Poprzeciągałam się nieco i ruszyłam przed siebie. Wiatr był ciepły, a ptaki jak zwykle o tej porze śpiewały wesoło. Wybiegłam z mojej jaskini jak zwykle z uśmiechem na pysku i poleciałam w górę, chcąc pobawić się nieco w "rozwalanie" obłoczków.
Już po około pół godziny niebo stało się błękitne i bezchmurne. W międzyczasie widziałam pewnego lwa, który przechadzał się po terenach, nad którymi rozganiałam chmury. Przyglądał się mi chwilę, po czym odszedł. Kierował się w stronę lasu, gdzie ja też postanowiłam się udać, aby zjeść pożywne śniadanie. Wróciłam więc na ziemię (tak dosłownie) i poszłam coś upolować.
Uniosłam nos do góry stając na dwóch łapach i poczułam zapach zwierzyny, która zapowiadała się dosyć smacznie. Wyczułam również woń kotowatego, jednak uznałam, że to logiczne na terenach sfory i nie sądziłam, że mogę tu kogoś spotkać o tak wczesnej porze. Ruszyłam więc za tropem śniadania, które narobiło mi smaka na coś soczystego i dużego.
Kiedy przemieszczałam się pomiędzy krzewami, zatrzymałam się na dźwięk czyiś kroków. Przyczaiłam się w trawie i zwolniłam oddech. Po chwili usłyszałam tylko pisk dzika i powarkiwania jakiegoś kota. Przemieściłam się więc bezszelestnie, trzymając dalej ciało blisko ziemi i wyjrzałam zza pobliskiego krzewu. Ujrzałam dużego lwa, który rozszarpywał swoją ofiarę niczym największego wroga. Przyglądałam się chwilę tej scenie, jednak wiatr zawiał na moją niekorzyść i kotowaty wyczuł mnie. Uniósł w górę pysk i popatrzył się w moją stronę, mimo że mnie nie widział. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, postanowiłam wyjść z ukrycia, bo kto wie - może jest ze stada i nie będzie miał wobec mnie złych zamiarów.
- Cz..cześć - powiedziałam nieśmiało i nieco zmieszana wychylając łeb zza zarośli i podeszłam bliżej stając w "bezpiecznej odległości" od osobnika.
Nie wiedziałam jeszcze jak zareaguje, ale w razie czego zawsze mogę się wzbić w powietrze... no nie?
<Alucard? c:>
✐ 328 słów
+10SK
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz