Jako wojownik moim zadaniem jest obrona członków sfory. Ostatnio jakoś nic się nie dzieje, jedynie może w Mrocznym Lesie, ale tam bez powodu się nie udaję. Dotąd byłam tylko raz i trochę oberwałam. Zastanawia mnie też fakt, czy ingerencja Alucard'a na bagnach będzie miała swoje konsekwencje w przyszłości...
Kiedy latałam nad terenami uważnie obserwując co się dzieje, postanowiłam polecieć do Cloudsdale. Stamtąd są najlepsze widoki do obserwacji. Na miejscu spotkałam Air'a, mojego towarzysza. Przywitałam się z nim i usiadłam na chmurkach odpoczywając. Smok zrobił to samo, a ja wróciłam do obserwacji - nic ciekawego. Widziałam paru nowych członków, których ciągle przybywa. Już sama się w tym nie orientuję. W końcu jednak ujrzałam tygrysicę spacerującą samotnie po górach. Dawno nie byłam tam, a chętnie bym się powspinała, co robiłam gdy byłam młodsza i jeszcze nie potrafiłam latać. Spędziłam jeszcze parę minut na chmurach, jednak moja podświadomość zachęcała do aktywności z dzieciństwa, a ponieważ miałam taką okazję, a może i szansę poznać kogoś nowego, ochota była jeszcze większa. Wróciłam na ziemie (dosłownie) lądując u podnóża góry.
- Raz się żyje - powiedziałam do siebie mając świadomość, że nie jestem już sprawna jak małe kociątko.
Popatrzyłam w górę i wzięłam głęboki wdech. Odepchnęłam się łapami od podłoża łapiąc za najwyższy punk zaczepienia, do którego mogłam dostać. Potem doszła kolejna kończyna i tylne. Tak powoli w wielkim skupieniu wspinałam się robiąc małe i ostrożne kroki.
Po około dwudziestu minutach wspinaczki zaczęło mi doskwierać zmęczenie. Wiedziałam, że równie dobrze mogłabym użyć skrzydeł, ale wtedy nie byłoby satysfakcji. Wreszcie jednak dotarłam do półki skalnej. Wydając z siebie jęk zmęczenia, wyciągnęłam się na płaszczyznę, a moje ciało opadło na ziemię. Wyszłam z wprawy, to fakt. Może też szybciej się męczę przez ciężar skrzydeł? Są dość duże i nie są z piór jak u ptaków. Jednak dość leżenia, właśnie poczułam czyjś zapach w powietrzu. Podniosłam się z ziemi i ruszyłam za wonią. Na szczęście już nie musiałam się wspinać.
Szybko wywnioskowałam, że znajduję się na górze z aktywnym wulkanem. W jego wnętrzu jest wrząca lawa. Czułam coraz bardziej ciepło, a zapach kota się nasilał. Mogłoby się wydawać, że natrafiłam na odpowiedni moment. Ujrzałam jedynie ogon tygrysi, który zniknął w kraterze! Szybko rzuciłam się za kotem, któremu wydawało się mi być życie niemiłe. Nie mogłam tego zignorować.
Momentalnie zmniejszyłam opór powietrza wokół ciała i szybko dostałam się do tygrysicy, którą złapałam w pasie obejmując łapami.
- Co się... - zaczęła tygrysica - dzieje?!
W tym momencie skupiłam się na udźwignięciu kocicy. Już nie używałam żadnych z umiejętności magicznych, aby nie tracić niepotrzebnie energii. Jedynie pod koniec ciężko dysząc, użyłam podmuchu wiatru ostatkami sił, co nas wybiło na górę i obie wróciłyśmy na ziemie. Wstałam nie mogąc złapać wdechu. Jednak kiedy oddech się unormował, odezwałam się do tygrysicy, która również wstała.
- Co... co się stało? - zapytałam między wdechami i wydechami.
- Tak właściwie, to nic - zaśmiała się.
I gdzie tu był powód do śmiechu ja się pytam? Była bliska zginąć w lawie usmażona!
Popatrzyłam na nią z pochyloną głową wyrażając jednocześnie zaciekawienie na pysku.
- To nie był mój koniec, tylko rozrywka. Jako kot ognia... - zaczęła tłumaczyć, a ja przerwałam jej w tym momencie.
- Czekaj... czyli ty masz taką umiejętność?! - spytałam nerwowo.
Tygrysica przytaknęła z lekkim rozbawieniem.
Fuknęłam jedynie wracając do leżenia i nabierania sił.
- Reiko jestem - powiedziałam.
Nariko? :p
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz