Szczerze mówiąc, nie czułem się najlepiej. Pal licho żebra czy inne kaloryfery! Najbardziej uciążliwy w tej chwili był uporczywy ból głowy, który pojawił się właściwie znikąd i nie chciał ustąpić. Leżałem więc nie mając ochoty ruszyć choćby wąsem, raz po raz przymykając oczy.
-Kiedy będzie twój smok? Coraz gorzej wyglądasz...-z beznadziejnego stanu wsłuchiwania się w szumiącą krew w uszach wyrwał mnie zabarwiony niepokojem głos siedzącego parę metrów ode mnie dzikiego kota, który dotrzymywał mi towarzystwa, choć nie musiał. Miło z jego strony.
Uniosłem nieco pysk i spróbowałem wmusić w siebie odrobinę optymizmu i uśmiechnąć, ale chyba z mizernym skutkiem.
-Och, nigdy nie wiadomo kiedy Alharis zechce wrócić na stare śmieci. Ale nie przejmuj się, myślę, że niedługo się zjawi.- tygrys przekrzywił głowę i spojrzał na mnie krzywo, a w jego mimice dostrzegłem oznaki wątpliwości.
-Wiesz, dzięki.- mruknąłem na tyle głośno aby bez problemu zdołał usłyszeć moje słowa. Uniósł brwi pytając wzrokiem.
-Za to, że ze mną tu siedzisz i masz na mnie oko.- machnął łapą i uśmiechnął się.
-Drobiazg.- zapadła cisza, podczas której po raz kolejny przymknąłem oczy, czując nagłą potrzebę snu. Próbowałem z tym walczyć, ale w końcu dałem za wygraną. Udało mi się jedynie wymamrotać:
-Chyba się zdrzemnę.- chwilę potem odpłynąłem, w, mam nadzieję, uzdrawiający sen.
***
Obudził mnie okropnie głośny przeciągły syk, który wdarł się siłą do mojego umysłu i mimo woli zaniepokoił. Uchyliłem ciężkie jak z ołowiu powieki chcąc rozeznać się w sytuacji. To, co zobaczyłem jednocześnie mnie ucieszyło, ale i zmartwiło. Radość wywołał widok mojego towarzysza, który najwidoczniej zjawił się w czasie kiedy spałem. Zaś, to co poruszyło nieco mniej wesołe emocje, to to, że Alharis miotał się i wymachiwał swoją głową zakończoną na długiej szyi tuż przed Qwintalem, który ze zjeżoną sierścią stał przy skalnej ścianie i ostrzegał warcząc, trzymając w górze łapę z wysuniętymi ostrymi pazurami. Smok obnażył zęby, rzucił na obcego wściekłe spojrzenie, grzmotnął ze złością ogonem w ziemię i ryknął, przygotowując się do owiania tygrysa swoim lodowatym oddechem, który mógłby zamrozić w sekundę. Tygrys napiął mięśnie przygotowując się do skoku na atakującego, warcząc coraz głośniej.
-Proszę, przestańcie obydwaj. Łeb mi rozwali, a i nie chce mieć tu walki na śmierć i życie pomiędzy moimi przyjaciółmi.- zmusiłem się do wyrzucenia z siebie tych kilku słów, które choć wypowiedziane szeptem, trafiły do uszu tygrysa i smoka. Alharis cofnął głowę i kiedy ujrzał mnie wydał z siebie cichutki pisk i podpełznął szybko owiewając mnie przyjamnym, chłodnym powiewem.
-Też miło cię widzieć.- mruknąłem nie unosząc głowy, bo czułem się jakbym zaraz miał się rozlecieć w kawałki.
-To twój towarzysz?- spytał Qwintal, nieufnie patrząc na smoka.
-Owszem. Qwintalu, poznaj Alharisa.
<Qwintal?>
wtorek, 20 listopada 2018
niedziela, 18 listopada 2018
Od Reiko (Do Nariko)
Jako wojownik moim zadaniem jest obrona członków sfory. Ostatnio jakoś nic się nie dzieje, jedynie może w Mrocznym Lesie, ale tam bez powodu się nie udaję. Dotąd byłam tylko raz i trochę oberwałam. Zastanawia mnie też fakt, czy ingerencja Alucard'a na bagnach będzie miała swoje konsekwencje w przyszłości...
Kiedy latałam nad terenami uważnie obserwując co się dzieje, postanowiłam polecieć do Cloudsdale. Stamtąd są najlepsze widoki do obserwacji. Na miejscu spotkałam Air'a, mojego towarzysza. Przywitałam się z nim i usiadłam na chmurkach odpoczywając. Smok zrobił to samo, a ja wróciłam do obserwacji - nic ciekawego. Widziałam paru nowych członków, których ciągle przybywa. Już sama się w tym nie orientuję. W końcu jednak ujrzałam tygrysicę spacerującą samotnie po górach. Dawno nie byłam tam, a chętnie bym się powspinała, co robiłam gdy byłam młodsza i jeszcze nie potrafiłam latać. Spędziłam jeszcze parę minut na chmurach, jednak moja podświadomość zachęcała do aktywności z dzieciństwa, a ponieważ miałam taką okazję, a może i szansę poznać kogoś nowego, ochota była jeszcze większa. Wróciłam na ziemie (dosłownie) lądując u podnóża góry.
- Raz się żyje - powiedziałam do siebie mając świadomość, że nie jestem już sprawna jak małe kociątko.
Popatrzyłam w górę i wzięłam głęboki wdech. Odepchnęłam się łapami od podłoża łapiąc za najwyższy punk zaczepienia, do którego mogłam dostać. Potem doszła kolejna kończyna i tylne. Tak powoli w wielkim skupieniu wspinałam się robiąc małe i ostrożne kroki.
Po około dwudziestu minutach wspinaczki zaczęło mi doskwierać zmęczenie. Wiedziałam, że równie dobrze mogłabym użyć skrzydeł, ale wtedy nie byłoby satysfakcji. Wreszcie jednak dotarłam do półki skalnej. Wydając z siebie jęk zmęczenia, wyciągnęłam się na płaszczyznę, a moje ciało opadło na ziemię. Wyszłam z wprawy, to fakt. Może też szybciej się męczę przez ciężar skrzydeł? Są dość duże i nie są z piór jak u ptaków. Jednak dość leżenia, właśnie poczułam czyjś zapach w powietrzu. Podniosłam się z ziemi i ruszyłam za wonią. Na szczęście już nie musiałam się wspinać.
Szybko wywnioskowałam, że znajduję się na górze z aktywnym wulkanem. W jego wnętrzu jest wrząca lawa. Czułam coraz bardziej ciepło, a zapach kota się nasilał. Mogłoby się wydawać, że natrafiłam na odpowiedni moment. Ujrzałam jedynie ogon tygrysi, który zniknął w kraterze! Szybko rzuciłam się za kotem, któremu wydawało się mi być życie niemiłe. Nie mogłam tego zignorować.
Momentalnie zmniejszyłam opór powietrza wokół ciała i szybko dostałam się do tygrysicy, którą złapałam w pasie obejmując łapami.
- Co się... - zaczęła tygrysica - dzieje?!
W tym momencie skupiłam się na udźwignięciu kocicy. Już nie używałam żadnych z umiejętności magicznych, aby nie tracić niepotrzebnie energii. Jedynie pod koniec ciężko dysząc, użyłam podmuchu wiatru ostatkami sił, co nas wybiło na górę i obie wróciłyśmy na ziemie. Wstałam nie mogąc złapać wdechu. Jednak kiedy oddech się unormował, odezwałam się do tygrysicy, która również wstała.
- Co... co się stało? - zapytałam między wdechami i wydechami.
- Tak właściwie, to nic - zaśmiała się.
I gdzie tu był powód do śmiechu ja się pytam? Była bliska zginąć w lawie usmażona!
Popatrzyłam na nią z pochyloną głową wyrażając jednocześnie zaciekawienie na pysku.
- To nie był mój koniec, tylko rozrywka. Jako kot ognia... - zaczęła tłumaczyć, a ja przerwałam jej w tym momencie.
- Czekaj... czyli ty masz taką umiejętność?! - spytałam nerwowo.
Tygrysica przytaknęła z lekkim rozbawieniem.
Fuknęłam jedynie wracając do leżenia i nabierania sił.
- Reiko jestem - powiedziałam.
Nariko? :p
Kiedy latałam nad terenami uważnie obserwując co się dzieje, postanowiłam polecieć do Cloudsdale. Stamtąd są najlepsze widoki do obserwacji. Na miejscu spotkałam Air'a, mojego towarzysza. Przywitałam się z nim i usiadłam na chmurkach odpoczywając. Smok zrobił to samo, a ja wróciłam do obserwacji - nic ciekawego. Widziałam paru nowych członków, których ciągle przybywa. Już sama się w tym nie orientuję. W końcu jednak ujrzałam tygrysicę spacerującą samotnie po górach. Dawno nie byłam tam, a chętnie bym się powspinała, co robiłam gdy byłam młodsza i jeszcze nie potrafiłam latać. Spędziłam jeszcze parę minut na chmurach, jednak moja podświadomość zachęcała do aktywności z dzieciństwa, a ponieważ miałam taką okazję, a może i szansę poznać kogoś nowego, ochota była jeszcze większa. Wróciłam na ziemie (dosłownie) lądując u podnóża góry.
- Raz się żyje - powiedziałam do siebie mając świadomość, że nie jestem już sprawna jak małe kociątko.
Popatrzyłam w górę i wzięłam głęboki wdech. Odepchnęłam się łapami od podłoża łapiąc za najwyższy punk zaczepienia, do którego mogłam dostać. Potem doszła kolejna kończyna i tylne. Tak powoli w wielkim skupieniu wspinałam się robiąc małe i ostrożne kroki.
Po około dwudziestu minutach wspinaczki zaczęło mi doskwierać zmęczenie. Wiedziałam, że równie dobrze mogłabym użyć skrzydeł, ale wtedy nie byłoby satysfakcji. Wreszcie jednak dotarłam do półki skalnej. Wydając z siebie jęk zmęczenia, wyciągnęłam się na płaszczyznę, a moje ciało opadło na ziemię. Wyszłam z wprawy, to fakt. Może też szybciej się męczę przez ciężar skrzydeł? Są dość duże i nie są z piór jak u ptaków. Jednak dość leżenia, właśnie poczułam czyjś zapach w powietrzu. Podniosłam się z ziemi i ruszyłam za wonią. Na szczęście już nie musiałam się wspinać.
Szybko wywnioskowałam, że znajduję się na górze z aktywnym wulkanem. W jego wnętrzu jest wrząca lawa. Czułam coraz bardziej ciepło, a zapach kota się nasilał. Mogłoby się wydawać, że natrafiłam na odpowiedni moment. Ujrzałam jedynie ogon tygrysi, który zniknął w kraterze! Szybko rzuciłam się za kotem, któremu wydawało się mi być życie niemiłe. Nie mogłam tego zignorować.
Momentalnie zmniejszyłam opór powietrza wokół ciała i szybko dostałam się do tygrysicy, którą złapałam w pasie obejmując łapami.
- Co się... - zaczęła tygrysica - dzieje?!
W tym momencie skupiłam się na udźwignięciu kocicy. Już nie używałam żadnych z umiejętności magicznych, aby nie tracić niepotrzebnie energii. Jedynie pod koniec ciężko dysząc, użyłam podmuchu wiatru ostatkami sił, co nas wybiło na górę i obie wróciłyśmy na ziemie. Wstałam nie mogąc złapać wdechu. Jednak kiedy oddech się unormował, odezwałam się do tygrysicy, która również wstała.
- Co... co się stało? - zapytałam między wdechami i wydechami.
- Tak właściwie, to nic - zaśmiała się.
I gdzie tu był powód do śmiechu ja się pytam? Była bliska zginąć w lawie usmażona!
Popatrzyłam na nią z pochyloną głową wyrażając jednocześnie zaciekawienie na pysku.
- To nie był mój koniec, tylko rozrywka. Jako kot ognia... - zaczęła tłumaczyć, a ja przerwałam jej w tym momencie.
- Czekaj... czyli ty masz taką umiejętność?! - spytałam nerwowo.
Tygrysica przytaknęła z lekkim rozbawieniem.
Fuknęłam jedynie wracając do leżenia i nabierania sił.
- Reiko jestem - powiedziałam.
Nariko? :p
niedziela, 28 października 2018
Od Qwintala C.D Teptisa
Kiedy wstałem, lekko nie ogarniałem tak szczerze. Nie wiedziałem, gdzie się znajduję. Ale jak zobaczyłem Teptisa otrzeźwiałem. Podszedłem do niego, i między nami wywiązała się krótka rozmowa (...).
-Nie musisz się fatygować. Mój smoczy towarzysz zna się nieco na rzeczy. Nie było go już parę dni, myślę więc, że niedługo się tu pojawi. - Odrzekł, kładąc spokojnie pysk na ziemi.
-To może w tym czasie, póki go nie ma, ja się przejdę po coś do jedzenia? Jeszcze niezbyt ufam łowcom, to może sam coś upoluję - powiedziałem pewnie, wychodząc z jaskini.
Na szczęście, już niedaleko zobaczyłem łanię. Prędko do niej podbiegłem, rzucając się na nią. Sprawnym ruchem przebiłem jej tchawicę. Oblizałem pysk, gdy widziałem jak bierze ostatni wdech. Przerzuciłem ją sobie przez szyję i ruszyłem w powrotnym kierunku. Przy okazji pozbierałem trochę ziół, ponieważ nie wiedziałem czy mój towarzysz po prostu nie będzie gardził samym mięsem.
-Nie musisz się fatygować. Mój smoczy towarzysz zna się nieco na rzeczy. Nie było go już parę dni, myślę więc, że niedługo się tu pojawi. - Odrzekł, kładąc spokojnie pysk na ziemi.
-To może w tym czasie, póki go nie ma, ja się przejdę po coś do jedzenia? Jeszcze niezbyt ufam łowcom, to może sam coś upoluję - powiedziałem pewnie, wychodząc z jaskini.
Na szczęście, już niedaleko zobaczyłem łanię. Prędko do niej podbiegłem, rzucając się na nią. Sprawnym ruchem przebiłem jej tchawicę. Oblizałem pysk, gdy widziałem jak bierze ostatni wdech. Przerzuciłem ją sobie przez szyję i ruszyłem w powrotnym kierunku. Przy okazji pozbierałem trochę ziół, ponieważ nie wiedziałem czy mój towarzysz po prostu nie będzie gardził samym mięsem.
Jak przekroczyłem wejście, od razu spotkałem się ze wzrokiem Tepa. Usłyszałem ciche burczenie wydobywające się z jego brzucha, na co zaśmiałem się.
-Voila. - powiedziałem kładąc łanię na ziemi i posypując ją rozmarynem oraz tymiankiem.
-Wiesz, że mam stół? - zapytał nie kryjąc rozbawienia. Strzeliłem sobie mentalnego facepalma, ale jak zobaczyłem, że je - odruchowo się uśmiechnąłem i dołączyłem do niego.
***
Uprzątnąłem pozostałe kości (czaszkę sobie zachowałem, bo była elegancka i będzie pasować mi do mojego domku), i usiadłem koło Teptisa.
-Kiedy będzie twój smok? Coraz gorzej wyglądasz.... - zauważyłem, gdy Tep co chwila przymykał oczy. Naprawdę się martwiłem...
Teptis?
wtorek, 23 października 2018
Od Teptisa CD Qwintala
Otworzyłem powoli oczy, będąc chwilę temu obudzony przez dający o sobie znać tępy ból w okolicach mego brzucha. Za jasno, za jasno do pioruna! pomyślałem, od razu na powrót je przymykając, tak by móc patrzeć spod rzęs, lecz aby nie docierało do mnie zbyt wiele sączącego się z zewnątrz, gasnącego powoli światła. Uświadomiłem sobie, że dzień dobiegł swojego celu podczas mojego snu, a słońce dopiero teraz kładło się na spoczynek. Spróbowałem przypomnieć sobie wydarzenia sprzed odpłynięcia w nicość. Las. Wilki. Lot. Upadek i...Obcy kot. Tak, pamiętam. Że też nie zdążyłem podziękować mu podziękować.
Rozejrzałem się po mojej jaskini, będąc pewnym, że oprócz mnie, nikogo w niej nie ma. Wielce się zdumiałem, gdy ujrzałem leżącego pod ścianą...Qwintala. Tak, z pewnością to imię powiedział mi wcześniej. Przekrzywiłem głowę i uśmiechnąłem się krzywo. A niech śpi, co mi tam. Należy mu się. Z braku innych pomysłów, jako, że nie bardzo mogłem się ruszać (gdy tylko spróbowałem, jakby noża pchnięcie wryło mi się w bok, od razu więc zaprzestałem jakiegokolwiek poważniejszego ruchu) ułożyłem głowę na łapach i przymknąłem powieki z nadzieją na sen. Niestety, nie nadszedł, toteż leżałem po prostu wpatrując się już przyzwyczajonymi oczami w zachodzące słońce.
***
Po jakimś czasie mój gość zaczął mruczeć coś przez sen, wzdrygnął się raz czy dwa i obudził się. Rozejrzał się nieco zdezorientowanym spojrzeniem po wnętrzu jaskini i w trakcie tej czynności jego wzrok padł na mnie. Przekrzywił głowę, a w jego oczach pojawił się błysk zrozumienia. Uniosłem pysk widząc to i zmarszczyłem brwi.
-Lepiej się czujesz?- zapytał wstając.
-O tyle o ile.- odparłem krzywiąc się lekko, uderzając ogonem w ziemię w geście bezsilności wobec bólu, który nie pozwalał mi się ruszyć. Qwintal podszedł i zaczął przyglądać się mojemu posiniaczonemu bokowi z niewyraźną miną.
-Możesz wstać?
-Nie bardzo.- odparłem kwaśno, po czym dodałem.- Ale co szkodzi spróbować. Może poprawiło mi się podczas tej dłuższej chwili bezruchu.- już miałem spiąć mięśnie, gdy kot stanowczo mi tego zabronił.
-Potem może być jeszcze gorzej.- tłumaczył cofając się o krok aby rzucić okiem na ciemności panujące na zewnątrz.
-Nie podziękowałem ci jeszcze za pomoc.- zacząłem, po chwili ciszy.- Rad bym uczynić to teraz, przyjmij je, wiedząc o mojej wdzięczności.- Qwintal skinął głową.
-A ja, że mnie nie wygoniłeś.- miałem zamiar machnąć łapą, ale w porę się powstrzymałem.
-Nie sądzę aby było to bardzo poważne.- rzucił mój towarzysz, wskazując pyskiem na mój bok.- Myślę jednak, że mógłbym zawołać lekarza.
-Nie musisz się fatygować. Mój smoczy towarzysz zna się nieco na rzeczy. Nie było go już parę dni, myślę więc, że niedługo się tu pojawi.
<Qwintal?>
***
Po jakimś czasie mój gość zaczął mruczeć coś przez sen, wzdrygnął się raz czy dwa i obudził się. Rozejrzał się nieco zdezorientowanym spojrzeniem po wnętrzu jaskini i w trakcie tej czynności jego wzrok padł na mnie. Przekrzywił głowę, a w jego oczach pojawił się błysk zrozumienia. Uniosłem pysk widząc to i zmarszczyłem brwi.
-Lepiej się czujesz?- zapytał wstając.
-O tyle o ile.- odparłem krzywiąc się lekko, uderzając ogonem w ziemię w geście bezsilności wobec bólu, który nie pozwalał mi się ruszyć. Qwintal podszedł i zaczął przyglądać się mojemu posiniaczonemu bokowi z niewyraźną miną.
-Możesz wstać?
-Nie bardzo.- odparłem kwaśno, po czym dodałem.- Ale co szkodzi spróbować. Może poprawiło mi się podczas tej dłuższej chwili bezruchu.- już miałem spiąć mięśnie, gdy kot stanowczo mi tego zabronił.
-Potem może być jeszcze gorzej.- tłumaczył cofając się o krok aby rzucić okiem na ciemności panujące na zewnątrz.
-Nie podziękowałem ci jeszcze za pomoc.- zacząłem, po chwili ciszy.- Rad bym uczynić to teraz, przyjmij je, wiedząc o mojej wdzięczności.- Qwintal skinął głową.
-A ja, że mnie nie wygoniłeś.- miałem zamiar machnąć łapą, ale w porę się powstrzymałem.
-Nie sądzę aby było to bardzo poważne.- rzucił mój towarzysz, wskazując pyskiem na mój bok.- Myślę jednak, że mógłbym zawołać lekarza.
-Nie musisz się fatygować. Mój smoczy towarzysz zna się nieco na rzeczy. Nie było go już parę dni, myślę więc, że niedługo się tu pojawi.
<Qwintal?>
sobota, 20 października 2018
Od Qwintala C.D Teptisa
-Co za idiota - powiedziałem do siebie, jak spostrzegłem panterę śnieżną, która próbowała walczyć z Wilkami Cienia. Wywróciłem oczami.
Podszedłem bliżej, i ukryłem się w krzakach. Zobaczymy jak to się potoczy, najwyżej przyłożę łapę do tej walki.
Pantera tworzyła wiązki, chyba elektryczne. Niezłe posunięcie, niezłe... - pomyślałem delikatnie wychylając się zza mojego ukrycia. Postanowiłem mu pomóc. Nie będę sukinsynem dla każdego, bez przesady. Skupiłem się na postaciach wilków i przyłożyłem łapę do skroni. A teraz zwolnijcie swoje ruchy, wasze ciała stają się coraz słabsze, każde kolejne uderzenie, może skończyć się śmiercią... Powtarzałem w myślach, skupiając się na szarych psach. Wiedziałem, że tym nieco ułatwiłem tą walkę kotowatemu
***
Potem dopiero co zauważyłem, było to, jak kot zarył w ziemię. Wtedy postanowiłem wyjść z mojej kryjówki, którą musiałem zmieniać, wszak - walka nie działa się tylko w jednym miejscu.
Podszedłem wtedy do niego. Na szczęście - nie stracił przytomności, ponieważ obserwował mnie.
-Em.. - zacząłem niepewnie. - Żyjesz?
Kot próbował się podnieść, co niezbyt mu się udało. Szybko podszedłem i swoim łbem podparłem jego ciało. Jakoś się udało.
-Jeszcze tak - zaśmiał się niemo. - Teptis jestem.
-Qwintal. Całą walkę cię śledziłem i może trochę pomogłem.. To nie istotne. -machnąłem łapą. - Gdzie pomieszkujesz? Odprowadzę Cię.
-To kawałek stąd.. Powinienem dać radę sam - na potwierdzenie swoich słów odsunął się ode mnie, ale od razu stracił równowagę.
-Tak, dasz radę, oczywiście. - sarknąłem, i ruszyłem w kierunku, gdzie prowadziła mnie pantera.
***
Małymi kroczkami, i chyba z dziesięcioma przerwami doszliśmy na miejsce. Zauważyłem w kącie parę skórek zwierząt, więc skojarzyłem, że to musi być jego legowisko. Położyłem go tam a sam usiadłem na ziemi.
-Mam iść po medyka? - zapytałem rozprostowując łapy.
-Poradzę sobie bez niego - mruknął. Przymknął oczy, i powoli zatapiał się w śnie, a jako, że ja mieszkałem kawał drogi stąd i byłem wykończony, położyłem się na podłodze, i odpłynąłem.\
Podszedłem bliżej, i ukryłem się w krzakach. Zobaczymy jak to się potoczy, najwyżej przyłożę łapę do tej walki.
Pantera tworzyła wiązki, chyba elektryczne. Niezłe posunięcie, niezłe... - pomyślałem delikatnie wychylając się zza mojego ukrycia. Postanowiłem mu pomóc. Nie będę sukinsynem dla każdego, bez przesady. Skupiłem się na postaciach wilków i przyłożyłem łapę do skroni. A teraz zwolnijcie swoje ruchy, wasze ciała stają się coraz słabsze, każde kolejne uderzenie, może skończyć się śmiercią... Powtarzałem w myślach, skupiając się na szarych psach. Wiedziałem, że tym nieco ułatwiłem tą walkę kotowatemu
***
Potem dopiero co zauważyłem, było to, jak kot zarył w ziemię. Wtedy postanowiłem wyjść z mojej kryjówki, którą musiałem zmieniać, wszak - walka nie działa się tylko w jednym miejscu.
Podszedłem wtedy do niego. Na szczęście - nie stracił przytomności, ponieważ obserwował mnie.
-Em.. - zacząłem niepewnie. - Żyjesz?
Kot próbował się podnieść, co niezbyt mu się udało. Szybko podszedłem i swoim łbem podparłem jego ciało. Jakoś się udało.
-Jeszcze tak - zaśmiał się niemo. - Teptis jestem.
-Qwintal. Całą walkę cię śledziłem i może trochę pomogłem.. To nie istotne. -machnąłem łapą. - Gdzie pomieszkujesz? Odprowadzę Cię.
-To kawałek stąd.. Powinienem dać radę sam - na potwierdzenie swoich słów odsunął się ode mnie, ale od razu stracił równowagę.
-Tak, dasz radę, oczywiście. - sarknąłem, i ruszyłem w kierunku, gdzie prowadziła mnie pantera.
***
Małymi kroczkami, i chyba z dziesięcioma przerwami doszliśmy na miejsce. Zauważyłem w kącie parę skórek zwierząt, więc skojarzyłem, że to musi być jego legowisko. Położyłem go tam a sam usiadłem na ziemi.
-Mam iść po medyka? - zapytałem rozprostowując łapy.
-Poradzę sobie bez niego - mruknął. Przymknął oczy, i powoli zatapiał się w śnie, a jako, że ja mieszkałem kawał drogi stąd i byłem wykończony, położyłem się na podłodze, i odpłynąłem.\
Teptis?
poniedziałek, 15 października 2018
Od Astery (Do Xever'a)
Gdy otworzyłam oczy, ujrzałam przed sobą resztę mojej wczorajszej kolacji. Na szczęście starczy na śniadanie. Zabrałam się za spożywanie posiłku. Zastanawiałam się, czy najem się tą niewielką ilością. W głębi miałam nadzieję, że tak. Po posiłku udałam się na krótką drzemkę. Gdy się obudziłam, spojrzałam na zewnątrz.
Pogoda była taka piękna. Aż trudno było mi siedzieć w jaskini. Wyszłam na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Promienie słoneczne przyjemnie opatulały moje futerko. Postanowiłam udać się na łąkę. Idąc w jej kierunku, rozglądałam się i podziwiałam krajobraz. Lubię takie spacery. Pozwalają mi się zrelaksować i uspokoić. Czekał mnie kawał drogi. Mimo to nie przeszkadzało mi to. Może się przebiegnę? Trochę ruchu dla otuchy. Uśmiechnęłam się wesoło i zaczęłam biec. Po dłuższej chwili dotarłam do pięknej łąki. Wyglądała ona cudownie. Kwiaty opatulały ją, co bardzo mi się podobało. Lubiłam takie widoki. Weszłam na łąkę. Dotknęłam łapą ziemi. Gdy ją zabrałam, wyrosła tam piękna, biała róża. Uwielbiam je. Słyszałam, że oznaczają czystość i delikatność. Powąchałam ją. Poczułam bardzo przyjemny zapach. Zaśmiałam się i ruszyłam dalej. Gdy dotarłam do Tęsknych Wodospadów, postanowiłam napić się tam wody. Gdy nachyliłam się by napić się wody usłyszałam czyiś głos.
- Witaj.- Podskoczyłam zaskoczona i na moje nieszczęście wpadłam do wody. Wynurzyłam głowę i spojrzałam w stronę, z której dobiegał głos. Ujrzałam tygrysa o ciekawym umaszczeniu. Muszę przyznać, że bardzo ładnym. – Wszystko w porządku?- spytał. Zawstydzona wyszłam z wody i otrzepałam się. - Tak. To nic takiego.- powiedziałam z ciepłym uśmiechem. – Jestem Astera. Miło mi cię poznać.- dodałam po chwili z delikatnym uśmiechem.
<Xever?>
✐ 250 słów
+5SK
- Witaj.- Podskoczyłam zaskoczona i na moje nieszczęście wpadłam do wody. Wynurzyłam głowę i spojrzałam w stronę, z której dobiegał głos. Ujrzałam tygrysa o ciekawym umaszczeniu. Muszę przyznać, że bardzo ładnym. – Wszystko w porządku?- spytał. Zawstydzona wyszłam z wody i otrzepałam się. - Tak. To nic takiego.- powiedziałam z ciepłym uśmiechem. – Jestem Astera. Miło mi cię poznać.- dodałam po chwili z delikatnym uśmiechem.
<Xever?>
✐ 250 słów
+5SK
piątek, 12 października 2018
Od Teptisa (Do Qwintala)
-Do stu tysięcy rogatych smoków! Licho was przywiało, durne psy.- warknąłem pod nosem, szczerząc kły na zbliżające się do mnie cztery wilki cienia, które prawie szorowały brzuchami po ściółce i ciskały we mnie wściekłe spojrzenia spode łbów.
Postanowiłem zajrzeć do Mrocznego Lasu chcąc tylko rzucić na niego okiem od wewnątrz, intrygowały mnie bowiem bardzo owe powyginane drzewa i ogólna mroczna atmosfera tego dziwnego lasu. Od zawsze ciągnęło mnie do takich miejsc, więc prawie bez wahania wszedłem między tajemniczą roślinność. Nie odszedłem nawet dość daleko, a już zbiegły się Wilki Cienia,
zapewne wyczuwając obcego wchodzącego na ich teren i teraz stoję tu, gdzie stoję, otoczony z trzech stron warczącymi groźnie wilkami, krążącymi wokół mnie jakbym był bezbronnym jeleniem.
-No, który pierwszy?- zapytałem kpiąco, rzucając przeciwnikom spokojne spojrzenie, jednocześnie tnąc ogonem powietrze niby nożem. Wilki popatrzyły po sobie zdecydowanie, po czym ruszyły niemal ławą, tyle, że po łuku, nie zastawiając mi drogi odwrotu. Odlecieć nie mogłem, z powodu rozłożystych gałęzi nad moją głową. Rzucały mi rozeźlone spojrzenia, ale z pewną satysfakcją, błyskając zębiskami w półmroku i zbliżając się niemal tanecznym krokiem, raz skacząc do przodu, zwalniając do wolnego, ostrożnego chodu, nagle stając i skacząc dalej, cały czas mnie obserwując. Czekałem cierpliwie aż podejdą bliżej abym mógł mieć większą pewność co do moich mocy i kiedy stały już jakieś 11 metrów ode mnie, pochyliłem się i warknąłem nisko. One nadal podchodziły, lecz o wiele wolniej i z ostrożnością, jeżąc matową sierść na grzbietach.
Nie mogłem czekać dłużej, więc skupiłem się i utworzyłem elektryczne wiązki, które oplotły wilki niespodziewanie, niczym złote węże i zacisnęły się mocno na ich łapach i pyskach. Bezsilnie tarzały się po ziemi próbując się uwolnić, na próżno. Moje cienkie nici były od nich silniejsze. Za to ja nie byłem o wiele silniejszy od nich, wiedziałem, że za chwilę poczuję skutki mojego czynu, ale nie bardzo widziałem inne wyjście, oprócz bezpośredniej walki 4:1, na którą szczerze mówiąc nie miałem ochoty. Przeszedłem więc parę kroków dalej, w miejsce, gdzie korony drzew utworzyły odpowiednią szparę ukazując zachmurzone niebo, mijając po drodze wijące się wilki, rzucające mi mordercze spojrzenia i powarkiwania. Skupiłem się jeszcze mocniej aby utworzyć skrzydła i mimochodem dostrzegłem elektryczną otoczkę wokół mojego ciała. Zaczynała boleć mnie głowa i ujrzałem już pierwsze czarne plamki w polu mojego widzenia, miałem jednak jeszcze na tyle siły aby wzbić się w powietrze i dzięki kilku machnięciom skrzydłami wydostałem się na pustą przestrzeń nad lasem. Puściłem wilki, ponieważ uważałem, że już mi nie zagrożą i wzniosłem się odrobinę wyżej. Ciemne flanele i kropki przystopowały, tak jak zawroty głowy, ale mnie nie opuściły. Byłem bardzo zmęczony. W myślach przekląłem się za dawne nie używanie moich mocy. Spojrzałem w dół na moich przeciwników i obniżyłem lekko lot. Wilki biegły za mną, wodząc za mną szaleńczym wzrokiem, powarkując i jęcząc. Jeden zawył odwracając pysk w stronę serca lasu. Świetnie. Po prostu świetnie. Jak te psiska wszystkie się zlezą to będę mieć problem.
Wspominałem, że nie wszedłem tak daleko w las, jedynie parędziesiąt metrów, lecz nie wyjaśniłem co stało się później. Otóż pogoniłem wilki w las, stwierdzając, że skutecznie. Przez dłuższy czas goniłem je i zatrzymałem się dopiero wtedy, kiedy widziałem, że są zbyt zmęczone na jakąkolwiek walkę. Pozwoliłem im umknąć w las. Niedługo potem, gdy byłem już w drodze powrotnej, lecz jeszcze naprawdę daleko od granicy lasu, wyskoczyły zza krzaków i otoczyły z trzech stron. Ja za sobą miałem skalną ścianę.
Teraz więc kierowałem się na intuicję, mając nadzieję, że nie wyczerpią mi się siły przed wyleceniem znad ponurych drzew. Gdybym spadł, to albo skręciłbym kark lub co najmniej połamał sobie parę kości, albo oszczędzony przez miękkie łoże krzewów zostałbym rzucony na pastwę goniących mnie wilków. Byłem zmęczony odstraszeniem ich wcześniej, z powodu nieprzyjemnej dla mnie, ciepłej temperatury. Wytwarzanie elektrycznych nici nie polepszyło mojego stanu. Leciałem i leciałem, goniony warknięciami i skowytem coraz większej ilości członków watahy. Skrzydłami machało mi się coraz ciężej, ciężar ciała ciągnął mnie ku ziemi, więc bezwiednie obniżyłem lot. W końcu dostrzegłem kończącą Mroczny Las linię drzew. Zadowolony przekroczyłem je w powietrzu i straciłem kontrolę nad lotem, przez czerń przed oczami. Nie widziałem nic, czułem jedynie świst wiatru i opór powietrza. Naprawdę miałem w tej chwili nadzieję, że wilki nie wyjdą z lasu i się na mnie nie rzucą. Ostatnie co udało mi się zrobić to instynktownie rozłożyć w odpowiednim momencie skrzydła, co osłabiło siłę upadku, który i tak nie był zbyt przyjemny. Zaryłem w ziemię całkiem porządnie, tocząc się jeszcze ze 4 metry dalej i w końcu się zatrzymałem. Przez parę chwil leżałem w bezruchu z zamkniętymi oczami, potem jednak powoli je otworzyłem i zobaczyłem zmierzającego w moją stronę obcego dzikiego kota.
<Qwintal?>
Postanowiłem zajrzeć do Mrocznego Lasu chcąc tylko rzucić na niego okiem od wewnątrz, intrygowały mnie bowiem bardzo owe powyginane drzewa i ogólna mroczna atmosfera tego dziwnego lasu. Od zawsze ciągnęło mnie do takich miejsc, więc prawie bez wahania wszedłem między tajemniczą roślinność. Nie odszedłem nawet dość daleko, a już zbiegły się Wilki Cienia,
zapewne wyczuwając obcego wchodzącego na ich teren i teraz stoję tu, gdzie stoję, otoczony z trzech stron warczącymi groźnie wilkami, krążącymi wokół mnie jakbym był bezbronnym jeleniem.
-No, który pierwszy?- zapytałem kpiąco, rzucając przeciwnikom spokojne spojrzenie, jednocześnie tnąc ogonem powietrze niby nożem. Wilki popatrzyły po sobie zdecydowanie, po czym ruszyły niemal ławą, tyle, że po łuku, nie zastawiając mi drogi odwrotu. Odlecieć nie mogłem, z powodu rozłożystych gałęzi nad moją głową. Rzucały mi rozeźlone spojrzenia, ale z pewną satysfakcją, błyskając zębiskami w półmroku i zbliżając się niemal tanecznym krokiem, raz skacząc do przodu, zwalniając do wolnego, ostrożnego chodu, nagle stając i skacząc dalej, cały czas mnie obserwując. Czekałem cierpliwie aż podejdą bliżej abym mógł mieć większą pewność co do moich mocy i kiedy stały już jakieś 11 metrów ode mnie, pochyliłem się i warknąłem nisko. One nadal podchodziły, lecz o wiele wolniej i z ostrożnością, jeżąc matową sierść na grzbietach.
Nie mogłem czekać dłużej, więc skupiłem się i utworzyłem elektryczne wiązki, które oplotły wilki niespodziewanie, niczym złote węże i zacisnęły się mocno na ich łapach i pyskach. Bezsilnie tarzały się po ziemi próbując się uwolnić, na próżno. Moje cienkie nici były od nich silniejsze. Za to ja nie byłem o wiele silniejszy od nich, wiedziałem, że za chwilę poczuję skutki mojego czynu, ale nie bardzo widziałem inne wyjście, oprócz bezpośredniej walki 4:1, na którą szczerze mówiąc nie miałem ochoty. Przeszedłem więc parę kroków dalej, w miejsce, gdzie korony drzew utworzyły odpowiednią szparę ukazując zachmurzone niebo, mijając po drodze wijące się wilki, rzucające mi mordercze spojrzenia i powarkiwania. Skupiłem się jeszcze mocniej aby utworzyć skrzydła i mimochodem dostrzegłem elektryczną otoczkę wokół mojego ciała. Zaczynała boleć mnie głowa i ujrzałem już pierwsze czarne plamki w polu mojego widzenia, miałem jednak jeszcze na tyle siły aby wzbić się w powietrze i dzięki kilku machnięciom skrzydłami wydostałem się na pustą przestrzeń nad lasem. Puściłem wilki, ponieważ uważałem, że już mi nie zagrożą i wzniosłem się odrobinę wyżej. Ciemne flanele i kropki przystopowały, tak jak zawroty głowy, ale mnie nie opuściły. Byłem bardzo zmęczony. W myślach przekląłem się za dawne nie używanie moich mocy. Spojrzałem w dół na moich przeciwników i obniżyłem lekko lot. Wilki biegły za mną, wodząc za mną szaleńczym wzrokiem, powarkując i jęcząc. Jeden zawył odwracając pysk w stronę serca lasu. Świetnie. Po prostu świetnie. Jak te psiska wszystkie się zlezą to będę mieć problem.
Wspominałem, że nie wszedłem tak daleko w las, jedynie parędziesiąt metrów, lecz nie wyjaśniłem co stało się później. Otóż pogoniłem wilki w las, stwierdzając, że skutecznie. Przez dłuższy czas goniłem je i zatrzymałem się dopiero wtedy, kiedy widziałem, że są zbyt zmęczone na jakąkolwiek walkę. Pozwoliłem im umknąć w las. Niedługo potem, gdy byłem już w drodze powrotnej, lecz jeszcze naprawdę daleko od granicy lasu, wyskoczyły zza krzaków i otoczyły z trzech stron. Ja za sobą miałem skalną ścianę.
Teraz więc kierowałem się na intuicję, mając nadzieję, że nie wyczerpią mi się siły przed wyleceniem znad ponurych drzew. Gdybym spadł, to albo skręciłbym kark lub co najmniej połamał sobie parę kości, albo oszczędzony przez miękkie łoże krzewów zostałbym rzucony na pastwę goniących mnie wilków. Byłem zmęczony odstraszeniem ich wcześniej, z powodu nieprzyjemnej dla mnie, ciepłej temperatury. Wytwarzanie elektrycznych nici nie polepszyło mojego stanu. Leciałem i leciałem, goniony warknięciami i skowytem coraz większej ilości członków watahy. Skrzydłami machało mi się coraz ciężej, ciężar ciała ciągnął mnie ku ziemi, więc bezwiednie obniżyłem lot. W końcu dostrzegłem kończącą Mroczny Las linię drzew. Zadowolony przekroczyłem je w powietrzu i straciłem kontrolę nad lotem, przez czerń przed oczami. Nie widziałem nic, czułem jedynie świst wiatru i opór powietrza. Naprawdę miałem w tej chwili nadzieję, że wilki nie wyjdą z lasu i się na mnie nie rzucą. Ostatnie co udało mi się zrobić to instynktownie rozłożyć w odpowiednim momencie skrzydła, co osłabiło siłę upadku, który i tak nie był zbyt przyjemny. Zaryłem w ziemię całkiem porządnie, tocząc się jeszcze ze 4 metry dalej i w końcu się zatrzymałem. Przez parę chwil leżałem w bezruchu z zamkniętymi oczami, potem jednak powoli je otworzyłem i zobaczyłem zmierzającego w moją stronę obcego dzikiego kota.
<Qwintal?>
wtorek, 9 października 2018
Od Qwintala C.D Asili
Noce w stadzie były ciepłe i przyjemne. Do czasu... Jedna z moich znienawidzonych pór roku pokazywała swoje oblicze. Teraz częściej wychodziłem na polowania, żeby zapewnić sobie futra - dla ciepła, i pożywienie na chłodniejsze noce. Wiem, że to trochę barbarzyńskie, aby zabijać inne zwierzęta dla swoich potrzeb, ale co mam na to poradzić. Teraz w mojej jaskini panowała "domowa atmosfera".Nie wiem jaka powinna tam panować, ale ja czułem się tutaj bardzo przyjemnie.
Na razie alfa nie potrzebowała moich rad, więc mogłem zrobić sobie wolne. Ten czas chciałem poświęcić na samotne wędrówki.
***
Doszedłem do ładnych terenów. Rozkojarzyłem się, i nie kojarzyłem gdzie się znajduję. Myślałem nad tym, co będę dzisiaj robił. Błądziłem myślami, gdy poczułem przeszywający ból w tylnej, lewej łapie. Sapnąłem, i usiadłem.
- Cholera... - szepnąłem, gdy zauważyłem małe rozcięcie, z którego sączyła się krew. - Super.
Wstałem i próbowałem się rozruszać, gdy poczułem czyjąś obecność.
- Hej. - Usłyszałem głos jakiejś samicy. Szybko się odwróciłem, i zmierzyłem ją wzrokiem.
- Kim jesteś? - zapytałem z podejrzliwością. Zdążyłem zauważyć, że była to gepardzica o zielonych oczach.
Samica uśmiechnęła się, i dodała - Jestem Asili, wczoraj dołączyłam do tego stada.
Prychnąłem, ale przypomniałem sobie, że warto mieć kogoś z kim można porozmawiać, więc... spróbuję być miły.
-Ja jestem Qwintal, też niedawno dołączyłem. Wiesz może, gdzie znajdę medyka? - przedstawiłem się szybko i zadałem pytanie, wskazując na łapę. Ona zaśmiała się cicho, i wywróciła oczami.
-Stoi przed tobą, pokaż mi - odsłoniłem miejsce. - No... nie wygląda to za dobrze. Wejdź do mojej jaskini i zaraz to zaopatrzymy.
Przytaknąłem. Była bardzo miła, więc nie widzę potrzeby, by z nią wojować.
Potulnie wszedłem do środka.
Asili?
niedziela, 7 października 2018
Od Qwintala (Do Cziki)
Wyszedłem z uśmiechem z jaskini Alfy Cziki. Szczerym uśmiechem. W końcu udało mi się odnaleźć jakieś stado… Teraz tylko muszę powiadomić mojego braciaka. Niby mógłbym to zrobić już teraz, przy pomocy myśli, ale to nie to samo. Tak cholernie tęsknię za Taco…
Postanowiłem, że trochę porozglądam się po terenach. Dzisiaj Alfa jeszcze mi odpuściła moje zadania, abym mógł bardziej się zapoznać zresztą członków, terenami, i takie duperele. Wyraźnie zaznaczyła, że w razie jakichkolwiek problemów, mogę się do niej zwrócić. Miło.
Swoją podróż, zacząłem od Tęsknych Wodospadów. Ładne miejsce, ale jak dla mnie – przejaskrawione. Idealne widoczki, pianka… Ble. Najchętniej zaszyłbym się z dala, od takich miejsc, ale z tego co wiem – tutaj jest nasz główny wodopój.
Chwilę pospacerowałem po kamieniach tworzących drogę, nawet zamoczyłem łapę. Przyjemnie jest wsadzić swoje odnóże gdzieś, gdzie nie zalatuje szambem i padliną. Wzdrygnąłem się na tą myśl.
Moim kolejnym punktem było miejsce znacznie ciekawsze – Legendarna Skała Alf. Podobno to tutaj wszystko się zaczęło. Chciałem stanąć chociaż koło niej, i – może to głupio zabrzmieć – podziękować. To dzięki niej lata mojej tułaczki się skończyły.
***
Po skończeniu moich zamiarów, rozejrzałem się trochę po okolicy, i dostrzegłem szeroką szparę, kawałek od Skały. Postanowiłem to zbadać. Wszedłem do środka, i ujrzałem coś pięknego. Idealną jaskinię dla mnie. W razie co, mój braciszek też by się zmieścił!
Było pięknie. Wszystko pachniało mokrym amfibolitem i wapnem. Idealnie. Uwielbiałem ten zapach. Od razu postanowiłem jakoś urządzić to miejsce. Pozbierałem kamienie, liście, pióra…
Podczas tych poszukiwań, upolowałem dzika i królika. Z ich skór będzie idealne posłanie.
Wszystko naprawdę rewelacyjnie się ze sobą komponowało. Byłem dumny.
Teraz, jak znalazłem sobie miejsce do spania, warto by było kogoś poznać bliżej. Z tego co słyszałem od jakichś innych kotów, najczęściej można było kogoś spotkać w okolicach Jeziora Łez. Bez wahania ruszyłem właśnie tam.
Z mojej jaskini był kawałek drogi, więc jak już dotarłem – upadłem po prostu na pysk w piach. Było tam tak cieplutko i miło…
Mój odpoczynek przerwała pewna postać, która przywoływała mnie gestem łapy. Rozpoznałem, że to była ta gepardzica, która przyjęła mnie do stada.
Postanowiłem, że trochę porozglądam się po terenach. Dzisiaj Alfa jeszcze mi odpuściła moje zadania, abym mógł bardziej się zapoznać zresztą członków, terenami, i takie duperele. Wyraźnie zaznaczyła, że w razie jakichkolwiek problemów, mogę się do niej zwrócić. Miło.
Swoją podróż, zacząłem od Tęsknych Wodospadów. Ładne miejsce, ale jak dla mnie – przejaskrawione. Idealne widoczki, pianka… Ble. Najchętniej zaszyłbym się z dala, od takich miejsc, ale z tego co wiem – tutaj jest nasz główny wodopój.
Chwilę pospacerowałem po kamieniach tworzących drogę, nawet zamoczyłem łapę. Przyjemnie jest wsadzić swoje odnóże gdzieś, gdzie nie zalatuje szambem i padliną. Wzdrygnąłem się na tą myśl.
Moim kolejnym punktem było miejsce znacznie ciekawsze – Legendarna Skała Alf. Podobno to tutaj wszystko się zaczęło. Chciałem stanąć chociaż koło niej, i – może to głupio zabrzmieć – podziękować. To dzięki niej lata mojej tułaczki się skończyły.
***
Po skończeniu moich zamiarów, rozejrzałem się trochę po okolicy, i dostrzegłem szeroką szparę, kawałek od Skały. Postanowiłem to zbadać. Wszedłem do środka, i ujrzałem coś pięknego. Idealną jaskinię dla mnie. W razie co, mój braciszek też by się zmieścił!
Było pięknie. Wszystko pachniało mokrym amfibolitem i wapnem. Idealnie. Uwielbiałem ten zapach. Od razu postanowiłem jakoś urządzić to miejsce. Pozbierałem kamienie, liście, pióra…
Podczas tych poszukiwań, upolowałem dzika i królika. Z ich skór będzie idealne posłanie.
Wszystko naprawdę rewelacyjnie się ze sobą komponowało. Byłem dumny.
Teraz, jak znalazłem sobie miejsce do spania, warto by było kogoś poznać bliżej. Z tego co słyszałem od jakichś innych kotów, najczęściej można było kogoś spotkać w okolicach Jeziora Łez. Bez wahania ruszyłem właśnie tam.
Z mojej jaskini był kawałek drogi, więc jak już dotarłem – upadłem po prostu na pysk w piach. Było tam tak cieplutko i miło…
Mój odpoczynek przerwała pewna postać, która przywoływała mnie gestem łapy. Rozpoznałem, że to była ta gepardzica, która przyjęła mnie do stada.
<Czika?>
Qwintal!
Imię: Ten tygrys? To jest Qwintal.
Pseudonim: Qwin, Qu, Tal, Czacha, Pasek (nienawidzi tego)
Wiek: 3 lata… 3 długie, męczące lata.
Płeć: Samiec, lew, tygrys, on… Po prostu samiec.
Stopień: Początkujący
Gatunek: Tygrys
Głos: KORTEZ
Stanowisko: Doradca Alf
Charakter: Qwintal jest kopniętym przez diabła, upadłym aniołem, który potrafi nieźle skopać dupę. Należy do samców: ''Nie przeprosiłeś za to, że zabrałeś mi moją zdobycz?! Masz zjeby...''. Jeśli nie wywarłeś na nim w miarę dobrego wrażenia od początku znajomości, radzę do niego nie startować, chyba że, albo on sam do Ciebie podejdzie, albo masz zaprzyjaźnionego medyka, który leczy otwarte złamania, oraz wstrząsy mózgu. Jeśli etap ''Poznawania'' się z Qwinem, przebiegł pomyślnie, bądź z siebie dumny. Nielicznym udaje się przez to przebrnąć. Podczas znajomości jest oschły. Często używa wulgarnych słów, i tak też często, przekręca je na swój sposób. Często zaczyna bójki, a raz nawet wojnę... Jest aż za bardzo energiczny, można by rzec- ma ADHD. Potrafi być miły i romantyczny. Romantyzm u niego, jest na poziomie dziennym. Jest romantyczny dla niej. Ona jest jego promyczkiem na lepsze życie... Jedynie jest miły.. dla niektórych. Kiedy jest zdołowany, siedzi w jakimś wybranym miejscu, najczęściej jaskini, myśli nad swoim życiem. Nie powiem, że nigdy nie płacze, oraz że nie ma uczuć. Właśnie często ma załamki. Często płacze. Jeśli Ci zaufa, będzie się z tobą śmiał. Nie jest obojętny wobec słabszych *jeśli się nie sapią do niego*. Często jest też pod działaniem środków psychoaktywnych... Ale ma też rozsądek. Potrafi odmówić, lub zaproponować lepsze rozwiązanie. Jest pomocny i uczynny. Oczywiście, liczy, że Ty kiedyś też mu pomożesz. Mu warto pomagać. ONA mu pomogła, a on.. obdarzył ją tym niebezpiecznym uczuciem, jakim jest miłość. Zawsze chciał się udzielać, na rzecz stada, rodziny, świata, ale to.. nie było mu dane. Powracając do charakteru: Qwintal mało czego się boi, ale jest tylko tygrysem. Ma jakieś tam strachy. Ale nie typu, że boi się pająków, czy ciemności. Nie, nie. Wiele razy, próbował zmienić tą, swoją złą stronę, na lepszą. Ma nadzieję, ze nowe otoczenie, nowi przyjaciele oraz... nowa rodzina, go zmienią. Na zdecydowanie lepsze, oczywiście
Żywioł: Cień, Umysł
Moce:
UMYSŁ
✧Potrafi zdziałać tą swoją szarą łepetyną bardzo dużo złego w innych kocich głowach.
✧blokuje myśli
✧kontroluje myśli innych
✧rozmowa w myślach
✧czytanie w myślach
✧zmiana nastawienia
CIEŃ
✧maskowanie się w cieniu
✧przywoływanie postaci z cieni
✧ożywianie cieni innych
✧przenikanie przez cienie (może wejść w cień drzewa, i przenieść się w dowolne miejsce, w którym jest cień)
Partner/ka: Jest zainteresowany pewną samicą.
Rodzina: Ma jedynie Brata, o reszcie musi zapomnieć.
Młode: Brak
Historia: Dnia 19 maja, około godziny 01:30, szara tygrysica zaczyna odczuwać bóle. Nie była świadoma tego, że jest w ciąży. Nie była przygotowana na to psychicznie, jak i fizycznie. Jej partner życiowy, starał się nią zaopiekować. W końcu udało się. Na świat przyszły trzy małe, z początku białe istoty. Jego matka wyrzuciła go, jego rodzeństwo, oraz- ojca na bruk, gdy zobaczyła, że.. wyglądają inaczej, jakby sama nigdy nie przechodziła zmiany ubarwienia. Wtedy po raz pierwszy życie dało kopa w du*ę Qwintalowi.
Jego rodzinie było ciężko przeżyć na ulicy. Nie przywykli do polowania. Jedli korzonki, zioła oraz owady. Qwintal zdał sobie sprawę z tego, że nigdy jego życie nie będzie należeć do łatwych.
Cały jego świat, obrócił się, o 180 stopni, kiedy dowiedział się, że jego matka.. Nie żyje. Została potrącona przez pędzące auto. Qwin, wówczas 2 letni samiec, zaczął się staczać. Pierwsze branie, imprezowanie... Los znowu go doświadczył. Potem, wszystko zaczęło się walić. Ojciec rzucił się pod pociąg, a jego jedyna siostra- uciekła. Został on, i jego ukochany braciszek. Życie tak bardzo go zraniło. Chciał powtórzyć los swojego ojca, ale jego brat podtrzymywał go na duchu.
Pewnego razu, postanowili znaleźć jakieś inne koty, może nawet i stado..? Postarają powiadomić się o swoim ''znalezisku'' ze sobą. Zaczęli iść przed siebie. Qwintalowi się udało. Spotkał Czikę a ta zabrała go do swojego stada. Czas zacząć nowe życie- pomyślał, gdy przekraczał granice stada, a potem wylądował w jaskini... Jego dalsza historia będzie się toczyła właśnie tu. W Stadzie Adamantium - jego nowym domu, rodzinie.
Ciekawostki:
-Lubi straszyć innych przy pomocy swoich mocy
-Jeśli się zakocha, jego serce będzie wiecznie przy tej samej osobie
-Korzysta z swoich mocy dla własnej zabawy
Właściciel: Cook!e, nonamenoright@gmail.com
Subskrybuj:
Posty (Atom)
Szablon
Karou
Royalog
Royalog