałem, że jej coś obiecywałem...
— Priorytety są priorytetami — zawołałem oddalając się. — Co oznacza: spanie. Adiós.
Mimo tego kocica po krótkim wahaniu ruszyła uparcie za mną i nie wyglądało na to, by chciała się wkrótce odczepić. A jednak nic o tym nie mówiła, tylko za mną cicho podążała.
— No, czego chcesz? — zapytałem w końcu zaciekawiony.
Jej następne słowa, „Wystraszyłeś mnie!” utwierdziły mnie w przekonaniu, że nie mam się czego obawiać z jej strony, więc uznałem za dobrą opcję grać ufnego, przyjaznego kota. Czyżby kocica była samotniczką? Przedtem wyczułem zapach stada niedaleko, ale znajdowaliśmy się kawałek od ich granic; pilnowałem się, by nie wchodzić na terytorium wroga.
Nieznajoma zdawała się wyjątkowo łatwo mi zaufać, bo zaproponowała od razu przyjaźnie zaprowadzić mnie do Alfy swojego stada, co przyjąłem z zaskoczeniem i podejrzliwością. Jednak odrzuciłem wątpliwości i po prostu dałem się ponieść, gdziekolwiek mnie ta samica chciała zabrać – może w końcu będę mógł zasłużenie odpocząć? Miło byłoby natrafić w końcu na jakieś dobre stado... Ani na chwilę nie zwątpiłem, że gdyby sprawy przybrały tam niekorzystny dla mnie obrót, mógłbym po prostu zwiać i poszukać lepszego stada.
Zastałem na miejscu młodą gepardzicę, z którą pogadałem chwilę, starając się odpędzić znużenie i sprawiać wrażenie jak najbardziej zrelaksowanego, a chwilę potem zostałem z uśmiechem Alfy przyjęty do Stada Adamantium. Nie obiecałem jej, że długo tu pobędę – wolałem zapoznać się ze wszystkim i wszystkimi, a potem stwierdzić, czy chcę oficjalnie należeć do stada. Na razie za to zagwarantowane miałem miejsce na odpoczynek!
Natchniony wizją długiego, spokojnego snu truchtałem przez łąki stada, szukając jakiegoś wyżej położonego punktu – na pewno gdzieś znalazłoby się jakieś drzewo w zacisznym miejscu, nie?
W taki sposób wypatrzyłem z daleka pewną plamę czającą się wśród wysokiej trawy na sarnę i podtruchtałem w tę stronę nonszalancko, nie dbając o to, czy zwierzyna mnie dostrzeże.
— To ty — stwierdziła, jak się okazało, ta sama pantera z wcześniej. — Przyszedłeś w złym momencie, wiesz? Właśnie uciekło moje śniadanie — mruknęła, jednak bardziej z żalem w głosie niż wyrzutem.
— Ah, wybacz. — Zaśmiałem się bez cienia radości. W moim głosie było słychać więcej zmęczenia, niż chciałem pokazać Shirze. — Pozwolisz, że pozostanę ci dłużny stracone śniadanie? Kiedyś ci za to odpłacę.
— Hm... — Spojrzała na mnie uważnie. — Jak długo nie spałeś, Neitrasie?
— Wyglądam na aż tak zmęczonego? — mruknąłem, zawodząc się na samym sobie i tym, jak nie udało mi się już dłużej ukryć swojego wyczerpania. W każdym razie mijając kocicę odpowiedziałem głośniej: — Nie spałem na tyle długo, by móc teraz walnąć się w cieniu drzew i nie wstawać tak długo, aż nie przyjdzie zima.
— Ah, a... A co z twoją spłatą długu? — zapytała, unosząc brwi. Ah, no tak, już zapomniałem, że jej coś obiecywałem...
— Priorytety są priorytetami — zawołałem oddalając się. — Co oznacza: spanie. Adiós.
Mimo tego kocica po krótkim wahaniu ruszyła uparcie za mną i nie wyglądało na to, by chciała się wkrótce odczepić. A jednak nic o tym nie mówiła, tylko za mną cicho podążała.
— No, czego chcesz? — zapytałem w końcu zaciekawiony.
<Shira?>
✐ 596 słów
✐ 596 słów
+15 SK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz