Ogólnie mówiąc, nie miałem okazji zapoznać się z większością kotów dzielącym ze mną stado, ale nie zamierzałem się w tej chwili też zbytnio interesować nieznajomym, który poza zasięgiem mojego wzroku siedział w krzakach i obserwował, jak bezwstydnie wysysałem krew z szyi ofiary. Nie byłem zbytnio spragniony; ledwie tknąłem krew martwego stworzenia i już zaspokoiłem pragnienie. W jednej chwili usłyszałem szelest gdzieś w trawie za mną i wskoczyłem w las goniąc zająca.
Wróciłem tam później, ciekawy, czy kot ruszył pozostawioną przeze mnie zdobycz. Jak się okazało, jeleń leżał tam, gdzie go zostawiłem, nietknięty.
Świeżo upolowanego zająca zjadłem na miejscu, a parzystokopytnego wciągnąłem na upodobane przeze mnie drzewo.
Zawsze uwielbiałem patrzeć na gwiazdy, ale odbicie ich w spokojnej tafli Jeziora Łez wydało mi się zadziwiająco piękne i hipnotyzujące. Z tego powodu po krótkim namyśle postanowiłem się tu zatrzymać na chwilę i ponapawać ładnym widokiem. Z dnia na dzień zapoznawałem się z coraz większą ilością tych terenów i coraz bardziej urzekała mnie ich nadzwyczajność. Zwiedziłem kawał świata, a te tereny, wszystkie zebrane w jednym miejscu, mogły – według mnie – równać się z najwspanialszymi miejscami na świecie. Nie narzekałbym, gdybym miał spędzić tu resztę życia... choć, ciężko mi ukryć, wciąż ciągnęło mnie do zwiedzania świata i nieustannych wędrówek.
Trochę mocno się zamyśliłem, bo z obecności innego kotowatego w pobliżu zdałem sobie sprawę w niemal ostatniej chwili, gdy ten był już obok mnie. W jednym momencie zdałem sobię sprawę z dwóch rzeczy: po pierwsze, zapach tego osobnika dopasowałem do kota z przedtem, po drugie – w świetle księżyca kotem tym okazała się samica.
— Witaj, jestem Reiko. Można się przysiąść?
Zachęciłem ją do usadowienia się obok mnie niemal przyjaznym skinieniem ogona.
— Bezsenna noc? — zapytałem.
Kocica wyglądała, jakby po tym pytaniu się nieco odprężyła i swobodniejszym głosem odparła:
— Raczej nie mam problemów ze snem. Zwykłe spragnienie. Ale co ty tu robisz? — zapytała nie odrywając ode mnie badawczego spojrzenia.
Wzruszyłem ramionami, a potem nastała cisza, która wcale mi nie przeszkadzała. Co innego Reiko, która w chwilę wymyśliła następny temat, tym razem ostrożniej dobierając słowa.
— Widziałam, jak dzisiejszego popołudnia polowałeś na terytorium Stada Adamantium. Czy...
— Należę do niego — zapewniłem ją.
— Oh. W takim razie, co zrobiłeś z tym jeleniem? Chyba nie zabiłeś go bez powodu?
Chwilę zastanawiałem się nad odpowiedzią, mozolnie trącając łapą taflę wody i patrząc na zniekształcające się na niej odbicie nieba.
— Słyszałaś kiedyś o wampirach, Reiko? — zacząłem, nie odrywając spojrzenia od wody. To zaskakujące, jak o wiele milszy i skłonny do pogawędek stawałem się nocą. Być może to te gwiazdy i ich zachwycający widok magicznie mnie uspokajał...
— Tak — odparła ze znów dosłyszalną w głosie niepewnością.
— A więc cię zawiodę; ja jednym z nich nie jestem — oznajmiłem, uśmiechając się lekko do swojego odbicia i odbicia zaskoczonego pyska lwicy o niespotykanie ciemnej koloru sierści. — Choć za takiego uchodziłem przez swoje kły – widzisz? — wysunąłem je na dwie sekundy — Aaaah... – tak, tak właśnie rozprawiłem się z tym zwierzęciem. I, na swoją obronę mówię ci: nie lubię marnotrawstwa – prędzej czy później zjem to.
Lwica uśmiechnęła się na to, a po momencie spokojnej ciszy ponownie podjęła dyskusję:
— A więc jak ci na imię?
— Neitras. Pora się już zbierać, radzę ci wypocząć, Reiko. — Podniosłem się, mając nadzieję, że samica nie postanowi zatrzymać mnie na dłuższą rozmowę... Choć kolejna taka okazja do zapoznania się z nią mogła się już więcej nie zdarzyć.
<Reiko?>
✐ 613 słów
+15 SK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz