wtorek, 4 września 2018

Od Solaris

Niech ktoś łaskawie ogarnie temperaturę. W nocy zimno, a w dzień upał. Stan ten utrzymuje się już od kilku dni przez co nie tak trudno o przeziębienie, ale w końcu jesień coraz bliżej. Dało się już wyczuć atmosferę, że większość ma dosyć tej niestabilnej pogody. Mnie jakoś się to nie ima, ale kto wie kiedy lub czy w ogóle zacznie? Oby jak najpóźniej albo najlepiej wcale. Brak choroby to najlepsze rozwiązanie. Takie mam przemyślenia odnośnie ostatnich trzech dni.
Powoli wstałam i przeciągnęłam się, łąka usłana kwiatami, która służyła mi jako miejsce na nocleg niedługo będzie więdła, a w parze z zimnem stanie się to nie do zniesienia. Będę musiała znaleźć sobie inne miejsce albo coś na dłużej. Chyba jaskinia byłaby najlepszym rozwiązaniem, ale znalezienie jakiejkolwiek nieużywanej zajmie pewnie trochę czasu. Ruszyłam przed siebie powoli rozglądając się dookoła w poszukiwaniu czegokolwiek co mogłoby "zabić" trochę mojego wolnego czasu. Nie miałam lepszego pomysłu aż nagle zauważyłam sylwetkę sporego stworzenia. Nie wiem co mnie tknęło, ale ruszyłam jak najszybciej w jej kierunku. Miałam wrażenie, że od każdego odbicia się od ziemi odleciała kępka z trawą, ale to się nie liczyło. Ważne było tylko to, że owa postać była coraz bliżej i bliżej. Powoli zaczęłam nawet lekko dyszeć. Ten dystans nie był jakoś super daleko, ale pokonanie go zajęło mi dosłownie chwilę. Zmęczenie, a raczej szok spowodowany szybszą pracą serca i nie nadążaniem płuc za tempem biegu chyba właśnie tym owocowało. Kiedy byłam już dosłownie na trzy skoki od stworzenia, to wystraszyło się i w szalonym tempie zniknęło za horyzontem. Nie miał rogu...koń, zwykły koń. Tak czy inaczej rzuciłam się za nim w pogoń. Zmęczenie jednak swoje zrobiło i żeby nie stracić go zupełnie z oczu musiałam wznieść się w powietrze. Lecąc, szybko dogoniłam owe zwierzę i obaliłam na ziemię. Naprawdę nie miał rogu, a z zasady wolę nie zabijać krewnych z rodziny jednorożców. Dziki rumak wierzgał jak oszalały aż się nie zmęczył. Z przerażeniem obserwował każdy mój ruch.
-Nic się nie bój, nie mam zamiaru cię zabić.-Powiedziałam tak łagodnie jak mogłam.
Pomimo moich usilnych prób uspokojenia konia, ten coraz bardziej panikował. Nie chciałam go zabijać, więc odsunęłam się i tylko ryknęłam, żeby go przegonić. Uciekł dosyć szybko, ale dla pewności obserwowałam go z góry aż nie ukrył się wśród drzew. Ciekawa sprawa w sumie. Pierwszy raz od dawna widziałam jakiegokolwiek z rodziny koni.
Wylądowałam na jakiejś chmurze i położyłam się na niej wygodnie. Z chęcią zamieszkałabym na jakiejś chmurze, ale z racji tego, że często zmieniają miejsce, to nie mogę sobie na to pozwolić. Chyba spanie w losowych miejscach jest dla mnie stworzone. Zasnęłam na wspomnianym wcześniej obłoku. Sen, który mi się śnił znowu był bez sensu, ale nawet całkiem przyjemny i nostalgiczny. Aż szkoda, że kiedy się obudzę nie będę niczego pamiętać.
Obudziłam się w środku nocy i niemal natychmiastowo zeskoczyłam z chmury. Delikatnie lądując na ziemi...chciałoby się, wylądowałam w wodzie. Od razu się wynurzyłam i i rozejrzałam dookoła. Kiedy zauważyłam brzeg, natychmiast popłynęłam w jego stronę. Wyszłam na piasek i otrzepałam futro. Dopiero, gdy spojrzałam przed siebie zauważyłam zarys stojącego w cieniu dzikiego kota.

<Ktoś?>
 ✐ 513 słów
+15 SK

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
Karou
Royalog