wtorek, 11 września 2018

Od Palajmosa CD. Solaris

Z lekkiego snu wyrwały mnie odgłosy cichych stąpań i niskich chrząkań dobiegających zza krzaków. Leżałem na boku mając ciągle zamknięte oczy, próbując wsłuchać się w odgłosy za moimi plecami i lepiej zlokalizować osobnika, który je wydawał. Nie miałem zielonego pojęcia czy jest to tylko pokojowy roślinożerca, którego żołądek zmusił do poszukiwania po nocy pożywienia, czy też czający się z tyłu wróg wyczekujący odpowiedniego momentu na skok i zadanie śmiertelnego ciosu. Mało jednak prawdopodobne aby druga wersja okazała się prawdą, potencjalny przeciwnik z pewnością zachowywałby się ciszej i ostrożniej, lecz wiedziałem, że nie mogę mieć całkowitej pewności. Życie na pustyni nauczyło mnie tego, że zawsze trzeba być gotowym na atak, dlatego najlepiej od razu zakładać obecność wroga, żeby nie mieć potem niespodzianki w postaci nagłego bólu, a w następstwie- śmierci.
Starałem się oddychać głęboko udając, że nadal przebywam w odległych krainach Morfeusza, lecz jednocześnie skupiłem się na dobiegających zewsząd odgłosach i woniach. A niech diabli porwą ten wiatr, jak zawsze wiał nie z tej strony co trzeba, więc nic nie dało wysilanie nosa. Zdałem się więc na mój ostatni w tej chwili przydatny zmysł- słuch. Nadal leżąc z zamkniętymi oczami wsłuchałem się w dalej trwający cichy szelest, dobiegający z odległości około 9 metrów. Osobnik przybliżył się o jakieś dwa metry od czasu kiedy go usłyszałem, toteż postanowiłem działać. Otworzyłem oczy od razu będąc zaślepiony otaczającym mnie zewsząd mrokiem. Po układzie gwiazd domyśliłem się, że jest około 2.00 nad ranem, srebrny sierp lśnił na niebie nieprzykryty żadnym okryciem. Wiatr delikatnie, jakby z uczuciem okrył mnie swoją lotną dłonią, mierzwiąc sierść i długie włosy w grzywie.
Poczekałem jeszcze parę sekund, po czym błyskawicznie spiąłem mięśnie, z leżącej pozycji podnosząc się do pół siadu i wykonując krótki skok mający na celu uniknięcie zderzenia z jakimś ciężkim cielskiem, o ile oczywiście zwierzę w krzakach było wrogiem i miało taki pomysł. Pochyliłem się ku ziemi prawie dotykając brzuchem zroszonej rosą trawy i machnąłem ogonem, patrząc spod oka na krzaki z niskim pomrukiem dochodzącym z piersi. Usłyszałem jeszcze zdziwione sapnięcie i sekundę później wśród gąszczu udało mi się dostrzec sylwetkę zwinnego jelenia, który skoczył w las i zniknął wśród drzew.
Oczywiście, znów fałszywy alarm. Zacząłem już zastanawiać się czy nie jestem paranoikiem, którego mógłby obudzić sam oddech obcego w swoim pobliżu i doszedłem do wniosku, że jestem na dobrej drodze. Zwiesiłem głowę ku ziemi i westchnąłem głośno; o śnie nie było już mowy, a zostało mi jeszcze parę dobrych godzin ciemności. Z braku innych rozwiązań postanowiłem się przejść, przewietrzyć trochę głowę i może pozwiedzać jakieś tereny. Dopiero co dołączyłem do Stada Adamantium, nie miałem więc jeszcze okazji do zobaczenia cudów natury, którymi zostało obdarowane owe stado. Podobno krajobrazy wyglądają piękniej przy blasku księżyca i gwiazd, postanowiłem zatem sam się o tym przekonać.
Dopiero teraz wstrząsnął mną lodowaty dreszcz, przebiegający szybko po grzbiecie i dopiero teraz uświadomiłem sobie, że całe moje ciało delikatnie się trzęsie. Wiedziałem, że spanie na dworze będzie złym pomysłem i miałem wczorajszego wieczoru przeczucie, że będę tego żałował, ale dalej wolę spędzać cały czas na zewnątrz. Małe przestrzenie wywołują u mnie atak paniki, toteż nawet nie rozejrzałem się jeszcze za jakąkolwiek jaskinią, która mogłaby ukryć mnie chociaż przed wiatrem. Tej nocy całe szczęście nie padało, jednak chłodna rosa, która zmoczyła mi bok i kawałek brzucha była nieunikniona i znacznie przyczyniła się do trzymającego mnie teraz w kleszczach zimna. Wymamrotałem pod nosem przekleństwo winiąc się za swoją głupotę, wiedziałem jednak, że następnym razem postąpię tak samo. Jedyne co sobie obiecałem to poszukanie w bliskiej przyszłości jakiejś odpowiadającej mojej fobii jaskini czy też innego schronienia, dzięki któremu udałoby mi się przetrwać zimę. Zdecydowanie wolę nieznośny upał lejący się z nieba niż mrożące szpik mrozy i długotrwałe opady śniegu. Świat staje się wtedy tak nudny, nic tylko biel i jakaś szarość. W moim życiu potrzebne były kolory, które poprawiały mi nastrój za każdym razem i przypominały o dawnych wydarzeniach, które choć przeminęły w rzeczywistości, pozostały w mojej głowie w formie wspomnień.
Postanowiłem w końcu się ruszyć, mając nadzieję, że ruch pomoże w walce z zimnem trzęsącym moim ciałem. Toteż poszedłem przed siebie żwawym krokiem, z uwagą i zaciekawieniem rozglądając się po otoczeniu.

