wtorek, 4 września 2018

Od Teptisa CD. Ice Queen

Do mojego nosa dotarł niesiony wiatrem wyraźny zapach zająca, który widocznie nieświadomy mojej obecności w pobliżu, beztrosko przebywał na świeżym powietrzu i cieszył się pierwszym światłem wschodzącego słońca. Powoli otworzyłem oczy i ziewnąłem szeroko, po czym leniwie podniosłem się na nogi i przeciągnąłem, rozkoszując się miłym uczuciem rozciągania mięśni. Od dawna nie miałem tak dobrego, długiego i mocnego snu, więc oczywiście byłem w całkiem niezłym humorze, który potęgował się jeszcze wizją szybkiego śniadania.
Wyszedłem przed jaskinię, mrużąc delikatnie powieki i rozglądając się po otaczającej mnie polanie i okalających jej drzewach, których gałęzie spokojnie kiwały się na boki zachęcane do tego ruchu mocnym powiewem chłodnego wiatru. Przez pojedyncze pnie przesączały się promienie słońca, jeszcze nazbyt zaspane aby przemóc nocny chłód. Nie przeszkadzał mi on jednak wcale, co więcej sprawiał przyjemność i ulgę, którą rzadko kiedy bez użycia moich mocy mogłem uzyskać podczas gorących, letnich dni. Do uszu docierały dźwięczne głosy ptaków ukrytych wśród wszechobecnej zieleni, a nos wypełniały- oprócz mocnego zapachu szaraka, który powodował coraz silniejsze uczucie głodu- wonie kwiatów i ziół unoszące się w powietrzu.
Nie dojrzałem nigdzie w pobliżu błękitnych ślepi oraz granatowej łuski mojego smoczego towarzysza, założyłem więc, że wybrał się nocą na polowanie lub też po prostu chciał być sam i, że zapewne wróci za parę dni. Nie raz już się to zdarzało, a ja nie miałem oczywiście nic przeciwko. Wzruszyłem więc tylko barkami i stanąłem w bezruchu pobudzając do życia moje łowieckie instynkty. Wsłuchałem się w leśną pieśń wdychając głęboko setki zapachów próbując zlokalizować moją potencjalną ofiarę. Niemal od razu mi się to udało i już parę minut później stałem na nisko ugiętych łapach ostrożnie machając ogonem i obserwując całkiem sporego zająca, bezpiecznie ukryty wśród gęstych krzewów. Wiatr dziś mi sprzyjał, szarak nie miał jak wyczuć mojej obecności, a co dopiero ją zobaczyć lub też usłyszeć. Krok na krokiem zbliżałem się coraz bardziej do miejsca, w którym moja kryjówka urywała się, a gdy w końcu już tam dotarłem wyskoczyłem zza kotary z liści i gałązek. Zając zbaraniał na mój widok zaledwie na sekundę, lecz tę zwłokę przypłacił życiem. Dopadłem go w kilku długich susach przy akompaniamencie burczenia w moim brzuchu.
- No już, chwileczkę.- mruknąłem do siebie, a właściwie do mojego niecierpliwego żołądka, po czym zabrałem się do spożywania posiłku. Nie będę tu przytaczał szczegółów temu przedsięwzięciu ani emocji, które mi towarzyszyły, powiem tylko, że po jedzeniu byłem w pełni usatysfakcjonowany jakością zajęczego mięsa i jego ilością, która z powodzeniem udobruchała żołądek.
Podniosłem się na nogi i oblizałem dokładnie, po czym skierowałem się z powrotem w stronę mojej jaskini. Po drodze zastanawiałem się nad tym, jak mógłbym spędzić dzisiejszy dzień. Zapoznany byłem już ze wszystkimi terenami podlegającymi stadu Adamantium, więc nie miałbym co zwiedzać. Nie znałem zbyt wielu członków stada, mimo, że mieszkałem tu jakiś czas. No i nie zapowiadała się żadna akcja szpiegowska, w której mógłbym brać udział. Leżeć w trawie cały dzień też nie zamierzałem, więc z braku innych pomysłów postanowiłem wybrać się na długi spacer, gdzieś gdzie mnie nogi same poniosą.
Ruszyłem więc przed siebie nie narzucając jakiegoś ogólnego kierunku, po prostu szedłem i rozglądałem się wokół w poszukiwaniu jakiejś żywej duszy i ciekawych obiektów stworzonych przez przyrodę.

***

Minęło południe, a ja nadal nie odczuwałem zmęczenia ani głodu, pragnienie zaś na bieżąco zaspokajałem przy każdym wodnym zbiorniku, który się nawinął. Po drodze widziałem w oddali parę dzikich kotów, lecz z żadnym nie zamieniłem dotąd słowa, chodź kojarzyłem je z widzenia. Kiedy ponownie zatrzymałem się aby się napić i schyliłem głowę mocząc w niej język usłyszałem czyjeś wołanie:
-Hej!- podniosłem się czując spływającą po pysku wodę chcąc dowiedzieć do kogo było skierowane owo zawołanie. A, że nie dojrzałem nikogo oprócz wołającej mnie osoby, oczywiste było, że do mnie. Uniosłem jedną brew i skierowałem uwagę na zbliżającego się do mnie dzikiego kota, samicę o śnieżnobiałej sierści.
-Dzień dobry.- rzuciłem kiedy podeszła do mnie na odległość paru kroków.
-Cześć.- odpowiedziała z lekkim uśmiechem. Pierwszy raz ktoś tak mnie bezpośrednio zawołał, więc byłem trochę zaskoczony.
-Mogę w czymś pomóc?- spytałem maskując emocje pod maską powagi. Samica przekrzywiła głowę i przysiadła.
-Och, po prostu miło byłoby zamienić z kimś parę słów.- pokiwałem głową delikatnie na znak zgody. Dawno nie miałem okazji do rozmowy z kimkolwiek oprócz Alharisa, pomyślałem więc, że dobrze byłoby rozruszać język.
-Jak masz na imię?- spytała  z błyskiem uśmiechu w oczach.
-Teptis.- odpowiedziałem zdobywając się na jedno małe rozjaśnienie oblicza.- Mogę poznać twoje?
-Pewnie. Ice Queen.
-W takim razie miło mi. Może się przejdziemy?- zaproponowałem po chwili nieco niezręcznej ciszy z braku innych rozwiązań przerwania jej.
-Z chęcią.- lwica wstała i zamiotła ziemię ogonem, a ja podążyłem za nią.

(Ice Queen?)
  ✐ 765 słów
+15 SK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Karou
Royalog