***

Po godzinie wędrówki dotarłem nad jakieś jezioro. Kiedy zapadnie dzień będę musiał iść dopytać się o wszystkie nazwy, a najlepiej poprosić o jakąś mapę czy przewodnika, lecz teraz stałem tylko i w ciszy obserwowałem nieruchomą wodę owego jeziora, którego nazwy jeszcze nie znałem. 
Pod moimi łapami wyczuwałem przyjemny dotyk miękkiego piasku, który od dawna był mi przyjacielem, dlatego z radością powitałem jego obecność. Nie miałem styczności z tymi drobnymi, złotymi ziarenkami od jakiegoś czasu i szczerze mówiąc tęskniłem za tym. Po za tym czułem się pewniej wiedząc, że mogę korzystać z mocy jednego z moich żywiołów, którym jest właśnie ten niepozorny, mały sam, ale ogromny w grupie piasek. 
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie odgłos pluśnięcia. Kiedy uniosłem głowę i skierowałem ją w tamtym kierunku  dojrzałem opadające krople wody, które przed sekundą zostały wyrzucone w górę. I ku mojemu zdziwieniu w moją stronę płynął jakiś dziki kot o granatowym kolorze sierści. Kiedy wyszedł na brzeg okazało się, że a) jest to samica, b) należy do rodziny pum. Wydawało się, że mnie nie zauważyła, ponieważ spokojnie otrzepała się wyrzucając z futra setki kropel wody. Dopiero kiedy uniosła wzrok jej sylwetka widocznie się spięła, co oznaczało, że najwyraźniej mnie dojrzała. 
-Spokojnie.- rzuciłem wychodząc z cienia w białe światło księżyca. Puma nadal obserwowała mnie z niejaką nieufnością w oczach.
-Kim jesteś?- zapytała mierząc mnie uważnym spojrzeniem od łap aż po końcówki włosów w grzywie. 
-Na imię mam Palajmos.- odrzekłem po krótkiej chwili ciszy, w której biłem się z myślami o tym czy jej to wyjawić.- Mogę wiedzieć jak brzmi twoje?- zapytałem uprzejmie, aczkolwiek z dystansem dokładnie obserwując każdy jej ruch. 
-Solaris.- mruknęła cicho. Skinąłem głową na znak, że mi miło po czym zapadło milczenie przerywane z rzadka jakimś szumem czy innym szelestem dobiegającym z pobliża. W końcu to kocica odezwała się ponownie.
-Jesteś ze stada, prawda?- spytała mrużąc oczy. 
-Owszem, dołączyłem niedawno.- odpowiedziałem unosząc głowę i patrząc na nocne niebo. Solaris podążyła za moim wzrokiem spojrzeniem.
-Mogę znać powód, dla którego nie śpisz chociaż jest środek nocy?- zapytałem ostrożnie, chcąc nawiązać jakąkolwiek konwersację. Puma była jedną z pierwszych osób jakie poznałem w stadzie, do którego dopiero co dołączyłem, więc postanowiłem przeprowadzić normalną rozmowę starając się nie pokazywać mojej nieufności. Po za tym odrobinę ciekawiło mnie to, co skłoniło Solaris do tej nieoczekiwanej kąpieli w jeziorze.

(Solaris?)
✐ 1067 słów
+20 SK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Karou
Royalog